"Zamknąłem trylogię, ale nie odcinam się od wykreowanego uniwersum". Edgar Hryniewicki o swojej książce "Po drugiej stronie mostu"

 

Czy każdy wybór niesie za sobą nieodwracalne konsekwencje? Czy pisanie finałowego tomu trylogii okazało się wyzwaniem? Co znajduje się po drugiej stronie mostu? Na te i wiele innych pytań odpowiedział Edgar Hryniewicki, który właśnie wydał książkę pt. "Po drugiej stronie mostu", czyli ostatnią część swojego cyklu. Zapraszam do przeczytania naszej rozmowy 😀




Edgar Hryniewicki, rocznik 2000 to student Wydziału Mechanicznego na Politechnice Białostockiej. Miłośnik książek, gier komputerowych i sportu, w tym piłki nożnej oraz jazdy na rowerze. Autor zadebiutował w 2020 r. pisaną od siedemnastego roku życia powieścią pt. "Czarne Koty”. W 2022 r. wydał jej kontynuację pt. "Ostatni goblin".




Wioleta Sadowska: Lubi Pan mapy?

Edgar Hryniewicki: Tak, znacząco ułatwiają poruszanie się – czy to po nieznanym terenie, czy po świecie książki.

Wioleta Sadowska: Nie pytam o to bez powodu, bo dzięki mapom, jakie zawiera Pan w książce, łatwiej nam odnaleźć się w całym uniwersum Czarnych Kotów. Trudno było je stworzyć na potrzeby każdej z części?

Edgar Hryniewicki: Nie, to akurat jedna z przyjemniejszych, ale też koniecznych prac wykonanych w czasie tworzenia trylogii. Niektóre mapy i plany wykorzystywałem we wszystkich tomach, niektóre stworzyłem na potrzeby konkretnego, ale każdy był wart czasu poświęconego na jego przygotowanie. Nie wszystkie materiały wspomagające proces twórczy autora znalazły się na stronach powieści, umieściłem te, które są istotne dla odnalezienia się w kolejnych rozdziałach.

Wioleta Sadowska: Na kontynuację „Ostatniego goblina” czekaliśmy dość długo. Jak pisało się Panu „Po drugiej stronie mostu”? Było łatwiej czy może wręcz przeciwnie?

Edgar Hryniewicki: Mimo tego, że musiałem trzymać się nakreślonych w poprzednich tomach ram, to jednak było łatwiej. Na pewno wpływ na to miało większe doświadczenie, które pozwoliło uniknąć pewnych błędów. Rozbudowane, poruszające wiele szczegółów recenzje „Czarnych Kotów” i „Ostatniego goblina” nie poszły w las, starałem się i dalej się staram szlifować swój warsztat pisarski.

Z kolei konsekwencja i systematyczność, których na pewno brakowało przy tworzeniu pierwszego tomu, a i przy drugim nie grzeszyłem nimi, pozwalały utrzymać się w ciągu, co na pewno sprawiło, że proces twórczy był łatwiejszy. Cały czas pisałem, nie miałem dłuższych przerw, na początku zakreśliłem dość szczegółowy plan, który, choć ewoluował z czasem, to jednak udało się zrealizować. Na pewno wyzwaniem była przemiana głównego bohatera, jego wydoroślenie, ale myślę, że udało mi się to osiągnąć, podobnie jak inne założenia, które stworzyłem po „Goblinie”.

Wioleta Sadowska: Ponad 6 lat temu zapisał Pan pierwsze kartki, z których miało powstać krótkie opowiadanie do szuflady, a teraz, w roku 2023, możemy kupić całą trylogię. Czy z każdą kolejną książką rosła presja związana z oczekiwaniami czytelników?

Edgar Hryniewicki: Największe emocje – co naturalne – towarzyszyły mi przy okazji debiutanckiej książki. Oprócz radości i dumy, czułem wtedy też pewne obawy co do tego, jak zostanie odebrana pierwsza powieść, ale z drugiej strony nie poświęcałem temu wiele uwagi, wolałem skupić się na śmiałych, marzycielskich planach, które zakładały pozytywne opinie Czytelników. Pierwsze recenzje nie były tak dobre, jak to sobie wyobrażałem w najodważniejszym scenariuszu, ale na pewno – uwzględniając choćby wiek – nie mogłem narzekać.

Przy drugim tomie, a w zasadzie dopiero kilka tygodni przed premierą, pojawiła się presja, zastanawiałem się, czy poprawi wynik poprzednika, albo czy przynajmniej nie wypadnie gorzej. Udało się, w recenzjach Czytelnicy dostrzegali więcej plusów, opinie liczbowe były wyższe. Wydanie trzeciego tomu też wiązało się z podobną presją, ale ta była zdecydowanie mniejsza, co łączę z rosnącym doświadczeniem, ale i świadomością, że mój warsztat pisarski nie stoi w miejscu, wyciągam wnioski z przemyśleń Recenzentów, analizuję je i aplikuję w procesie tworzenia kolejnej powieści.

