Każdy z nas toczy jakąś wojnę. Fragment książki "Droga do Little Star"



20 września swoją premierę miała debiutancka książka Z.D. Wittner pt. "Droga do Little Star". Jestem już po lekturze tej powieści i niebawem opowiem wam o niej nieco więcej. Tymczasem zachęcam was do przeczytania wybranego przeze mnie fragmentu tego debiutu.
Jest rok 2045. Po serii katastrof naturalnych, spowodowanych zmianami klimatycznymi i ludzką interwencją, większość życia na Ziemi uległa zniszczeniu. W miejsce Stanów Zjednoczonych powstało militarystyczne państwo o nazwie Federacja Północna, które dąży do uzyskania kontroli nad pozostałymi zasobami ziemskimi za pomocą konfliktu zbrojnego, zwanego potocznie wojną o zasoby.

Narratorem książki jest Victor „Vortex” Cresta, trzydziestosiedmioletni policjant i były zawodowy bokser, który przechodzi kryzys – po czterech latach związku odchodzi od niego żona, w pracy też nie układa się najlepiej. Pewnego dnia Victor otrzymuje od dawno niewidzianego przyjaciela z dzieciństwa list z wiadomością o śmierci ojca i decyduje się wrócić do rodzinnego miasteczka po dwudziestu jeden latach nieobecności, z nadzieją na odpoczynek od problemów i poukładanie życia na nowo. Nie ma jednak pojęcia, że w Little Star będzie musiał zmierzyć się z niebezpieczeństwem, na które nie jest przygotowany...

Droga do Little Star to powieść łącząca w sobie cechy thrillera psychologicznego, kryminału noir, powieści drogi, a nawet westernu. Porywająca historia o poszukiwaniu swojej tożsamości i miejsca na świecie, odwadze i znajdowaniu w sobie siły w obliczu przeciwności.


