Nie ma nic naprawdę pewnego w życiu. Fragment książki "Bo trzeba żyć. Gabrynia"


Apolonia, wdowa i matka czwórki dzieci, mimo że wyszła po raz drugi za mąż, nie do końca czuje się szczęśliwa. Martwi  się o swoje pociechy.  Najstarsza i najzdolniejsza z nich Gabrynia  odkrywa budzący się w niej erotyzm, przeżywa pierwszą miłość i pierwsze rozczarowania. Kończy szkołę i rozpoczyna pracę. Odnosi zawodowe sukcesy i poznaje mężczyznę swego życia. Gabrynia jest szczęśliwa i z ufnością patrzy w przyszłość, tym bardziej że marzenia się spełniają jedno po drugim. Wybucha jednak wojna, która wywraca wszystko do góry nogami – nie tylko życie bohaterek, ale także ich poglądy na wiele spraw, nawet tak fundamentalnych jak dobro i zło. Wojenny terror, codzienne życie pod okupacją niemiecką, ukrywanie młodej Żydówki, strach przed śmiercią – świat wokół się wali. Jednak... trzeba żyć. Dla Gabryni i jej bliskich to czas wielkiej próby i niesamowitych zrządzeń losu. 
Do lektury powieści "Bo trzeba żyć. Gabrynia" zapraszam was razem z Wydawnictwem Szara Godzina. Dziś możecie przeczytać jej przedpremierowy fragment:


    Wiecznie problemy – rozmyślała Apolonia. Ledwie co człowiek trochę odsapnie i odpręży się po jednej biedzie, a już następne pchają się jedna przez drugą. Nigdy nie ma tak, żeby można było całkiem się uspokoić. A już ten rok od początku zapowiadał się jakoś pechowo. Niby nic, ale nerwy cały czas coś szarpie.
    Najpierw dobre pięćdziesiąt złotych przepadło wraz z cielakiem, co się im martwy urodził. Zaraz potem Hela poślizgnęła się na schodach i złamała nogę. Boże, co to było, jak jej gips założyli! Nijak nie dało się jej przetłumaczyć, żeby go nie szarpała. Cały czas ktoś jej musiał pilnować, bo po kawałku by go wykruszyła, zanim noga by się zrosła. Dobrze, że złamanie nieskomplikowane, bo inaczej doktor musiałby małą unieruchomić na dłużej, a wtedy ona – Apolonia – chybaby oszalała. I tak przez te sześć tygodni czasem z trudem się tylko powstrzymywała, żeby upartej nie przyłożyć, bo jej buczenia miała już po dziurki w nosie.
    W ogóle coraz trudniej z tą Helcią, bo dziewczyna dorodna jak rzepa, wygląda na dobre trzynaście albo i czternaście lat, a rozum u niej jak u smarka paroletniego. Nijak ją bić, bo ona przecież niewiele pojmuje, ale czasem naprawdę zdzierżyć trudno. No i to wieczne uwiązanie… To żeby do Łukowa na parę godzin pojechać, musi się najpierw z kimś umówić, że z dziewczyną posiedzi. Na razie Puzychowa chętna, ale przecież w każdej chwili może jej coś wypaść i wtedy ani myśleć o jakimkolwiek wyjeździe, bo z Helą to rzecz prawie niemożliwa. Wystarczy im to, co mieli podczas wizyty u lekarza.
    O mało się ze wstydu nie spaliła, jak dziewucha zaczęła brewerie wyczyniać w izbie przyjęć. A kiedy jej gips zakładali, to tak wyła, tak piszczała, że chyba trzy ulice dalej było ją słychać. We dwoje z Romanem ją trzymali, a i tak jeszcze siostra musiała im pomagać. Dobrze, że doktor Helę od małego zna, Apolonia nie musiała się bardzo tłumaczyć. No i że Roman z nimi był, bo on cierpliwość ma do małej większą niż czasem ona sama.
    No właśnie – myśli Apolonii przeskoczyły z kolei na męża – a teraz jeszcze te problemy w leśnictwie. Roman niby ją uspokajał, że nic nie będzie, że to zwyczajna kontrola, ale ona i tak poznawała, że jest zdenerwowany, chociaż starał się to przed nią ukryć. No i przecież widziała, że ostatnio znowu zaczął pić, choć od lat już mu się to nie zdarzało, chyba że przy jakiejś większej okazji. A teraz prawie co dzień wyczuwała od niego wódkę. Nie żeby było po nim widać, bo Roman nawet jak dawniej pił, to nigdy nie był pijany. Pewnie z nerwów flaszka go znowu skusiła. Musi tam gdzieś w biurze popijać, bo w domu niczego nie zauważyła. Nie mówiła też z nim na ten temat, bo jakim prawem, skoro nigdy złego słowa do niej czy do dzieci nie powiedział? Ale martwić to się trochę martwiła, z picia nigdy nic dobrego nie wynika.
    Cóż, Apolonia dobrze wyczuwała, bo leśniczy rzeczywiście miał powody, żeby się denerwować. Już pod koniec roku słyszał, że w Lasach Państwowych mają nastąpić jakieś zmiany, ale nie mówiono konkretnie, czego miałyby dotyczyć. Dopiero na wiosnę okazało się, że naczelna dyrekcja zarządziła przeprowadzenie w całym kraju nadzwyczajnej rewizji istniejących planów gospodarczych. Celem miało być, jak się dowiedział na zebraniu, wprowadzenie ładu przestrzennego w lasach należących do państwa i nowy podział powierzchniowy. Co do tego pierwszego Jagielski był w miarę spokojny. Zawsze uważał, że na jego terenie wszystko jest we właściwym porządku. Kolejność wyrębu, zalesianie, odnowa drzewostanu – w tej kwestii raczej niczego się nie obawiał. Natomiast martwił się nowym podziałem administracyjnym. Na polityce specjalnie się nie wyznawał, a wiadomo, że takie działania zawsze mają z nią coś wspólnego. Cholera wie, co to mogło dla niego oznaczać. Chodziły słuchy, że planowano zmniejszyć liczbę obrębów i gospodarstw leśnych, a to, rzecz jasna, musiało pociągnąć za sobą cięcia etatów. Nie sądził co prawda, że mogłoby to jego dotyczyć, ale niepokój czuł. Jego leśnictwo nie było duże. A nuż – myślał – przyjdzie komuś do głowy je zlikwidować albo podłączyć pod jakieś większe? Co wtedy? Na stare lata do nowego się przyuczać?
    Na szczęście okazało się, że chociaż zlikwidowano w całym kraju około jedną trzecią gospodarstw leśnych, jego zachowano w niezmienionym kształcie ze względu na tartak. Odetchnął z ulgą, gdy się o tym dowiedział. Cała ta sytuacja uświadomiła mu jednak, jak bardzo zasiedział się na swoim stanowisku, rozmościł, wręcz rozparł z podświadomym przekonaniem o niezmienności stanu rzeczy. Nie uważał się za człowieka zarozumiałego, a władza nie śniła mu się nigdy, nawet w młodości, jednak przez te kilka tygodni życia w niepewności zrozumiał, że dał się zwieść temu, co za sobą pociągała: zbytniej pewności siebie i złudnej pewności jutra. A przecież kto jak kto, ale on najlepiej powinien wiedzieć, że nie ma nic naprawdę pewnego w życiu i że zawsze trzeba być czujnym, bo zło może pojawić się w każdej chwili. Wiele było trzeba? Wystarczyłaby czyjaś decyzja, parę przesunięć personalnych na górze, kilka nowych linii na mapie i z czym by został? Jeszcze dawniej to jakoś by było, ale teraz, gdy ma na utrzymaniu Apolonię i dzieci? Toć chyba ze wstydu by się spalił. Tyle jej naobiecywał, a tu nagle wszystko mogło się zmienić w zależności od tego, na jakim stanowisku by został. Pensja leśniczego to jednak nie to samo, co pobory niższego urzędnika. Pola nie jest rozrzutna i na pewno by zrozumiała, ale jemu ciężko by było powiedzieć na przykład Gabryni, że nie stać go na jej szkołę. Oczywiście nie dopuściłby do tego, ma przecież odłożone oszczędności, ale już sama myśl wywoływała w nim takie nerwy, że parę razy musiał się napić. Dobrze, że się w końcu wszystko wyjaśniło, może trochę spokoju człowiek wreszcie zazna. A Poli jakoś to wynagrodzi, na pewno.

