"W życiu człowieka podobnie jak w historii świata nic nie dzieje się bez przyczyny i bez zapowiedzi" - wywiad z Marią Paszyńską




Jutro będzie miała miejsce premiera trzeciej części serii "Owoc granatu" Marii Paszyńskiej pt. "Świat w płomieniach". Subiektywnie o książkach z wielką dumą patronuje tej książce, więc nie mogłam odmówić sobie przyjemności porozmawiania z autorką. Zapraszam was do przeczytania mojej rozmowy z Marią Paszyńską.

Recenzje trzech tomów serii "Owoc granatu"- KLIK




Maria Paszyńska to absolwentka iranistyki Wydziału Orientalistycznego Uniwersytetu Warszawskiego oraz prawa na Uczelni Łazarskiego. Dolnoślązaczka z urodzenia, warszawianka z wyboru. Z zamiłowania varsavianistka, jest przewodnikiem miejskim po Warszawie, oraz autorką felietonów i bajek dla dzieci. Prywatnie zakochana żona i matka dwójki dzieci.




Wioleta Sadowska: Czego symbolem jest owoc granatu i dlaczego właśnie tak nazwałaś swoją serię?

Maria Paszyńska: W różnych kulturach symbolizuje różne rzeczy. W judaizmie jest to z jednej strony symbol przykazań, praw boskich, lecz też zdaniem niektórych teologów symbol nieposłuszeństwa, ponieważ wg nich na drzewie poznania dobra i zła, z którego Ewa zerwała owoc, nie rosły jabłka, a właśnie granaty. W islamie granat jest zwykle wzmiankowany jako symbol raju. Mówi się nawet, że jego spożywanie oczyszcza duszę. Z tego powodu traktowany jest zwykle jako symbol płodności, obfitości, dobrobytu, szczęścia. W chrześcijaństwie pojawiają się interpretacje mówiące, że granat jest symbolem Kościoła, łączącego niezliczonych wiernych w jedną całość. W ikonografii prawosławnej można spotkać wizerunki Dzieciątka Jezus trzymającego w dłoni granaty, jako symbol nowego życia, przemiany. W np. w Armenii figurki przedstawiające owoc granatu pełnią funkcje takie jak w innych miejscach słoniki z podniesioną trąbą.

Jednak ja zatytułowałam tak mój cykl w nawiązaniu do mitologii greckiej, a dokładnie mitu o porwaniu Persefony. Zeus nie mogąc znieść cierpienia jej matki Demeter nakazał Hadesowi wypuścić dziewczynę. Hades zgodził się jednak Persefonie nie wolno było niczego zjeść ani wypić w Krainie Umarłych. Gdy już miała wrócić na ziemię do matki, Hades poczęstował Persefonę granatem. Zjadła kilka ziarenek. „Nie wiedząc, że ta odrobina wiąże ją na zawsze z Królestwem Cieniów”. Od tej pory pół roku spędzała z matką w pięknym, pełnym życia świecie, a pozostałą część w Hadesie.

Zgodnie z tym mitem owoc granatu jest symbolem traumy, piętna, którego nie można z siebie zmyć, konsekwencji, cienia rzuconego na życie czy się tego chce czy nie…

Wioleta Sadowska: Czytelnicy z pewnością dopatrzą się tych symboli czytając poszczególne części. Co było inspiracją do napisania pierwszego tomu serii o kresowych dziewczynach?

Maria Paszyńska: Kilkanaście lat temu, gdy studiowałam iranistykę na Wydziale Orientalistycznym Uniwersytetu Warszawskiego jedna z naszych wykładowczyń, której mama przeszła tę samą drogę, co Elżbieta i Stefania, opowiedziała nam historię o konfesjonałach ustawionych przez Irańczyków, muzułmanów szyitów dla polskich tułaczy uciekających z syberyjskiego piekła. Irańczycy wiedzieli bowiem, że skrajnie wycieńczeni, głodni, zawszeni, brudni, chorzy Polacy nie potrzebują tylko wiktu, opierunku i pomocy lekarskiej, że potrzebują też zrzucić ze swych barków ciężar dramatycznych przeżyć, oczyścić nie tylko ciało, lecz i duszę. Do dziś ilekroć o tym mówię mam łzy w oczach. Humanitaryzm bijący z tej opowieści udowadnia tezę, którą uważam za jedną z najważniejszych w swoim życiu, a mianowicie, że ludzie mogą się porozumieć, być ponad podziałami religijnymi, kulturowymi, politycznymi, że my ludzie dzielimy się tylko na dobrych i złych. Wracając jednak do Twojego pytania od tych drewnianych budek zbitych na prędce na plaży w Bandar-e Pahlawi, w których usadzono ormiańskich księży, by wysłuchiwali spowiedzi Polaków wszystko się zaczęło.

