"Wygląda na to, że rację mogą mieć fizycy kwantowi – rzeczy istnieją i nie istnieją równocześnie". Rozmowa z Maksymem Aleksandrowiczem



Lubię promować obiecujące debiuty, których autorzy mają dużo ciekawego do powiedzenia. Jednym z takich twórców jest Maksym Aleksandrowicz, który całkiem niedawno wydał swoją pierwszą książkę pt. "Linia Maginota", jaką prezentowałam wam na blogu. Dzisiaj zapraszam was do przeczytania mojej rozmowy z autorem.

Recenzja książki "Linia Maginota" - KLIK



Maksym Aleksandrowicz w przeszłości fascynował się paleontologią oraz oceanografią, ale nie wykonuje żadnego z tych zawodów. W sieci znajdziecie blog autora.






Wioleta Sadowska: W przeszłości fascynował się Pan paleontologią oraz oceanografią. Skąd więc pomysł na napisanie książki?


Maksym Aleksandrowicz: Byłem nałogowym pożeraczem książek właściwie odkąd pamiętam. Również i te dwie wielkie naukowe pasje – paleontologia i oceanografia - wynikały z lektur powieści Michaela Crichtona i Petera Benchleya we wczesnej młodości. Kiedyś książki były podstawowym źródłem wiedzy, dlatego też od zawsze darzyłem je ogromnym szacunkiem. Jako dziecko tworzyłem krótkie opowiadania, będące wariacjami na temat historii znanych z ekranów kin, czy stron powieści, ale do głowy nie przyszłoby mi wówczas, że napiszę kiedykolwiek coś dłuższego.


Pisanie powieści zaczęło się od próby systematycznego prowadzenia dziennika z różnego rodzaju spostrzeżeniami na temat otaczającego mnie świata. Gdy ilość tak uzyskanego materiału rosła, z pewnym zdumieniem odkryłem, że przeinaczanie różnych zdarzeń oraz tworzenie zmyślonych postaci i wątków sprawia mi nieporównywalnie większą radość, niż zwykłe dokumentowanie rzeczywistości. Mam wrażenie, że obecnie manipulowanie faktami stało się normą, a nawet zawodem dla niezliczonej rzeszy ludzi w niezliczonych dziedzinach życia, osobiście zatem preferuję tworzenie uczciwej fikcji, a nie fikcji udającej prawdę.


Wioleta Sadowska: W dzisiejszych czasach trudno odróżnić prawdę od fikcji, „Linia Maginota” to Pana debiut literacki, w którym ukazał Pan niezwykle trafną analizę funkcjonowania w naszym kraju drobnych przedsiębiorców w branży budowlanej. Nurtuje mnie więc pytanie dotyczącego tego, czy zna Pan ten rynek z własnego doświadczenia?


Maksym Aleksandrowicz: Tak, od wielu lat pracuję w sektorze budowlanym lub branżach ściśle z nim związanych.


Wioleta Sadowska: Czyli moje przeczucie mnie nie zawiodło. Czy Adam, główny bohater książki jest sztandarowym przykładem podwykonawcy, który w naszym kraju nie potrafi utrzymać się z uczciwej pracy w tej branży? Czy to reguła?


Maksym Aleksandrowicz: Tłem historii jest okres niedawnej recesji, spowodowanej spekulacjami na rynku nieruchomości w Stanach Zjednoczonych, o których opowiada między innymi amerykański film „The Big Short”. Wówczas cała branża budowlana przeżywała kryzys, co nie znaczy, że nie istniały firmy i drobni przedsiębiorcy, którzy nawet w takich warunkach potrafili doskonale prosperować. Niestety dla mniej wybitnych biznesmenów, przetrwanie lub rozwój podczas tak słabej gospodarki w naszej polskiej rzeczywistości oznacza zazwyczaj konieczność naginania bądź łamania prawa. Taki model przedsiębiorcy, czyli innymi słowy drobnego kombinatora na szczęście powoli umiera w świadomości Polaków. Adam reprezentuje typ osoby, która nie potrafi nie zastanawiać się nad konsekwencjami takich działań, przede wszystkim w stosunku do własnego sumienia. Nie potrafię ocenić, czy w skali całego naszego kraju regułą jest konieczność wybierania pomiędzy uczciwością, a odnoszeniem sukcesów. Mam szczerą nadzieję, że istnieje rosnące grono ludzi całkowicie uczciwych i przy tym dobrze funkcjonujących.


