"Ta książka powstała z tęsknoty za moimi bliskimi". Wywiad z Wiesławą Bancarzewską
Czy podróżowanie w czasie może być ekstremalnie niebezpieczne dla serca? "Powrót do Nałęczowa" to książka, która z pewnością odpowie wam na to pytanie. A na moje pytania odpowiedziała autorka tej powieści, Wiesława Bancarzewska więc zapraszam was do przeczytania naszej rozmowy 😀
Wiesława Bancarzewska to emerytowana nauczycielka biologii, która współpracowała z miesięcznikiem "Kocie Sprawy" i właśnie o kotach może mówić oraz pisać cały czas. Kocha stare zegary, jest nocnym markiem. Autorka mieszka obecnie w Inowrocławiu.
Wioleta Sadowska: Czy „Powrót do Nałęczowa” to książka zrodzona z tęsknoty?
Wiesława Bancarzewska: Tak, to prawda. Ta książka powstała z tęsknoty za moimi bliskimi, tymi, którzy dawno odeszli, ale ich obraz nic a nic nie zbladł.
Wioleta Sadowska: Nie mogę nie zapytać o główny wątek książki. Fascynuje Panią motyw podróży w czasie?
Wiesława Bancarzewska: Właściwie nie. Przeskok w czasie był jedyną metodą przeniesienia mojej, współcześnie żyjącej bohaterki do przedwojennego domu swojej babci, do roku 1932.
Wioleta Sadowska: Gdyby zatem to Pani przeniosła się w czasie do domu swojej babci, to co by jej wówczas powiedziała?
Wiesława Bancarzewska: Doskonale wiem, bo w pewnym sensie już to zrobiłam. Babcia Anny to moja własna, najprawdziwsza babcia. W książce wiernie oddałam jej nałęczowski dom i klimat, jaki w nim panował. Po przeniesieniu się w przeszłość, zachowywałabym się więc dokładnie tak jak moja bohaterka.
Wioleta Sadowska: Czy podczas pisania tej książki towarzyszyła Pani powieściowa łasiczka?
Wiesława Bancarzewska: Och, tak 😊 Łasiczka siedziała przy mnie od pierwszej do ostatniej strony. Pisząc tę książkę znajdowałam się „pod wysokim napięciem” rozmaitych emocji: wzruszenia, rozbawienia, odczuwania szacunku bądź sentymentu. Słowem, jeden wielki odlot — śmiałam się, płakałam albo byłam poruszona w inny sposób.
Wioleta Sadowska: Podobne emocje towarzyszą czytelnikowi. Czy łatwo było się Pani wczuć się w sytuację bohaterów żyjących kilkadziesiąt lat wcześniej? Co pomogło Pani zrozumieć ich motywacje i skonstruować wiarygodne postacie?
Wiesława Bancarzewska: Większość postaci w mojej książce to prawdziwi ludzie, z krwi i kości. Niektóre osoby, rzecz jasna, są fikcyjne, musiałam je stworzyć, jednak przyszło mi to z łatwością, ponieważ znajomość klimatu przedwojennych czasów to dla mnie bułka z masłem. Powód jest prosty. Byłam późnym dzieckiem swoich rodziców, a oni także urodzili się w swoich rodzinach późno, jako najmłodsze z dzieci. W rezultacie wychowywałam się w trochę nietypowej rodzinie, jakby przesuniętej o jedno pokolenie – moi rodzice mogliby być moimi dziadkami, a dziadkowie pradziadkami. Od dzieciństwa otaczał mnie więc świat mentalnie dawno miniony. W dodatku uwielbiałam słuchać opowieści o dziejach rodziny, różnych historyjek, zabawnych anegdot, opisów ludzi i miejsc.
Wioleta Sadowska: Akcja Pani książki przenosi się w głównej mierze do Nałęczowa lat 30. XX wieku. Jaki Nałęczów wówczas był?
Wiesława Bancarzewska: Przedwojenny Nałęczów nie był typowym miasteczkiem. Miał swoją specyfikę, wynikającą z kilku powodów. Osiedliło się tam wielu polskich ziemian, którzy przybyli ze wschodu, uciekając przed Rewolucją Październikową i bolszewikami. Z drugiej strony mieszkało tam sporo osób o lewicowych przekonaniach, do czego przyczynił się Stefan Żeromski, który w pewnym okresie swego życia był mocno związany z Nałęczowem. Swoje znaczenie miało też miejscowe uzdrowisko, bo zapewniało ciągły przepływ nowych ludzi, najczęściej z Warszawy.