– Któregoś dnia cały ten ból przeminie – powiedział James – i będzie wydawał się tylko wspomnieniem.
   Księżyc wisiał nad czarną taflą wody jak wypolerowany do białości dysk. Gęste, wilgotne powietrze otulało nas obu ciemnym kokonem. Ukryte w zaroślach żaby śpiewały melancholijną pieśń, pieśń o końcu świata, nigdy niezrealizowanych pragnieniach, o duchach zmarłych błądzących bezradnie wśród siedzib żywych. Milczałem, zasłuchany w tęsknotę rzeki.
– Czy to będzie dzień, w którym umrzemy? – odezwałem się po dłuższej chwili. – Bo wiesz, z tym mi się to kojarzy. Ze śmiercią. Słyszałem gdzieś, że ból nigdy nie odchodzi. Zawsze nam towarzyszy.
– To prawda. Ale nawet wtedy zbliży się do ciebie tylko na tyle, na ile sam mu na to pozwolisz.
– Czyli to moja wina, że jest mi źle? Cholernie pomocne, dzięki.
– Chodzi mi o to, że nie mamy wpływu na różne rzeczy, które się nam przydarzają, jedynie na to, w jaki sposób stawimy im czoła.
   Ja zazwyczaj stawiałem rzeczom czoła, pijąc, paląc i użalając się nad sobą albo udając, że problemu nie ma. Nigdy nie twierdziłem, że ten sposób jest jakoś szczególnie skuteczny, ale lepszego nie znałem. No dobra, znałem. Ale lepsze sposoby wymagały wysiłku, który nie zawsze chciało mi się podejmować.
   Otoczenie sprzyjało refleksyjnemu nastrojowi. Czułem, że jestem bardzo zmęczony. Bezmyślnie wrzuciłem do wody kamyk. Pluśnięcie rozległo się dźwięcznie w lepkiej ciszy.
– Każdy z nas toczy jakąś wojnę, Vic. Każdego coś boli. Różni nas to, w jaki sposób sobie z tym radzimy. I to chyba właśnie czyni każdego z nas tym, kim jest.
   Myślałem o tych słowach, wsłuchany w rechot żab i cykanie świerszczy. Coś plusnęło niedaleko w czarnej wodzie. Słony zapach zgnilizny, który nie wydawał mi się nieprzyjemny, unosił się w wilgotnym powietrzu.
– Myślisz, że on… że jego też coś boli? – spytałem. – Że on też toczy jakąś wojnę?
– Myślę, że on cierpi najbardziej z nas wszystkich – odpowiedział doktor, nie patrząc na mnie.
   Mam nadzieję, pomyślałem. Jak cię znam, potrafiłbyś mu nawet współczuć. Ja nie jestem taki jak ty. Ja chciałbym, żeby gnił przez wieczność w piekle za to wszystko, co robi innym ludziom. Jego wojna nic mnie nie obchodzi.
  Oparłem głowę na rękach. James dorzucił gałęzi do ogniska, które rozpaliliśmy nad rzeką. Przy brzegu, na zarośniętej rzęsą czarnej wodzie, leniwie kołysały się zbutwiałe szkielety dwóch drewnianych łodzi rybackich.
   Z ciemności napłynęło w moim kierunku mgliste wspomnienie dni, w których ojciec i mama zabierali mnie na ryby. Zawsze wypływaliśmy o świcie, gdy było jeszcze szaro. Wąska drewniana łódka, płynąca powoli środkiem rzeki, długie godziny spędzane w niemal całkowitym bezruchu. Zielona gęstwina zwieszająca się z drzew nad czarnym lustrem rozlewiska jak potargane wiatrem włosy. Porozumiewawczy uśmiech ojca, który obierał scyzorykiem jabłko, siedząc na dziobie łodzi przodem do nas, podczas gdy ja, przejęty poczuciem własnej ważności, starałem się nie spuszczać wzroku z drgającego co pewien czas spławika. Delikatny profil wpatrzonej w mgłę, pogrążonej w zamyśleniu mamy. Otaczająca nas ze wszystkich stron miękka cisza, której starałem się nie zakłócać nawet oddechem, chociaż cierpliwość była zazwyczaj ostatnią cechą, o jaką można było mnie podejrzewać. Mimo to podczas tych wspólnych wypraw z rodzicami na ryby zawsze ogarniał mnie spokój i stawałem się jednocześnie wyciszony i czujny niczym drapieżnik na polowaniu; potrafiłem przez długi czas siedzieć nieruchomo jak posąg. Po powrocie do domu oczywiście odbijałem to sobie z nawiązką, szalejąc na rowerze po piaszczystych drogach albo pędząc na boisko, żeby porzucać piłką. Jednak chwile spędzane na łodzi z ojcem i mamą dawały mi poczucie bezpieczeństwa, harmonii i jedności ze światem, bycia na swoim miejscu, jak gdybym mógł wtopić się cały w otaczającą nas miękką szarość i zostać tak na zawsze.
   Kolejne wspomnienie świata, który już nie istnieje, chwil, które nigdy nie wrócą, ludzi – i to bolało najbardziej – których kochałem całym sercem, a których nigdy już nie zobaczę. Wspomnienie, które niedługo się zatrze, zniknie, zgaśnie, a ja znowu zostanę z niczym.
   Ciekawe, czy James miał świadomość, że zabierając mnie tutaj, przywoła duchy przeszłości. Nie mógł nic poradzić na to, że w tej chwili wszystko, co wiązało się z Little Star, bolało mnie jak cholera. To nie była jego wina, że przegrywałem własne życie i dlatego ze wszystkich sił tęskniłem za przeszłością. To nie była jego wina, że samotność zżerała mi duszę niczym rak. To nie była niczyja wina i byłem tego świadomy, a mimo to i tak chciałem znaleźć winowajcę i się na nim wyładować.
   Nie miałem najmniejszej ochoty rozmyślać w tej chwili o Szeryfie, ale myśli pojawiły się mimo to, uparte i drażniące. Zastanawiałem się, czy ten jego nienasycony instynkt niszczenia, krzywdzenia, upokarzania ludzi i rujnowania im życia też wynika z jakiejś tęsknoty, z faktu, że kogoś kochał i stracił. Z tego, że – jak twierdził James – on cierpi najbardziej z nas wszystkich. Nie wyglądało na to, ale co ja tam mogłem wiedzieć. A może zwyczajnie mierzyłem go własną miarą? To pewnie wpływ doktora, który zawsze i w każdym starał się zobaczyć dobro. Nawet w tym gadzie. Psychopata, który wdarł się jak tornado w spokojne, senne życie miasteczka, siejąc strach i grozę, cierpi najbardziej z nas wszystkich? Nie mógłby cierpieć gdzie indziej i oszczędzić nam swojej obecności w Little Star?

Zachęcam was do zajrzenia na stronę autorki, a także na jej profil na Instagramie. Już niebawem poznacie moje wrażenia z lektury "Drogi do Little Star". Zainteresowała was ta książka?


Wpis powstał w ramach współpracy z autorką.

19 komentarzy:

  1. Wybrałaś bardzo ciekawy fragment. Na pewno zachęca do poznania całej powieści.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam na Twoje wrażenia z lektury.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, każdy z nas toczy jakąś wojnę, choćby z boku wszystko wyglądało idealnie. I dla każdego własna wojna wydaje się czymś najtrudniejszym.

    OdpowiedzUsuń
  4. W pierwszej chwili pomyślałam, że to nie jest historia dla mnie, ale tak jak przeczytałam to co napisałaś, to stwierdziłam, że może jednak kiedyś po nią sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
  5. I like cover of books. It seems very interesting. Thank you for sharing.

    New Post - http://www.exclusivebeautydiary.com/2019/12/claigio-led-magic-eye-patch_10.html

    OdpowiedzUsuń
  6. Tradycyjnie wiem, komu polecić :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten fragment zachęca do przeczytania książki w całości!

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo obiecujący fragment. 😊

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo ciekawy fragment - zdecydowanie chcę więcej :-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Podoba mi się fragment, ma jakieś przesłanie dla czytelnika :)

    OdpowiedzUsuń
  11. To może być coś fajnego, choć ja raczej nie oceniam książki po fragmencie - zawsze to tylko fragment i kto wie, czy nie najlepszy z całej książki... więc...

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję wszystkim za ślad, który tutaj zostawiacie :)

Copyright © 2016 Subiektywnie o książkach , Blogger