Wioleta Sadowska: Powieść wywołuje wywołuje szereg refleksji w temacie reżyserowania przez tajne organizacje pewnych zjawisk w skali mikro i makro ekonomicznej. Czy w związku z tym lubi Pan zgłębiać różnorakie teorie spiskowe?


Maksym Aleksandrowicz: Wielką pasją mojego dzieciństwa - prócz wcześniej wymienionych - była ufologia. Oczywiście nie bez wpływu był tutaj emitowany wówczas serial „Z Archiwum X”. Aby zadośćuczynić naturze młodego naukowca zaczytywałem się w fachowej literaturze z tej dziedziny. Jest w ludziach coś, co budzi odruchowy sprzeciw na wszelkie przejawy bycia manipulowanym. Sugestia, że jakaś grupa wpływowych szarych eminencji może zza kulis sterować światem jest od dawna motorem niezliczonych godzin rozrywki dzięki książkom, filmom i rozmowom, prowadzonym konspiracyjnym szeptem na spotkaniach towarzyskich. Nie jest tajemnicą, że wielkie tajemnice budzą szczególne zainteresowanie, a usiłując je zgłębiać prawie zawsze można zaobserwować tworzenie się dwóch reprezentujących przeciwstawne poglądy grup, czasami w równym stopniu wypełnionych ekspertami. Świetnym przykładem jest tutaj zawalenie się bliźniaczych wież World Trade Center. Istnieje ogromna grupa przeciwników oficjalnego wytłumaczenia. Również moi uczelniani wykładowcy, wysokiej klasy profesorowie, specjalizujący się w konstrukcjach metalowych nie byli całkowicie jednogłośni jeśli chodzi o mechanizm zawalenia się tych budynków. Wygląda na to, że rację mogą mieć fizycy kwantowi – rzeczy istnieją i nie istnieją równocześnie. Być może więc nasza planeta jest płaska i okrągła w tym samym czasie, wszystkie zjawiska w przyrodzie zachodzą tylko wówczas, gdy je obserwujemy, a cały nasz wszechświat istnieje wyłącznie jako symulacja komputerowa?


Wracając jednak na Ziemię, a konkretnie do naszego pięknego kraju – Polska nie miała łatwo w ostatnim stuleciu. Rejon z którego pochodzę właściwie stosunkowo niedługo leży w jej granicach. Podczas gdy na starość przesiedleni Polacy z nostalgią wracają na Litwę, tak do nas przyjeżdżają z jednakową nostalgią przepędzeni stąd po II Wojnie Światowej Niemcy. Obserwując na własne oczy to ciekawe zjawisko zastanawiałem się, czy ktoś kiedykolwiek przyjdzie i powie mnie lub moim dzieciom, że to już nie jest ich dom i czas się stąd wynosić. Z historii wyciągnięto pewne wnioski i świat poszedł naprzód, przez co mało prawdopodobna wydaje się otwarta agresja któregoś z sąsiadów na nasze terytorium, jednak podstępy ekonomiczne są sprawą zupełnie inną, zwłaszcza, gdy uświadomimy sobie ogrom eksploatowania gospodarczego, jakiemu podlegają biedniejsze kraje na całym świecie. Tutaj ciekawym przykładem jest importowanie przez Singapur piasku z Malezji. Bogaty Singapur powiększał w ten sposób swoje terytorium po prostu wsypując piasek do morza, natomiast Malezja wydobywając u siebie piasek sprzedawała bogatemu sąsiadowi swoją ochronę przed falami Tsunami. Ogólnie dość gorącym, choć pomijanym przez media tematem, wydaje mi się sprawa zasobów piasku na świecie. Jeśli chodzi o kwestię granic Polski, mam jednak nadzieję, że sprawa ich ewentualnej niekorzystnej dla nas zmiany pozostanie jedynie fikcją literacką.


