"Spojrzenie wstecz pozwala człowiekowi zachować dystans do tego co dziś". Aleksandra Katarzyna Maludy o swojej książce "Kiecka i krynolina"

 

Aleksandra Katarzyna Maludy oddaje w ręce czytelników książkę idealną na dzisiejsze czasy – pełną humoru, z fantastycznym elementem fabularnym oraz przemycającą nieco wiedzy o życiu sprzed ponad wieku. A ja zapraszam was dzisiaj do przeczytania mojej rozmowy z autorką, która zdradziła mi kilka tajemnic związanych z powstawaniem "Kiecki i krynoliny".


Recenzja książki "Kiecka i krynolina" - KLIK





Aleksandra Katarzyna Maludy to absolwentka filologii polskiej Uniwersytetu Warszawskiego i historii w Wyższej Szkole Humanistycznej w Pułtusku. Autorka przez całe swoje życie związana była ze szkołą, pracowała bowiem jako nauczycielka. Obecnie korzysta z uroków emerytury, a pisanie jest spełnieniem jej marzeń.






Wioleta Sadowska: Kiecka czy krynolina?

Aleksandra Katarzyna Maludy: W sensie dosłownym zdecydowanie kiecka! Krynolina i przyległy jej gorset były narzędziami tortur. W sensie przenośnym także wybieram współczesność. Może to niezbyt stosowny wybór jak na kogoś, kto o sobie mówi, że jest zafascynowany historią. Ale nie da się ukryć, że mimo wszystkich bolączek, niedogodności, spraw większych i mniejszych, które mnie nieludzko irytują, ciągle uważam, że żyjemy w najlepszym ze światów. Przypuszczenie, że lepszych czasów już nie będzie i że doszliśmy do szczytu ludzkich możliwości i wydolności naszej Ziemi (sprawy klimatu!) tylko mnie w tym utwierdza, wzbudzając jednocześnie wyrzuty sumienia, że ja też się przyczyniam do degradacji środowiska. Daje to poczucie bezradności. Myślę, że tego typu emocje sprawiają, że tak przyjemnie się marzy o powrocie do dawnych czasów, kiedy wydaje się nam, iż świat był czystszy, szlachetniejszy, ludzie mniej zepsuci i w ogóle wszystko było lepsze i piękniejsze. Tak teoretycznie zdajemy sobie sprawę, że tak pięknie nie było. Była, jak w mojej książce, gruźlica, problemy finansowe, mąż, który skoczył sobie w bok i ten przeklęty gorset i niewygodna krynolina. Dzięki temu, że moja wędrówka w czasie miała miejsce tylko w wyobraźni, wielu z tych nieszczęść czy niedogodności uniknęłam. Bo powiedzmy sobie szczerze: choć jednoczyłam się z moją bohaterką, panią Zofią, szczerze i niemal całkowicie w myślach, to ten gorset nie gniótł mnie w żołądek i nie pozbawiał apetytu 😊Suknie pani Zofii nie były dla mnie niewygodne. Były tylko piękne i przyjemnie o nich marzyć, siedząc w fotelu w wygodnej kiecce😊  

Wioleta Sadowska: Tak, kiecka to najlepszy wybór. Przewrotny i niezwykle symboliczny tytuł Pani najnowszej książki zostaje zrozumiany przez czytelnika w trakcie jej lektury. Jak pojawił się pomysł na nazwanie powieści?

Aleksandra Katarzyna Maludy: Pani Zofia i Zośka, dwie równorzędne bohaterki mojej powieści, znalazły się w podobnej sytuacji – obie cierpią z powodu zdrady męża. Ja jednak skupiłam się na różnicach, dlatego jedną z nich umieściłam w burzliwych czasach powstania styczniowego, a drugą w dosyć luksusowym apartamencie na warszawskim Imielinie. Te różnice są jeszcze bardziej widoczne, kiedy moje Zośki zamieniają się miejscami. Dlatego tytuł musiał ten kontrast między ich światami pokazywać. Musiał też pokazywać odległość w czasie, jaka dzieliła Zośkę od pani Zofii i jaka dzieli kieckę od krynoliny.

Wioleta Sadowska: Kontrast w tytule świetnie współgra z kontrastem ukazanych światów. Jeśli miałaby Pani możliwość wyboru to którą z Zosi wolałaby zostać?

Aleksandra Katarzyna Maludy: Tą współczesną. Choćby dlatego, że jej sytuacja rodzinna jest lepsza. Nie będę się wdawała w szczegóły, bo musiałabym zdradzić zbyt wiele z treści książki, ale sytuacja, w jakiej znalazła się pani Zofia odzwierciedlała główne problemy, jakie w drugiej połowie XIX wieku gnębiły kobiety i ludzkość. Dziś wiele z nich rozwiązaliśmy. Co prawda usilnie pracujemy nad wytworzeniem następnych. Więc na stałe wolałabym być Zośką, choć gdybym miała możliwość na chwilę odwiedzenia świata pani Zofii, skorzystałabym z niej natychmiast.