Wioleta Sadowska: Niektórzy pisarze mówią, że w tworzeniu powieści kluczowa jest dyscyplina i plan, a inni twierdzą, że prowadzi ich osławiona wena, swoisty wewnętrzny "głos". Jak ten proces twórczy wygląda u Pana?

Edgar Hryniewicki: Na swoim przykładzie mogę powiedzieć, że ewoluowałem od tego „głosu” w „Czarnych Kotach” do rozpisywania szczegółów w trzecim tomie. Moim zdaniem, wygodniej jest i z korzyścią dla powieści, aby planować kolejne rozdziały z wyprzedzeniem, prowadzić uporządkowane notatki i zapisywać wszystkie pomysły czy przemyślenia.

Na pewno wena i taka kreatywna samowola są bardzo potrzebne przy pisaniu poszczególnych scen, bez nich byłoby trudno napisać przejmujący opis czy wiarygodny dialog, ale w kontekście całej książki teraz nie wyobrażam już sobie pracować bez rozpisywania szczegółów. Szczegółów dotyczących zarówno poszczególnych scen czy miejsc, ale też bohaterów, zwyczajów. Oczywiście nie da się wszystkiego zaplanować i często wena w trakcie pisania przynosi lepsze pomysły czy dodatkowe smaczki w przewidzianej wcześniej akcji. Podsumowując, plany są bardzo istotne, ale „głos” sprawia, że poszczególne sceny są żywsze, pełniejsze, lepiej ukształtowane.


Wioleta Sadowska: Co znajdziemy w „Po drugiej stronie mostu”?

Edgar Hryniewicki: Wielotorową fabułę, która na pewno nie jest już skupiona tylko wokół Minsa, tak jak w poprzednich wątkach. Sporo przygód, zwrotów akcji, ale i dojrzewanie głównego bohatera, który wciąż podejmuje się niebezpiecznych wyzwań. Z drugiej strony jest jego ukochana Tulelia, która w świecie zdominowanym przez mężczyzn dojrzewa do roli przywódcy i następcy swojego ojca – opowieść o niej stanowi ważny element „Po drugiej stronie mostu”. Oprócz nich pojawia się kapitan, który wpakował Minsa w „Czarnych Kotach” do więzienia, a teraz Czytelnicy poznają go z innej perspektywy. Wojna toczy się dalej, siły Południa prą i atakują, zwyciężają i pokonują kolejnych sojuszników Thornis. Wątek wojenny odrywa Czytelnika od perypetii młodych ludzi, którzy tym razem nie opuszczają rodzimej wyspy. Myślę, że choć nie ma w tej książce tylu pościgów czy podróży po odległych krainach, to z racji wielowątkowości powieść jest dynamiczna i odbiorcy nie powinni się nudzić, a na końcu pewnie się zaskoczą. 

Wioleta Sadowska: W trzeciej odsłonie cyklu, wrzuca Pan Minsa w wir kolejnych trudnych wydarzeń i wcale nie oszczędza swojego bohatera, dokładając mu coraz to nowsze wyzwania. Mins zaskakuje, więc jestem ciekawa, czy również Pana, kreatora jego postaci, także zaskoczyły jego decyzje?

Edgar Hryniewicki: Jeśli chodzi o główny cel, to nie, gdyż od początku chciałem, by Mins dojrzał i wziął większą odpowiedzialność za swoje czyny, stał się bardziej przewidujący i mniej naiwny. W niektórych scenach, na przykład z Tulelią lub Gwalbertem Gurdencem, wena popchnęła mnie do napisania dialogów, które wcześniej, na etapie planowania inaczej się rysowały, ale nie były to diametralne zmiany. W przypadku zakończenia, ostatniego rozdziału i – zwłaszcza – epilogu, to te sceny kształtowany się we mnie od czasu pisania „Czarnych Kotów”, więc ten zaskakujący – zapewne – dla części Czytelników finał trylogii nie sprawił mi niespodzianki 😊

Wioleta Sadowska: Wspomniany Epilog to rewelacyjny zabieg, w którym zdradza Pan dalsze perypetie innych bohaterów, w tym także przyjaciół Minsa. Czy to oznacza, że trzeci tom definitywnie kończy cały cykl?

Edgar Hryniewicki: Tak, ta historia została zamknięta i na razie nie planuję do niej wracać. Możliwe, że za jakiś czas powstanie sequel lub prequel, w końcu w trylogii występują postacie, które zasługują na rozwinięcie, jednak jest to melodia przyszłości.

Wioleta Sadowska: Załóżmy, że może się Pan przenieść na jeden dzień na wyspę Thornis. Jak wykorzystałby Pan ten czas?

