"Paryż odsłaniał przede mną swoje kolejne oblicza". Anna Sławińska o swojej książce "Emigrantka z torebką Louisa Vuittona"

 

Anna Sławińska oddaje w ręce czytelników książkę, która zaskakuje na wielu polach. "Emigrantka z torebką Louisa Vuittona" to bowiem opowieść o podróży do wymarzonego miejsca i o wyprawie do wnętrza siebie. Autorka zgodziła się powiedzieć nieco więcej o swoim debiucie, więc zapraszam was do przeczytania naszej rozmowy 😀


Recenzja książki "Emigrantka z torebką Louisa Vuittona" - KLIK





Anna Sławińska to absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Marii Skłodowskiej-Curie w Lublinie, która po zdobyciu tytułu magistra wyjechała do Paryża. We Francji rozpoczęła się wówczas jej przygoda z pisaniem. Autorka na co dzień zajmuje się fotografią i kelnerstwem. Każdy dzień wita szklanką wody z cytryną, a żegna tabliczką czekolady.






Wioleta Sadowska: Twoje pierwsze skojarzenie z Paryżem to…?

Anna Sławińska: Moje pierwsze skojarzenie z Paryżem (kiedyś) to przede wszystkim czerwone bereciki, bagietki, lekka, przyjemna muzyczka i dużo, dużo słońca. Tak wyobrażałam sobie kiedyś Paryż. Dzisiaj oprócz tych skojarzeń, w głowie pojawiają się także mniej przyjemne obrazy, jak stres, ogromny tłum, strzelanina i podpalane samochody na ulicach. 

Wioleta Sadowska: Dlaczego postanowiłaś napisać o swoich doświadczeniach emigracyjnych i podzielić się nimi z szerokim gronem odbiorców?

Anna Sławińska: Mieszkając w Paryżu każdego dnia właśnie ten sam Paryż odsłaniał przede mną swoje kolejne oblicza. Tak naprawdę nie miałam zamiaru pisać o Paryżu, nie miałam zamiaru tak szczerze opowiadać o swojej pracy. Okazało się, że nie tylko ja miałam takie odczucia względem tego jednak pięknego miasta. Że moje teksty się podobają, bo są właśnie autentyczne. Jakby nikt wcześniej nie odważył się na ujawnienie prawdy. Mnie dopadały już lekkie stany depresyjne i nie myślałam o tym, że komuś może się to nie spodobać, chciałam być szczera, bo tak naprawdę byłam zła na Paryż. Postanowiłam to wszystko opisać, a gdy ludzie zaczęli mnie czytać, po prostu się w to wkręciłam. Po napisaniu czułam, że ważę z 2 kg mniej, było to więc takie moje oczyszczenie ze złych emocji. Myślę, że ta książka może nawet pomóc komuś, kto będzie miał za granicą doła. Kto będzie chciał się poddać, albo kto nie będzie wiedział, co robić. Spokojnie, dasz sobie radę, bo tak naprawdę liczą się Twoje reakcje na sytuacje i Twoje emocje, bo to Twoje życie. 

Wioleta Sadowska: Nie sposób nie zapytać zatem, czy napisanie tej książki okazało się dla ciebie swoistą terapią?

Anna Sławińska: Oj tak! Nie myślałam nigdy o książce, w ogóle nie myślałam nigdy o założeniu bloga! To wyszło prosto z mojego serca, bo w Paryżu czułam się mimo wszystko dość samotna. Pragnęłam podzielić się z kimś moimi przemyśleniami, a nie chciałam tego robić z bliskimi, aby ich nie martwić. 

Wioleta Sadowska: Emigracja nie jest dla wszystkich?

Anna Sławińska: Zdecydowanie nie. Ale przed wyjazdem za granicę warto zadać sobie pytanie "Po co ja tam jadę?". Czy jadę w celach zarobkowych, czy jadę tam zamieszkać, czy jadę za granicę, bo chcę zacząć wszystko od nowa, a może chcę przed czymś uciec? Życie i tak weryfikuje i wszechświat ma swoje plany na nas. Jednak wyjazd za granicę niesie za sobą dobre i złe rzeczy, pamiętajcie o tym. 