Wioleta Sadowska: Dlaczego według Ciebie współcześnie
Polacy zapominają o tym, ile dobrego doświadczyli od Irańczyków w czasie wojny?

Maria Paszyńska: Mada Walter w swoich wspomnieniach wysnuła tezę, że ludzie nie zawsze są w stanie udźwignąć pamięć. Starają się ze wszystkich sił zapomnieć, żeby nie rozdrapywać ran. Rozwój psychologii i nauk pokrewnych sprawia, że w XXI wieku już wiemy, że podobne działania nic nie dają, rany nie goją się same, niewypłakane łzy zatruwają duszę, a niewypowiedziany ból tylko się zwiększa. Kiedyś ludzie tego nie wiedzieli…Myśleli, że jeżeli nie będą mówić to przeszłość się rozpłynie. Poza tym podtrzymywanie pamięci o podobnych wydarzeniach jest zadaniem społeczeństwa, a nawet państwa, a po drugiej wojnie światowej nie było ku temu warunków. Czasem mam nawet wrażenie, że w Iranie pamięć o tych wydarzeniach jest o wiele żywsza niż w Polsce, a to przecież oni nas ratowali…Nie odwrotnie. I o tym w wolnej Polsce po prostu nie wolno zapomnieć.

Wioleta Sadowska: Myślę, że Twoja seria skutecznie o tym przypomina, co rodzi moje kolejne pytanie. Czy fabularyzacja może być dobrym sposobem na naukę historii?

Maria Paszyńska: Według mnie jest najlepszym sposobem. Oczywiście, proszę pamiętać, że w tym momencie mierzę własną miarą i ktoś inny może się ze mną nie zgadzać, jednak sądzę, że uczenie poprzez fabułę, w którą zaangażowana jest nie tylko uwaga i umysł Czytelnika, lecz także, a może przede wszystkim jego emocje, jest najskuteczniejsze. Gdy z wypiekami na policzkach lub ze łzami w oczach śledzimy losy bohaterów, wiedza jest wchłaniana mimochodem, przez co cały proces, było nie było uczenia się, nie męczy i nie nuży. Ergo, czytajmy powieści historyczne!

Wioleta Sadowska: Zgadzam się z Tobą w pełni. Czy podczas pisania książki „Owoc granatu. Dziewczęta wygnane” wiedziałaś, że historia Elżbiety i Stefanii nie skończy się na jednej części?

Maria Paszyńska: Tak. Początkowo jednak planowałam zakończyć opowieść na „Świecie w płomieniach”. Nie przepadam za współczesnością. Nie czuję się dobrze w opisywaniu bieżących wydarzeń. Wydaje mi się, że będąc ich uczestnikami nie mamy właściwej perspektywy, widzimy zdecydowanie węziej, a przez to mniej. Jednak, gdy prace nad książką postępowały, a historia sióstr Łukowskich się rozwijała przyszedł moment, w którym zrozumiałam, że aby opowiedzieć ją w pełni i przekazać to na czym mi zależy muszę postawić kropkę nad i. W ten sposób powstała tetralogia, której finałowy tom będzie miał premierę u progu lata.

Wioleta Sadowska: Rozumiem, że będzie to ostatnia część serii?

Maria Paszyńska: Zdecydowanie. Nie jestem zwolennikiem „rozciągania” serii, tylko dlatego, że cieszą się popularnością. Każda opowieść ma swój początek i musi mieć koniec. Uprzedzając falę pytań dodam, że jest to decyzja nieodwołalna. Nie oznacza to jednak, że nie szykuję dla Czytelników kolejnych niespodzianek.