Edgar Hryniewicki: Na pewno przeszedłbym się po miejscach, które wystąpiły w trylogii. Sporo czasu spędziłbym w stołecznym mieście. Odwiedziłbym biedne, portowe zaułki, rodzinną dzielnicę Minsa, przeszedłbym się na tętniące życiem targowisko przy koszarach i zgubił się w wąskich, klimatycznych uliczkach. Pewnie odważyłbym się wejść do karczmy Pod Piórem Niezłocia, zobaczyć miejsce, które zmieniło życie moich bohaterów. Najchętniej obszedłbym całe miasto, wchłonął jego atmosferę i się nią cieszył, obserwowałbym życie codzienne mieszkańców, może z kimś wszedłbym w jakąś dłuższą konwersację.

Poza miastem też znalazłoby się parę miejsc wartych odwiedzenia, jak chociażby klasztor czy zamek Stolk, ale też chciałbym przejść się po najzwyklejszych wsiach i tam też zajrzeć w każdy kąt. Spróbowałbym znaleźć stworzenia, które nie występują w naszym świecie, na przykład gobliny, z nadzieją, że okażą się bardziej gościnne niż wobec Minsa.


Wioleta Sadowska: Ależ to byłaby wyprawa! Całą Pana trylogię można już ustawić na półce, więc nie mogę nie zapytać o okładki poszczególnych tomów. Jak wyglądała praca nad ich koncepcją? Miał Pan wpływ na ich ostateczny wygląd?

Edgar Hryniewicki: Tak, na każdą miałem swój pomysł i wskazówki przesyłałem wydawnictwu, które przekazywało je potem grafikowi. Chciałem, aby przede wszystkim trylogia wyróżniała się, ale też miała wspólny mianownik, jeśli chodzi o szatę graficzną. Motywem wyróżniającym wszystkie okładki są oczy, odpowiednio: kocie, goblinie i… no właśnie. Trzecie są najbardziej ludzkie, ale niekoniecznie muszą należeć do człowieka. Każda okładka miała odzwierciedlać w jakimś stopniu fabułę danego tomu – portowe miasto, podróże po wyspach i w końcu niebezpieczny most – a oczy sugerowały, że akcja powieści, poczynania Minsa są przez kogoś obserwowane. Kocie ślepia nawiązują do tajnej organizacji, Czarnych Kotów, z kolei tytułowy goblin widniejący na okładce drugiego tomu nie tylko obserwuje, ale i prowadzi głównego bohatera. Oczy z najnowszej okładki nie mają tak prostego wyjaśnienia, tutaj zostawiam Czytelnikom większe pole manewru w domyślaniu się, do kogo należą, ale może to być związane z wątkiem onirycznym 😉

Wioleta Sadowska: Z pewnością zatem w tym temacie pojawią się różne teorie. Jakie są Pana dalsze plany literackie? 

Edgar Hryniewicki: Jakiś czas temu zabrałem się za kolejną książkę, która otwiera nowy rozdział w mojej pracy twórczej. Zamknąłem trylogię, ale nie odcinam się od wykreowanego uniwersum, chcę je dalej eksplorować i pokazać Czytelnikowi z innej perspektywy. Tym razem bohaterami książki będzie rodzeństwo pochodzące z arystokratycznej rodziny z Krotosu, a więc państwa, które z oczu Minsa i jego przyjaciół jest przedstawione jako barbarzyńskie, ekspansywne. Nie chcę za dużo zdradzać, bo i etap prac jest dość wczesny, ale mam nadzieję, że w przyszłym roku, może nawet w pierwszej połowie, powieść będzie gotowa i wtedy podejmę się próby jej wydania. Na pewno nie chcę poprzestać na trzech książkach, zwłaszcza że każda kolejna spotyka się z coraz lepszym odbiorem Czytelników.

Wioleta Sadowska: Co na koniec naszej rozmowy chciałby Pan przekazać czytelnikom Subiektywnie o książkach?

Edgar Hryniewicki: Samych pozytywnych wrażeń po czytaniu książek polecanych przez Panią na blogu 😊


"Po drugiej stronie mostu" to udane zakończenie całej trylogii, która przenosi czytelnika do fikcyjnego świata pełnego intryg, wojen, ale i prawdziwej przyjaźni oraz miłości. Niewątpliwie warto poznać całe uniwersum skrojone coraz lepszym piórem Edgara Hryniewickiego od pierwszego tomu cyklu, gdyż literacka przygoda z Minsem i Czarnymi Kotami oferuje mnóstwo wrażeń i zaskakujących wydarzeń, okraszonych refleksją nad złożonością ludzkiej natury.



Wywiad został opublikowany w ramach współpracy z autorem.

9 komentarzy:

Dziękuję wszystkim za ślad, który tutaj zostawiacie :)

Copyright © 2016 Subiektywnie o książkach , Blogger