Wioleta Sadowska: Jednym z wątków, jaki poruszasz jest molestowanie seksualne w pracy, z którym sama musiałaś się mierzyć. Czy trudno było wrócić do tych wspomnień?

Anna Sławińska: Bardzo. Ale wiem, że świetnie sobie z tym poradziłam. Odkryłam w sobie niesamowitą siłę. Nigdy wcześniej nic takiego mnie nie spotkało i, mimo że wiem, iż zdarzają się dużo gorsze sytuacje niż moja, to na mnie odcisnęło to spore piętno. Mimo wszystko jestem troszkę dumna z tego, że wtedy nie uciekłam tylko sobie z tym w stanowczy sposób poradziłam. 

Wioleta Sadowska: To, co wzbudza sporo emocji to twoje przemyślenia w temacie tolerancji dla innych narodowości, których wydźwięk w kontekście tego, czego byłaś świadkiem, zupełnie nie dziwi. Czy spotkałaś się z opinią, że to kontrowersyjne treści?

Anna Sławińska: Szczerze to nie. Wydając książkę, tego bałam się najbardziej, ale jestem już na to gotowa. Wydarzenia i opisy tych wydarzeń, jak i emocje w Emigrantce są moje. To są moje subiektywne odczucia, moje reakcje, moje emocje. Ja się ich absolutnie nie wstydzę. Zwracam uwagę, że czasami tak kontrowersyjne odczucia mogą być naturalne. Ja czułam ogromną złość na „nich”, smutek. Wiele nocy przepłakałam, gdy tylko myślałam o tych ofiarach, o rodzinach tych ofiar. Ja mogłam być w tej restauracji, mogłam popijać sobie wtedy winko w knajpce. A w tej samej sekundzie mogli mnie zabić. Nawet teraz kiedy sobie to przypominam, cisną mi się łzy. Tak, ja jestem za to wściekła na Paryż, choć to nie wina Paryża. 

Wioleta Sadowska: Bardzo prawdziwe słowa. W swojej książce obalasz pewne mity o Francuzach. Co w tej płaszczyźnie okazało się najbardziej zaskakujące?

Anna Sławińska: Fakt, że Francuzi nie chcą mówić po angielsku, albo że Francuzki są takie eleganckie i „ą” „ę”. Absolutnie nie! Z szacunku do tej kultury i też dlatego, że „Emigranci”, którzy znają dany język są „lepiej” traktowani bardzo chciałam nauczyć się francuskiego. Chodziłam nawet na zajęcia w Paryżu. Niestety moja praca mi na to zwyczajnie nie pozwalała, a ja nie czułam aż takiej presji, gdyż gdy mówiłam po angielsku, każdy mnie rozumiał. W pracy też rozmawialiśmy po angielsku. A Francuzki są wyjątkowe! To prawda. Ja zapamiętałam je jako totalnie wyluzowane, luźny casualowy styl, poczochrane włosy, lekki makijaż, albo jego brak. Zapamiętałam taką scenę… Uśmiechnięta, młoda dziewczyna w sukience w kwiatki i białych trampkach jechała na rowerze w mokrych włosach. Tam to nie dziwiło, że ktoś spieszył się do pracy i nie zdążył ogarnąć włosów i wysuszył je sobie jadąc na rowerze do pracy. Tam taki problem to nie problem, totalny luz. To akurat mi się podobało i to troszkę sobie przywłaszczyłam z Paryża. Ten luz. 

Wioleta Sadowska: Luz zdecydowanie się przydaje. Czy Apartament 27 staje się niejako symbolem obrzydliwego bogactwa?

Anna Sławińska: Zdecydowanie tak. Jednak bogactwo jego mieszkańców było takie dystyngowane, oni się z nim nie obnosili. Mimo wszystko, mimo tych wszystkich luksusowych marek w szafie, na co dzień wyglądali całkiem „zwyczajnie”. Mieli mnóstwo pieniędzy, mnóóóóstwo. 

Wioleta Sadowska: A czy samotności również? 