Wioleta Sadowska: Przyznam, że już nie mogę się jej doczekać. Co było dla Ciebie najtrudniejsze w ukazaniu losów Polaków zesłanych na Sybir?

Maria Paszyńska: Trudne pytanie. Myślę, że najbardziej skomplikowanym doświadczeniem były dla mnie moje własne przeżycia towarzyszące lekturze i opracowywaniu materiałów źródłowych. Próbowałam zachować dystans, ale nie potrafiłam. Ta historia wsączała się we mnie, a ja nie potrafiłam postawić granicy. Doprowadziłam się do stanu, w którym bałam się własnych snów. Często budziłam się w nocy skrajnie przerażona. Ta historia przez wiele tygodni przenikała mnie na wskroś, sprawiając, że ciężko żyło mi się w czasie teraźniejszym w naszym bezpiecznym, sielankowym świecie. Wszystko wydawało mi się nierzeczywiste i niestałe. Przez wiele dni nie mogłam pozbyć się strachu, że moja codzienność w każdej chwili może pęknąć jak bańka mydlana, tak jak świat sióstr Łukowskich. Powrót do równowagi dużo mnie kosztował.

Wioleta Sadowska: To tylko przykład tego, jak wyczerpująca jest praca pisarza. Jesteś iranistką z wykształcenia. Jak głęboko sięga Twoja fascynacja Iranem?

Maria Paszyńska: Moja świętej pamięci pani profesor Maria Składankowa, wybitna iranistka, kulturoznawczyni i literaturoznawczyni, prawdziwa kobieta renesansu, zwykła mawiać, że wszystko zaczęło się w Iranie. Powszechna wiedza na temat tego kraju i prastarej cywilizacji perskiej jest w naszym kraju szczątkowa. Ja pokochałam ją pod koniec liceum, gdy nieco znużona Grecją i Rzymem (w klasie maturalnej miałam po 6 godzin kultury antycznej tygodniowo) zaczęłam szukać cywilizacji, która mogłaby mnie na nowo zainspirować, odświeżyć umysł, sprawić, żeby znów „mi się chciało” czytać o czymś więcej. Wówczas przypomniałam sobie o Persji. Zaczęłam od lektury kawałków „Dziejów” Herodota, jako że tę książkę miałam pod ręką, a potem…przepadłam do tego stopnia, że oświadczyłam rodzinie, iż po maturze wybieram się na iranistykę, co oczywiście niemal skończyło się zawałem mojej Mamy. Od tamtej pory minęło szesnaście lat, a moja fascynacja nie słabnie.

Wioleta Sadowska: Już jutro będzie miała miejsce premiera trzeciego tomu serii. Dlaczego jego tytuł to „Świat w płomieniach”?

Maria Paszyńska: Trzeci tom „Owocu granatu” to opowieść o szeroko pojętej rewolucji, a może nawet bardziej o drodze do rewolucji. W życiu człowieka podobnie jak w historii świata nic nie dzieje się bez przyczyny i bez zapowiedzi. Często mówimy, że coś na nas spadło, że nas zaskoczyło, ale tak naprawdę zwykle po pewnym czasie zauważamy, że znaki ostrzegawcze dostawaliśmy już dużo, dużo wcześniej niż coś się faktycznie wydarzyło. Nim wybuchnie bomba zwykle podpalany jest lont, po którym przebiega mała iskra, zapowiedź wybuchu, którą, gdyby została zauważona można by jeszcze zdusić. Niestety, najczęściej jesteśmy zbyt zajęci i zbyt mało uważni, żeby to dostrzec, nie ważne w życiu prywatnym, zawodowym, społecznym czy politycznym. To widać, tylko trzeba mieć tego świadomość i nauczyć się patrzeć, wciąż pytać, zamiast zakładać, że wszystko jest jasne, bezpieczne i niezmienne.

Wioleta Sadowska: To bardzo ważna myśl w odniesieniu do współczesnych czasów. Jesteś przewodnikiem miejskim po Warszawie. Jestem więc ciekawa, jakie miejsca poleciłabyś osobie, która chce poznać prawdziwą twarz naszej stolicy?