Wioleta Sadowska: Czego wówczas najbardziej by Pani brakowało?

Aleksandra Katarzyna Maludy: Po dłuższym zastanowieniu dochodzę do wniosku, że brakowałoby mi trzech rzeczy i nie potrafię powiedzieć, której z nich najbardziej. Brakowałoby mi mobilności. Co prawda w XIX wieku moi bohaterowie podróżują całkiem sporo, ale zmuszają ich do tego tak tragiczne powody, że gdyby w ten sposób udało się ich uniknąć, to zrezygnowałabym z tych wojaży. W sytuacjach mniej dramatycznych siedziało się w domu, mając za jedyną rozrywkę gazetę przychodzącą raz na tydzień albo i to nie, tamborek z robótką ręczną, wysłuchiwanie pewnie do znudzenia powtarzanych opowieści i głośną lekturę (co wydaje mi się jedynym przyjemnym sposobem zabijania panującej w tych czasach przeraźliwej nudy).

Nie mniej bardzo brakowałoby mi nieograniczonej możliwości słuchania muzyki. Ja co prawda kocham instrument, który bardzo kojarzy się z XIX wiekiem, czyli fortepian. Ale to zasadnicza różnica, czy gra na nim panienka na wydaniu (choć na pewno znacznie sprawniej niż większość współczesnych ludzi), czy gra taki mistrz jak Piotr Anderszewski. A dziś wystarczy kupić sobie wszystkie jego płyty, by móc się napawać niezrównaną wirtuozerią do woli 😊

Po trzecie brakowałoby mi wanny. Uzasadniać chyba nie trzeba 😊

Wioleta Sadowska: Trafny przekrój – od czegoś dla ducha do czegoś dla ciała. Dlaczego akurat lustro starej toaletki staje się swoistym portalem do przeniesienia się w czasie?

Aleksandra Katarzyna Maludy: Lustro to rzecz magiczna. W lustrze w wieczór andrzejkowy dziewczyny mogły zobaczyć swojego przyszłego męża, za pomocą magicznego zwierciadła Twardowski pokazał cierpiącemu po stracie żony Zygmuntowi Augustowi Barbarę Radziwiłłównę. Za sprawą lustra pokonany został Bazyliszek, a Alicja po jego drugiej stronie odnajdywała niesamowite światy. I tak można by jeszcze długo. Dla mnie nie ulega wątpliwości, że lustro to rzecz niezwykła i dzięki niemu mogą się wydarzać rzeczy niebywałe 😊  

Wioleta Sadowska: Nie mogę więc nie zapytać, czy jest Pani właścicielką takiej klimatycznej toaletki?

Aleksandra Katarzyna Maludy: Historię toaletki opowiadam wszystkim wokół, bo jest ona dowodem, przynajmniej dla mnie, że rzeczy nieprawdopodobne albo bardzo mało prawdopodobne się  jednak zdarzają. Pisząc powieść, bardzo dokładnie tę toaletkę sobie wymyśliłam. A ściślej biorąc, stanęła ona mi przed oczami jakoś sama. To przedmiot moich marzeń. Bardzo chciałabym taką mieć – ciemną, dużą jak solidne biurko, z licznymi szufladami po obu stronach i trzyskrzydłowym lustrem, w którym można się obejrzeć ze wszystkich stron. W zasadzie kończyłam już pracę nad książką, kiedy moja córka kupowała sobie dom. Miał on już swoje lata, podobnie jak jego poprzednia właścicielka. Pani ta chciała się przeprowadzić gdzieś w pobliże swoich dzieci do mniejszego lokum, takie duże mieszkanie nie było jej już potrzebne. W związku z tym miała problem z nadmiarem mebli. Zaproponowała córce, by ona odkupiła od niej te, które jej się spodobają. Między tymi meblami była właśnie wymyślona przeze mnie toaletka. Identyczna 😊 Dziś stoi w sypialni mojej córki.

Wioleta Sadowska: To rzeczywiście niesamowita historia. Udało się Pani w malowniczy sposób ukazać codzienne życie sprzed 150 lat. Jak wyglądał research do tej warstwy fabularnej?