Wioleta Sadowska: Oby taki scenariusz się nie ziścił. Skąd pomysł na wplecenie do fabuły wątku dotyczącego unikalnego systemu namierzenia pojazdów w czasie rzeczywistym?


Maksym Aleksandrowicz: To ukłon w stronę czystego science-fiction – gatunku, do którego przymierzam się jako pisarz. Jest to też przydatny element fabuły, chociaż przyznaję, że nie przeprowadzałem drobiazgowego researchu w tym temacie. Twórcy fantastyki naukowej zawsze mieli pewnego rodzaju ułatwienie, jakim jest możliwość bezkarnego tworzenia całkowicie oderwanych od rzeczywistości urządzeń bądź zjawisk. Można byłoby napisać: „…wówczas kapitan uruchomił napęd magneto-grawito-kwantowo-quasi-próżniowy i statek momentalnie skoczył w dwudziesty ósmy wymiar”, a na oburzone głosy osób ze środowisk naukowych odpowiedzieć, że po prostu taka technologia pojawi się dopiero za trzy stulecia, więc porównywanie jej z obecnym stanem wiedzy jest bezcelowe. Trudniejsze wydaje się stworzenie mającej umocowanie naukowo-techniczne koncepcji jakiegoś przyszłego urządzenia lub odkrycia i tego rodzaju wątki mam nadzieję umieszczać w przyszłych książkach, mając na uwadze inspirację, jaką taki opis mógłby stanowić dla błyskotliwych czytelników. Istnieje wiele przykładów technologii, których powstanie zainspirowali twórcy SF. System „skorpion” był bardzo niewprawną próbą opisania takiego fikcyjnego urządzenia. Nie będę zdziwiony, gdy pojawią się głosy krytyki ze strony ekspertów, ponieważ nie zgłębiałem tego tematu bardzo mocno, w tym przypadku zadowoliłem się pozorem sensowności opisu. Fakt, że całkiem niedawno w mediach pojawiły się doniesienia o zakupie przez CBA systemu „Pegasus”, służącego do inwigilacji obywateli jest absolutnym przypadkiem i – jeśli doniesienia te okazałyby się prawdziwe - kuriozalnym przykładem samospełniającej się przepowiedni.


Wioleta Sadowska: Jestem ciekawa, czy symboliczny tytuł, którego znaczenie czytelnik poznaje w trakcie czytania powieści, był zamierzony od samego początku?


Maksym Aleksandrowicz: Może nie od samego początku, ale od bardzo dawna. Fascynuje mnie sam obiekt do którego nawiązuje tytuł. Z budowlanego i finansowego punktu widzenia było to kolosalne przedsięwzięcie, którego militarne znaczenie zostało sprowadzone do parteru niewspółmiernie szybko w stosunku do poniesionych nakładów. Takich przykładów było więcej, niedawno miałem okazję poznać należącą do tzw. czeskiej Linii Maginota twierdzę Stachelberg. Nie jestem ekspertem od stosunków amerykańsko-meksykańskich, ale na każdą wzmiankę o budowie muru na granicy tych dwóch krajów nie mogę powstrzymać się od rozważań, czy w ciągu ostatnich kilku dekad jako ludzkość nie wyciągneliśmy żadnych wniosków z tworzenia skomplikowanych i kosztownych barier o trudnej do przewidzenia skuteczności?


Wracając do tytułu – punktem wyjścia była dla mnie ogólna idea, jaka wydaje się stać za tego typu projektami – chęć zadecydowania o własnych losach z pomocą mniej lub bardziej zaawansowanych technologii i działań. Możliwych uzasadnień dla takiego tytułu jest zresztą więcej. Niektóre z nich odkryłem już po napisaniu książki, przykładem może być artykuł pana Romana Kuźniara z Gazety Wyborczej, zatytułowany „Polska jak Linia Maginota”, którego szczerze mówiąc do tej pory nie przeczytałem. Na podstawie pobieżnej oceny dotyczy on relacji polsko-niemieckich i kwestii obronności w ramach Paktu Północnoatlantyckiego. Proponuję zatem traktować tytuł jako pewnego rodzaju przenośnię. Nie chciałbym pozbawić czytelnika możliwości interpretowania go w sposób całkowicie dowolny.