Premiera powieści 5 lutego. Jesteście zainteresowani przeczytaniem tej książki?





Wpis powstał w ramach współpracy z Wydawnictwem Szara Godzina

25 komentarzy:

  1. Książka zupełnie nie w moim klimacie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie czytam za dużo, ale takie historię podobają mi sie

    OdpowiedzUsuń
  3. ja bym mogła przeczytać:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Książka mnie zaciekawiła :D Myślę, że nie będę się nudziła przy jej czytaniu :D
    Pozdrawiam! wy-stardoll.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie czytałam jeszcze nic tej autorki.

    OdpowiedzUsuń
  6. Poczekam na Twoją recenzję :) Wygląda interesująco.

    OdpowiedzUsuń
  7. Tym razem niestety nie mój klimat. Podejrzewam, że nie odnalazłabym się w tej powieści.

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam pewien "problem" z takimi powieściami. Chętnie po nie sięgam, wręcz "połykam" w jeden, dwa wieczory, ale obok muszę mieć chusteczki:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Po tym fragmencie,musze się jeszcze nad tą książką zastanowić.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
  10. Pięknie, że pozwoliłaś nam ją chociaż trochę poznać. Fragment na pewno zachęca do sięgnięcia po więcej.

    OdpowiedzUsuń
  11. Lubię takie obyczajówki osadzone w okresie wojennym więc myślę że w wolnej chwili skuszę się na tę ksiązkę

    OdpowiedzUsuń
  12. Ta książka będzie idealna dla mojej Mamy!
    pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie jestem do końca przekonana, czy jest to książka dla mnie. 😊

    OdpowiedzUsuń
  14. No niestety ale ten fragment nie zachęcił mnie do przeczytania całości.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję wszystkim za ślad, który tutaj zostawiacie :)

Copyright © 2016 Subiektywnie o książkach , Blogger