Maria Paszyńska: W moim odczuciu nie ma czegoś takiego jak prawdziwa twarz stolicy. Podobnie jak każdy z nas i to moje ukochane miasto ma wiele oblicz. W centrum jest z jednej strony nowoczesnym, pełnym zgiełku i tłoku miastem, ale wystarczy wyjść z Dworca Centralnego, przejść przez Aleje Jerozolimskie, by znaleźć się w…przedwojennej Warszawie. Podobnie jest w Wilanowie, z jednej strony założenie urbanistyczne będące ucieleśnieniem nowoczesnego budownictwa mieszkaniowego, z drugiej urokliwy park, siedemnastowieczne zabudowania pałacowe, a kawałek dalej w stronę Powsina pomiędzy willami poutykane chatynki, gdzie przy płotach stare kobiety siedzą na taboretach pomiędzy kurami i łuskają groch. Zbaczając z modnej, tętniącej życiem Francuskiej znajdziemy się w świecie tonących w zieleni urokliwych modernistycznych willi. W Warszawie jest wszystko, prawdziwe piękno i prawdziwa brzydota, elegancja i blichtr, eklektyzm architektoniczny jakiego nie znajdziemy nigdzie na świecie i przemyślane spójne założenia jak Przyczółek Grochowski. Trzeba tylko umieć patrzeć i zachwycać się, bo to jedyne takie miejsce na ziemi.

Wioleta Sadowska: To z pewnością miasto kontrastów. Ciekawi mnie, jak wygląda Twój proces twórczy?

Maria Paszyńska: A ile mamy czasu, bo to temat rzeka. W telegraficznym skrócie zwykle wygląda to tak. Zaczyna się od iskry. Jakieś hasło, nazwisko, miejsce, czasem przedmiot opisany w czytanej lekturze albo opowiadanej przez kogoś historii sprawia, że pojawia się w mojej głowie myśl - zaczyn. Jeszcze bezkształtna, lecz nie dająca o sobie zapomnieć. Gdy towarzyszy mi przez kilka kolejnych dni i sprawia, że usiłuję dowiedzieć się czegoś więcej, a potem nagle pojawiają się w tej rzeczywistości bohaterowie zapisuję ją w moim notesie. Potem zwykle taki pomysł leżakuje, a ja zbieram materiały, pogłębiam wiedzę, rozmawiam, słucham, oglądam. Następnie, cóż, niespodziewanie pojawia się cała historia i nie pozostaje mi nic innego jak przelać ją na papier. I to jest najtrudniejszy etap. Ciągle mierzę się z ogromnym poczuciem niedoskonałości. Dla mnie poszczególne frazy muszą odpowiednio brzmieć. Dlatego często…zawsze, niekiedy po kilkadziesiąt razy…czytam napisane zdanie na głos. Potrafię w ostatniej chwili np. dwa dni przed terminem oddania powieści Wydawcy wyrzucić 50 stron maszynopisu, ponieważ źle mi brzmi, a nierzadko zaczynam pisać dany fragment od nowa. Walka ze słowami to najboleśniejszy etap pracy twórczej. Dlatego tak ważna jest współpraca z redaktorem, który nie tylko zna zasady rządzące polską mową, lecz także rozumie autora, a w moim przypadku odpowiednio „słyszy”. Od początku (z małymi wyjątkami) towarzyszy mi na drodze twórczej wspaniała Pani Redaktor i czasem zastanawiam się czy w ogóle byłabym w stanie ostatecznie oddać jakąś powieść, gdyby nie jej pomoc, a nade wszystko stanowczość, gdy w pewnym momencie mówi: „Marysia dość poprawiania”, bo ja w poszukiwaniu brzmienia idealnego, mogłabym poprawiać w nieskończoność.
A jeśli chodzi o organizację pracy to także bywa różnie. Staram się pracować systematycznie, ale nie zawsze mi to wychodzi. Wiem, że pisarstwo to głównie siedzenie nad klawiaturą czy kartką i…pisanie, ale wydaje mi się, że aby coś z siebie „wylać” trzeba też czasem „wlać”. I nie mówię tylko o czytaniu, ale i o doświadczaniu. Może są pisarze, którzy potrafią pisać bez przerwy, nie potrzebują dodatkowej stymulacji, ale ja do nich nie należę. Muszę zwiedzać, spacerować, być wśród ludzi, w otoczeniu przyrody, oglądać obrazy, słuchać muzyki, wąchać, smakować…Poza tym umówmy się los matki - pisarki jest w pewien sposób zdeterminowany, a jednocześnie nieprzewidywalny. Niejednokrotnie planuję szczegółowo działania twórcze po czym któreś z moich dzieci dostaje gorączki i z planów nici, bo np. kolejny tydzień spędzam czytając choremu dziecku na głos niemal bez przerwy (nie mamy telewizora;))) Myślę jednak, że to też są dodatkowe doświadczenia, które wzbogacają mnie jako człowieka i twórcę.