Wioleta Sadowska: Myślę, że ta interpretacja wywołuje sporo refleksji w temacie, o którym Pan powiedział. Kto według Pana jest docelowym odbiorcą „Linii Maginota”?


Maksym Aleksandrowicz: Nie jest ona typowym kryminałem, chociaż starałem się aby zadeklarowani miłośnicy tego gatunku również byli nią zainteresowani. Więcej jest w niej rozważań psychologiczno-społecznych, niż rzeczywistej sensacji i myślę, że wielbiciele takich właśnie pozycji najwięcej zyskają na lekturze.


Zauważyłem też wyraźną różnicę w odbiorze mojej książki w zależności od płci czytelnika. Zapewne jest to nieuniknione, biorąc pod uwagę odwieczne problemy z komunikacją między kobietami, a mężczyznami. Starałem się jednak, aby każdy mógł z lektury „Linii Maginota” wynieść jakieś przemyślenia, niezależnie od płci, wieku czy statusu społecznego. Istnieje może pewien wyjątek – zupełnie nie jestem zainteresowany dotarciem do osób, które nie są w stanie zdobyć się na wysiłek przeczytania książki i chociażby podjęcia próby jej zrozumienia na swój sposób. Preferuję mniejszą ilość czytelników, ale tych właściwych. Obroną przed tymi niewłaściwymi jest ilość stron i metafor.


Wioleta Sadowska: Czy planuję Pan napisać kontynuację „Linii Maginota”?


Maksym Aleksandrowicz: Tak. Pisanie w pewien sposób uzależnia. W przygotowaniu są dwie powieści, stanowiące rozwinięcie historii, którą opisałem w „Linii Maginota”. Niektóre wątki w nich zawarte pierwotnie miały trafić do mojej debiutanckiej książki, ale z różnych przyczyn postanowiłem przesunąć je do kolejnych części. Między innymi postać Beaty, która w opinii wielu recenzentek została przeze mnie potraktowana niesprawiedliwie i pobieżnie, doczeka się bardziej rozbudowanego opisu. Nieco enigmatycznie dodam, że tworząc wątek miłosny w „Linii Maginota” zadawałem sobie pytanie, czy uczucie można zaprojektować, podobnie jak projektuje się obecnie właściwie wszystko, co nas otacza? W kolejnych książkach postaram się odpowiedzieć na to pytanie.


Wioleta Sadowska: Projektowanie uczucia to intrygujące pojęcie. Czekam zatem na rozwinięcie tego tematu. Zastanawia mnie, dlaczego postanowił Pan pisać pod pseudonimem?


Maksym Aleksandrowicz: Cenię sobie anonimowość. Kiedy sam czytam książki fabularne, bardzo rzadko interesuje mnie osoba autora. Nie zagłębiałem się nigdy w biografię żadnego z ulubionych twórców, których dzieła potrafiłem czytać z wypiekami na twarzy nawet kilkudziesięciokrotnie. Jeśli tekst jest ciekawy, nie powinno mieć znaczenia kto go napisał, wówczas jest szansa na prawdziwie obiektywny odbiór. Chciałbym też dość wyraźnie zaznaczyć granicę między moim pisaniem, a życiem prywatnym. Pseudonim jest jednym ze sposobów, aby taką granicę wytyczyć, a jego geneza jest pewnego rodzaju nieustającą dedykacją dla dwóch bardzo ważnych dla mnie osób. Wszystko, co stworzę posługując się tym pseudonimem jest automatycznie wyrazem miłości do nich. Niedawno dowiedziałem się o istnieniu sztucznej inteligencji, która potrafi samodzielnie napisać powieść na zadany temat. Być może więc pisanie książek przestanie być niedługo domeną wyłącznie ludzi. Na tym etapie można myśleć o mnie, jako o tego typu bezosobowym algorytmie, nie mam nic przeciwko temu. Chciałbym, aby oceniane były moje książki, a nie ja sam.


Wioleta Sadowska: Wydanie debiutu już za Panem, pojawiły się także pierwsze recenzje książki. Mogę więc zapytać o to, jakich błędów według Pana należy się wystrzegać podczas pisania?