Aleksandra Katarzyna Maludy: Przede wszystkim jestem osobą czytającą. Moimi ulubionymi lekturami są książki o tematyce historycznej, czy to powieści, czy dzieła o charakterze naukowym czy popularnonaukowym. Od innych tematów też nie stronię. Chyba nie miejsce tu, by publikować bibliografię, ale trochę tego było. Korzystam też z Internetu. Jest wiele stron poświęconych modzie, codziennym gadżetom z dawnych czasów, dworowi ziemiańskiemu itd. Mogę po nich buszować godzinami 😊

Wioleta Sadowska: W powieści czytelnicy odnajdą także wiele opisów smakowitych potraw, jak chociażby leguminy z krajanych naleśników. Skąd czerpała Pani wiedzę o takich specjałach?

Aleksandra Katarzyna Maludy: XIX wiek miał swoje Magdy Gessler. Najsławniejszą była Lucyna Ćwierciakiewiczowa, autorka dzieła, którego liczba wydań, z pewną przesadą mówiąc, może konkurować z ilością wydań Biblii. Większość przepisów i te naleśniki, o które Pani pyta, pochodzi właśnie z jej książki „365 obiadów”, o czym zresztą informuję czytelników w przypisach. Podobają mi się też przepisy Wincenty Zawadzkiej z „Kucharki litewskiej”. To nadzwyczaj przyjemna lektura nawet dla osoby niegotującej. Nic tak mnie nie przenosi w czasie, jak przepis kulinarny. Przykładem niech będzie coś bardzo aktualnego i na czasie – baba wielkanocna, na którą autorki zalecają wziąć sześćdziesiąt żółtek, albo może poręczniej, żeby się nie pomylić w liczeniu, od razu całe wiadro tego składnika. To mogło zdarzyć się tylko w wielkiej kuchni ziemiańskiego dworu! A te nazwy bab wielkanocnych to poezja: baba muślinowa, tiulowa, szafranowa, patynetowa!

Wioleta Sadowska: Skusiła się Pani na wypróbowanie jakiegoś przepisu?

Aleksandra Katarzyna Maludy: Zrobiłam właśnie tę leguminę z naleśników. Kalorii to miało na pewno straszliwą ilość, ale i smakowało odpowiednio 😊


Wioleta Sadowska: Zazdroszczę takiego jedzonka! Odnosi się Pani również do Powstania Styczniowego. Czy to efekt Pani zamiłowania do historii?

Aleksandra Katarzyna Maludy: Powstanie styczniowe jest dla mnie taką historią podniesioną do kwadratu. Kiedy dziś spytać kogoś o najbardziej czczone wydarzenie historyczne, to z całkiem dużym prawdopodobieństwem można przypuszczać, że pokaźny procent Polaków wskazałby na powstanie warszawskie. Gdyby spytać o to tych, którzy w tym powstaniu walczyli, odpowiedzieliby, że jest nim właśnie powstanie styczniowe. Tak jak my otaczamy najwyższym szacunkiem warszawskich powstańców, tak oni odnosili się do powstańców styczniowych. I oczywiście, że pisanie o powstaniu styczniowym jest wynikiem moich historycznych zainteresowań, nie tylko tym wydarzeniem i tym okresem. Spojrzenie wstecz pozwala człowiekowi zachować dystans do tego co dziś, ale także pozwala zdać sobie sprawę z ciążącej na każdym pokoleniu odpowiedzialności za świat i za to, w jakim stanie oddamy go w ręce następców. Wydaje mi się, że my tego poczucia odpowiedzialności nie mamy. Kto wie, może to jest wynikiem braku historycznej refleksji. Często w przestrzeni publicznej pada hasło „Pamiętamy”, ale na tym haśle się kończy, bo wielu z tych, którzy kotwicę Polski Walczącej dumnie prezentują na swoich samochodach, ani o niczym nie pamięta, ani nie chce tej wiedzy zdobyć. Do tego trzeba czytać książki, a znaczna część naszego społeczeństwa do przesadnych fanów lektury nie należy. Dlatego tak bardzo cenię sobie czytelników. Nie tylko moich, choć tych pozdrawiam przy tej okazji szczególnie serdecznie 😊

Wioleta Sadowska: Smutna ale jakże prawdziwa konkluzja. A nawiązując do czytelników, do kogo w głównej mierze kierowana jest książka „Kiecka i krynolina”?

