Amfetaminowy obłęd w księgarniach

 

Chciałabym was zainteresować ciekawym tytułem, jaki całkiem niedawno pojawił się na księgarskich półkach. To książka "Amfetaminowy obłęd" Marcina Kadziszewskiego, o której niebawem opowiem wam więcej na blogu.


Wstęp

Książkę tę dedykuję pamięci Pawła, Piotrka, Patryka i wielu innych, którym nie udało się dotrzeć na drugi brzeg grząskiego bagna. W bagnie tym się topiliśmy, wszyscy razem i każdy z osobna, młodzi ludzie powoli tracący chęć do życia. Ich oczy zamierały dzień po dniu, pogodne i radosne niegdyś twarze zamieniły się w smutne, o ziemistym kolorze cienie, z pustymi dziurami zamiast oczu. I ja razem z nimi, w tym zagubionym tłumie. Już prawie nic nie czułem, umierałem, moja dusza niemal do mnie nie mówiła albo ja byłem głuchy na jej cierpienie, a ona przecież cierpiała. Przez lata krzyczała, lecz ja kazałem jej milczeć. Powstała cisza, przerażająca cisza zwiastująca powolne odchodzenie istot. Jedna po drugiej uciekały z tego bagna, a odchodząc, pozostawiały wspomnienia: o marzeniach, planach, niespełnionych życiach, których nie będzie im dane przeżyć. Te wspomnienia pozostaną wciąż żywe w nas, w tych, którym się udało.

Po wpuszczeniu amfy do żyły zaczyna się wyścig i niczym diabelski koń cwałem setki godzin krąży po moim mózgu. Zostawia wybite ślady kopyt w mojej psychice. A ja w ich rytm tańczę w wariackim obłędzie, potykając się o istotę własnej głupoty. W środku burzy, czekając jakby na uderzenie pioruna, które pobudzi mnie do życia lub zabije. Kocham życie, a mój pasożyt kocha je zabijać. I jeśli choć na chwilę uda mi się go z głowy wyrzucić, to ten dobija się bezczelnie z powrotem z nowymi argumentami. I zerka na mnie przyjacielsko, że niby teraz jest już mądrzejszy. Wpuszczam go więc znowu, a moja paranoja nie mija. Wychodzę i idę po amfę, wiem, że to dla mnie wyrok. Mam godzinę spaceru do momentu podjęcia ostatecznej decyzji, czy dziś znowu zamknę się w mojej własnej klatce, w której tak bardzo nie lubię przebywać. Krok za krokiem idę dalej, a w mojej głowie odbywa się rozprawa sądowa. Oskarżony jest tylko jeden. Pocę się, niecierpliwie czekam na decyzję. Kto ma rację: oskarżyciel czy bestia siedząca we mnie? Mijam kolejne przecznice i nawet latarnie migając, mówią mi jakby: „Nie, nie idź tam, tam nie warto, można stamtąd nie wrócić”. Wtedy przeraża mnie to, a mimo tego idę wprost przed siebie, ślepo mijając kolejne znaki zsyłane przez Boga. Biorę życie za żart. Już prawie jestem na miejscu, już zaraz przeznaczenie się dokona.


Jesteście zainteresowani poznaniem prawdziwej historii narkomana?

Materiał został opublikowany w ramach współpracy z autorem.

12 komentarzy:

  1. Jestem jej niesamowicie ciekawa. Mam nadzieję, że będzie czuć z niej prawdę.

    OdpowiedzUsuń
  2. W tym momencie raczej się nie skuszę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo interesuje mnie ta książka. Czekam na Twoje wrażenia po lekturze.

    OdpowiedzUsuń
  4. Straszna książka, ale pożyteczna. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. wow świetnie opisane, chętnie siegnę po tą ksiażkę, jednak poczekam na Twoją o niej opinię

    OdpowiedzUsuń
  6. Poczekam na Twoje wrażenia Wiolu. Książka wydaje się być bardzo wciągająca ;-) . Pozdrowienia :-) .

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem jej bardzo ciekawa, myślę, że to będzie mocna lektura :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jest to interesujący temat, czekam na twoją opinię

    OdpowiedzUsuń
  9. Ciężki ale ważny temat ksiązki. Ku przestrodze

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję wszystkim za ślad, który tutaj zostawiacie :)

Copyright © 2016 Subiektywnie o książkach , Blogger