Maksym Aleksandrowicz: Pisanie daje mi luksus introwertycznego zagłębiania się we własną wyobraźnię. To rodzaj odpoczynku od tempa, jakie narzuca współczesny świat. Łatwo wówczas zapomnieć, że jednak byłoby niezmiernie miło, gdyby efektem pisania zainteresowały się inne osoby, które w zamian za poświęcony na lekturę czas oraz wybór tej, a nie innej książki powinny otrzymać spójny, zapewniający przyjemną rozrywkę produkt. Błędem jest zatem pisanie dla własnej satysfakcji, nie biorąc pod uwagę wrażeń czytelnika.


Wioleta Sadowska: Na czym zatem najbardziej zależy Panu w swoim pisaniu?


Maksym Aleksandrowicz: Na poczuciu, że wszystkie fragmenty układanki, nawet jeśli pozornie całkowicie od siebie różne, doskonale do siebie pasują oraz, że moi czytelnicy również to dostrzegą.


Wioleta Sadowska: Co w Pana przypadku pojawia się pierwsze – postaci czy pomysł na fabułę?


Maksym Aleksandrowicz: Remigiusz Mróz, bez cienia wątpliwości uznany i płodny pisarz, w jednym z wywiadów radiowych użył sformułowania „historia domagała się napisania” i - pomimo niczym nieuzasadnionego sceptycyzmu wobec osoby pana Mroza - muszę przyznać, że tym określeniem trafił w absolutną dziesiątkę. Mam wrażenie, że to historia wybiera sobie autora, a ten musi stanąć na wysokości zadania i przedstawić ją jak najlepiej, lub pozwolić jej umrzeć śmiercią naturalną. Czasami istnieje ważna postać, do której staram się dopasować jakiś wątek. Innym razem pierwsze skrzypce gra sama fabuła i wówczas zadaniem pisarza jest wymyślić postać, która dobrze tą fabułę podkreśli.


Wioleta Sadowska: Co na koniec chciałby Pan przekazać czytelnikom Subiektywnie o książkach?


Maksym Aleksandrowicz: Przede wszystkim proszę przyjąć moje wyrazy uznania za samą chęć czytania książek. To naprawdę wiele mówi o człowieku. Zawsze mówiło, ale w dzisiejszych czasach - gdy dominuje technologia nie wymagająca zaangażowania własnej wyobraźni do pracy - mówi nawet więcej. Życzę wielu przyjemnych lektur!



Zachęcam was do lektury "Linii Maginota". To bardzo obiecujący debiut, na którego kontynuację czekam z wielką niecierpliwością.


Wpis powstał w ramach współpracy z autorem.

14 komentarzy:

  1. spojrzalam na pierwsze zdjecie i sadzilam ze bedzie to ksiazka o wspinaczce ale jednak nie, szkoda bo od razu bym po nia pobiegła :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Widzę po wywiadzie, że książka bardzo przemyślana i tworzy ciekawą całość :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Trafne pytania i interesujący wywiad. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny wywiad i przekonałaś mnie do książki. Ciekawy człowiek.

    OdpowiedzUsuń
  5. Od wielu wielu lat, pra dziejów i epok temat istnienia i nieistnienia, widzialności i niewidzialności był poruszany na łamach setek książek i wywiadów. Bardzo ciekawi mnie co jest nowego w rozważaniach debiutującego autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. I like cover of this photo. It is amazing. And books sounds interesting. Thank you for sharing.

    New Post - http://www.exclusivebeautydiary.com/2019/09/la-mer-soft-fluid-long-wear-foundation_15.html

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciekawy wywiad :)
    A po książkę sięgnę przy najbliższej okazji.

    OdpowiedzUsuń
  8. Och, "Archiwum X". Obudziły się we mnie wspomnienia. Zawsze bałam się tej melodii z filmu.
    Bardzo ciekawy wywiad.

    OdpowiedzUsuń
  9. Naprawdę ciekawie przeprowadzony wywiad, gratuluję. A książki nie czytałem. Może skusze się na nią w najbliższym czasie.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję wszystkim za ślad, który tutaj zostawiacie :)

Copyright © 2016 Subiektywnie o książkach , Blogger