Aleksandra Katarzyna Maludy: Do tych, które i którzy zaczytywali się w młodości takimi wielkimi dziełami literatury młodzieżowej jak: „Godzina pąsowej róży” Marii Krűger, „Małgosia kontra Małgosia” Ewy Nowackiej czy „Yankes na dworze króla Artura” Marka Twaina. 😊 Do tych, którym nie wywietrzały jeszcze z głowy marzenia o podróżach w czasie; do wielbicieli XIX wieku i tych, których nęci ziemiański dwór. Do tych, którym się marzy parterowy dom z użytkowym poddaszem i z wejściem koniecznie osłoniętym ganeczkiem, czyli coś na kształt tego ziemiańskiego dworu. Do tych, którzy w pochmurny wieczór lubią zrobić sobie herbatę, zawinąć się w koc i poczytać coś, co rozpręży ich po całym dniu, a jednocześnie (to moje marzenie) przyniesie strzępek nowej wiedzy, czymś zaskoczy, podsunie temat do refleksji czy rozmów. Czyli moja książka kierowana jest do wielu 😊  

Wioleta Sadowska: I wielu z pewnością do niej zajrzy. Czy głęboko odczuwalny humor  w „Kiecce i krynolinie” może stać się swoistym remedium na obecne pandemiczne czasy?

Aleksandra Katarzyna Maludy: Chciałabym. Czy mi się udało, oczywiście nie wiem, dlatego tym uważniej będę się przyglądać reakcjom czytelników na tę książkę.

Wioleta Sadowska: Jaki są Pani dalsze plany pisarskie?

Aleksandra Katarzyna Maludy: Moje plany pączkują w trudny do ogarnięcia sposób i ustawiają się w kolejce do realizacji. Pewnie nie wszystkim się uda tego doczekać. Akcja najbliższej książki rozegra się u progu dwudziestolecia międzywojennego, a jej bohaterkami będą dwie siostry, którym los da nie tego, co wydawało się, że obiecywał im na początku. Kłębią się mi też w głowie plany trochę pandemiczne o tym, że kiedyś przecież szalała choroba znacznie groźniejsza dla ludzkiego życia niż covid, czyli dżuma i ciekawe byłoby pokazać, jak sobie z nią radzili czy nie radzili ludzie. Pomysłów mam jeszcze sporo.   

Wioleta Sadowska: Pomysł z powieścią dotykającą tematu dżumy jest bardzo ciekawy. Co na koniec chciałaby Pani przekazać czytelnikom Subiektywnie o książkach?

Aleksandra Katarzyna Maludy: Drodzy moi, jeśli dotrwaliście aż do tego miejsca wywiadu, to bardzo Wam dziękuję 😊Tym, którzy odpadli wcześniej także, choć pozostaną w tej kwestii w nieświadomości. Książka nieprzeczytana jest rzeczą pozbawioną sensu i niepotrzebną. Pisanie do szuflady bywało w historii smutną koniecznością. Tak działo się na przykład w czasie wojny. Czasem wynikało z wielkiej nieśmiałości autora. Są też książki, których po prostu nikt nie chce, albo są niedostatecznie rozreklamowane, pałętające się po kątach jak ubogie krewne. W każdym z tych przypadków książka bez czytelnika jest czymś bardzo nieszczęśliwym. Dlatego dziękuję, że jesteście i dziękuję za to, że czuję całkiem spore Wasze zainteresowanie „Kiecką i krynoliną”. To fantastyczne wrażenie 😊  


Polecam wam bardzo mocno tę literacką podróż w czasie, jaką jest książka "Kiecka i krynolina". Takie powieści warto czytać!


Wpis powstał w ramach współpracy z Wydawnictwem Szara Godzina

15 komentarzy:

  1. Świetny wywiad powstał Wiolu. Gratulacje. Z bohaterką wiele mnie łączy. Pozdrawiam z deszczowych okolic Krakowa :) Po zakupach i wizytach z Rodziną na dwóch Cmentarzach.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajna rozmowa z ciekawymi historyjkami. Chętnie poznam omawianą książkę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie znam autorki ani książki, ale temat powstania styczniowego wydaje mi się całkiem na miejscu. Genialny wywiad. Jeśli znajdę czas to może sięgnę po książkę. Lubię historię. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie znam lektur, które wymienia autorka jako dla potencjalnych odbiorców, ale mimo to będę miała ją na uwadze.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie wiedziałam że gorset była narzędziem tortur choć wiem że kobiety znosiły wiele, dawniej, te zdrady... mężczyzna myślę że chyba zawsze miał lepiej, łatwiej.

    OdpowiedzUsuń
  6. Gratuluję serdecznie ciekawego wywiadu. 😊

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny i bardzo ciekawy wywiad. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ciekawe zestawienie kreacji ubraniowej na okładce. Możliwe, że mogłabym przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ciekawy wywiad. Po książkę również sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
  10. Wywiad pierwsza klasa, przeczytałam z przyjemnością, a po książkę również bardzo chętnie sięgnę :-)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję wszystkim za ślad, który tutaj zostawiacie :)

Copyright © 2016 Subiektywnie o książkach , Blogger