Wioleta Sadowska: „Świat w płomieniach” to Twoja 10 książka. Którą z nich najchętniej widziałabyś na dużym ekranie?

Maria Paszyńska: Większość wydaje mi się równie plastyczna, co…niemożliwa do zrealizowania, głównie ze względu na koszty takiej produkcji. Z tej przyczyny za najbardziej realną uważam ekranizację “Instytutu Piękności”.

Wioleta Sadowska: Jakie są Twoje dalsze plany literackie?

Maria Paszyńska: Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta, ponieważ umowy wydawnicze zobowiązują mnie do zachowania tajemnicy. Mogę chyba jednak zdradzić, że z Wydawnictwem Książnica już od ponad roku przygotowujemy kolejną serię historyczną, całkowicie odmienną od „Owocu granatu”. Ze swojej strony mogę tylko powiedzieć, że dokładam wszelkich starań, by było ciekawie i by nowi bohaterowie skradli czytelnicze serca.

Wioleta Sadowska: Co na koniec chciałabyś przekazać czytelnikom Subiektywnie o książkach?

Maria Paszyńska: Czytajcie, zawsze i pomimo wszystko. Z czytaniem jest jak ze zdrowym odżywianiem, nie można odkładać tego na później, bo może być za późno. Dlatego tak jak codziennie myjemy zęby, pijemy wodę czy dbamy o to, co jemy, tak samo powinniśmy czytać.


Jeśli lubicie powieści historyczne, musicie koniecznie poznać twórczość Marii Paszyńskiej. A jeśli mieszkacie w okolicach Łodzi to zajrzyjcie jutro do łódzkiego Empiku w Manufakturze, gdzie o godzinie 18.00 będę miała przyjemność poprowadzić spotkanie autorskie z Marią Paszyńską.


Wpis powstał w ramach współpracy z Wydawnictwem Książnica.

17 komentarzy:

  1. Czytałam do tej pory tylko dwie książki tej autorki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię czytać Twoje wywiady :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny wywiad! Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie jak wygląda autorka ;) Mam nadzieję, że i do mojego miasta kiedyś przyjedzie ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Interesujący wywiad, widać, że włożyłaś w niego trochę wysiłku, a nie odbębniłaś jak niektórzy ;). Muszę się w końcu zapoznać z twórczością pani Paszyńskiej...

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo interesujący wywiad, ciekawe pytania, interesujące odpowiedzi. Bardzo Ci za niego dziękuję. Pozdrawiam i zapraszam w swoje strony :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Muszę kiedyś sięgnąć po tę serię. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Lubię powieści historyczne ale jeszcze nie miałam przyjemności czytać powieści pani Marii

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo lubię książki autorki, więc cieszę się, że mogłam przeczytać wywiad z nią :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ciekawy wywiad :) Nie ukrywam jednak, że nie planuję sięgać po tę serię :)
    http://whothatgirl.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Zgadzam sie z autorką aby nie odkładać czytania na później :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Bardzo ciekawy i dobry wywiad ;) Również podpisuje się pod słowami autorki co do odkładania czytania na później ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję wszystkim za ślad, który tutaj zostawiacie :)

Copyright © 2016 Subiektywnie o książkach , Blogger