Wioleta Sadowska: Czy Nałęczów to obok Anny, pierwszoplanowy bohater tej książki?
Wiesława Bancarzewska: Żartobliwie powiem, że pierwszoplanowym bohaterem książki jest Rodzina, a Anna stanowi jej składowy element. Zaznaczę, że mąż to też rodzina 😊
Wioleta Sadowska: Czego Anna mogłaby się nauczyć od kobiet żyjących w tamtych czasach?
Wiesława Bancarzewska: Zapewne mnóstwa rzeczy… w większości nieprzydatnych, na przykład, cerowania skarpet. A serio – myślę, że w każdych czasach, nawet prehistorycznych, najważniejsza była i jest ta sama dewiza – bycie przyzwoitym człowiekiem.
Wioleta Sadowska: A współczesne pokolenie? Czego mogłoby się nauczyć od ludzi z tamtych czasów?
Wiesława Bancarzewska: Nie odkryję Ameryki, gdy powiem, że w pewnej, szalenie ważnej kwestii zeszliśmy na manowce, całkiem się pogubiliśmy. Chodzi o relacje międzyludzkie. Dziś każdy zna to określenie, stało się wręcz wyświechtane. Wydano mnóstwo książek o nawiązywaniu relacji, o ich znaczeniu dla zdrowia psychicznego, o mowie ciała i empatii, lecz wciąż słabo sobie z tym radzimy. Uczelnie organizują dodatkowe zajęcia, na których studenci uczą się prowadzić rozmowy, dyskutować, gdyż dłuższa, rzeczowa wypowiedź w konkretnym gronie i czasie rzeczywistym sprawia wielu osobom trudność.
Dlaczego tak jest? Wiadomo – żyjemy on-line, zawiesiliśmy się na swoich ekranach i ekranikach, a patrzenie w ekran to zupełnie coś innego niż patrzenie komuś w oczy.
Moja babcia i jej współcześni nie znali określenia „relacje międzyludzkie”. Bo na co komu takie sztywna słowa, skoro nawiązywanie więzi przychodziło równie łatwo jak oddychanie. Ot, zagadało się do sąsiada za płotem, w piekarni, kupując chleb, dostawało się w gratisie najświeższe plotki, wieczory spędzało się razem z rodzinną lub przyjaciółmi. Jednych ludzi się lubiło, innych niekoniecznie, ale i tak wszyscy należeli do wspólnoty. Nie było obojętności, nie było się obok. Było się wśród.
Wioleta Sadowska: Czasy analogowe, tak rzeczywiście było. Dlaczego zdecydowała się Pani na wznowienie tej książki?
Wiesława Bancarzewska: Wznowienie książki zaproponowało mi Wydawnictwo Szara Godzina, które w marcu br. wydało moją czwartą powieść pt. „Chłop i szlachcianka”.
Wioleta Sadowska: Czy wznowienie różni się w jakimś stopniu od pierwszego wydania?
Wiesława Bancarzewska: Owszem. Na końcu znalazły się „Przepisy, których Zofia nigdy nie zapisała”, takie splecenie przepisów kulinarnych z rodzinnymi opowieściami.
Wioleta Sadowska: Czy kolejne dwa tomy tego cyklu również zostaną wznowione?
Wiesława Bancarzewska: Tego nie wiem.
Wioleta Sadowska: Mam nadzieję, że one także pojawią się na rynku. Co na koniec naszej rozmowy chciałaby Pani przekazać czytelnikom Subiektywnie o książkach?
Wiesława Bancarzewska: Zacytuję pewną, znaną wszystkim, Wisławę: "Czytanie książek to najpiękniejsza zabawa, jaką sobie ludzkość wymyśliła".
A gdyby tak przenieść się w czasie? Do ludzi, których już nie ma i do miejsca, które odegrało w naszym życiu wielką rolę. Do jakich lat byście powrócili i kogo tam odwiedzili? Po lekturze tej książki zadacie sobie właśnie te pytania.
Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Szara Godzina.
Pamiętam magazyn "Kocie sprawy" :) Bardzo lubiłam go czytać. Jestem bardzo ciekawa nowej książki autorki :)
OdpowiedzUsuńBardzo interesujące rozmowa.
OdpowiedzUsuń