Anna Sławińska: Najbardziej samotna w tym domu była Madame. Nikt jej nie odwiedzał, oprócz ludzi których opłacała: masażystka, instruktor jogi Fabio, który był mega sympatyczny i bardzo go lubiłam, Katia, która jej dekorowała mieszkanie. Madame całymi dniami czekała na swojego syna, który po powrocie do domu zamykał się w swoim pokoju. Czasami było mi jej nawet szkoda. Serio. Z kolei, gdy odwiedzała ją rodzina, którą bez wątpienia kochała, nad życie stawała się wówczas dość wredna dla mnie, więc ja tych odwiedzin nie lubiłam.

Wioleta Sadowska: Czy zastanawiasz się czasami, jak potoczyły się dalsze losy Madame i jej rodziny? Masz z nimi jakiś kontakt?

Anna Sławińska: Po powrocie do Polski często o nich myślałam. Szofer śnił mi się jeszcze długo. Pewnego dnia przypomniałam sobie, że podczas tego feralnego remontu, który uniemożliwił mi wyjazd na wakacje, miałam wysłać szoferowi zdjęcia z postępów remontowych. Założyłam w tym celu nowego e-maila, bo nie chciałam, aby mieli jakiś kontakt do mnie. Po około dwóch latach po powrocie, przypomniałam sobie o tym e-mailu i się na niego zalogowałam. A tam?!!! Wiadomość od Madiego. Cytuję „Hi slut! How are you?!". Zapytał dlaczego uciekłam i nie dałam im znać, że ich zostawiam. W tym e-mailu napisałam o swoich prawdziwych odczuciach co do nich, o tym, że źle mnie traktowali itd....Odpisał. "OK! Jak będziesz w Paryżu, daj znać, pójdziemy na obiad". NO OSZOŁOM 😀 Wiem, że Madame i N. wrócili do Rosji, wiem, że Madi wyprowadził się z Paryża i chwilę pracował jako kierowca limuzyn. Niedawno byłam z moim partnerem we Wrocławiu, znów weszłam na tego e-maila i znów znalazłam tam wiadomość od szofera. Prosił o numer telefonu i moje zdjęcia. Nie będę wiec tego komentowała, ten etap mam za sobą, a szofer już mi się nie śni. 

Wioleta Sadowska: Co zmienił w tobie pobyt we Francji?

Anna Sławińska: Są i dobre rzeczy, i złe. Nie uważam, że człowiek jest albo taki, albo taki. Każdy z nas ma dwie strony, z których jedna wygrywa. Na pewno zrozumiałam, że pieniądze nie dadzą szczęścia i nie zamierzam poświęcić życia w pogoni za nimi. Stałam się odważna. Stałam się wyrozumiała i opanowana. Kiedyś panikowałam z byle powodu, teraz jest we mnie więcej spokoju. Przestałam marudzić, odczuwam więcej radości z małych rzeczy. Niestety, ale jestem także uprzedzona w pewnych kwestiach i pobyt we Francji, mimo że jestem silniejsza, narobił lekkiego zamętu w mojej psychice. Nabawiłam się nerwicy lękowej i nawiedzają mnie czasami demony przeszłości. 


Wioleta Sadowska: Czy zatem gdybyś mogła cofnąć czas to znowu podjęłabyś tę samą decyzję o wyjeździe?

Anna Sławińska: Tak. Na pewno! Zmieniłabym tylko jedną rzecz! Więcej czasu poświęciłabym na blogowanie takie, o jakim marzę. Posty 3 razy w tygodniu, filmiki na YT itp. 😀 tego żałuję, bo to kawał dobrej historii by był. A tak? Nie żałuję niczego. Bez Paryża i bez tych wydarzeń nie miałabym w sobie dzisiaj tyle miłości do życia i ludzi ile mam. Z tego jestem dumna, że jestem lepszą wersją siebie. 

Wioleta Sadowska: Do kogo kierujesz lekturę swojej książki?

Anna Sławińska: Do młodych ludzi, którzy myślą, że życie za granicą jest lekkie i przyjemne, bo się zarabia w Euro. Zarabia, ale też się w euro wydaje. Życie w Paryżu kosztuje niemałe pieniądze. Trochę do ludzi, którzy są zagubieni w swoim życiu i trochę do tych, którzy myślą, że żeby coś osiągnąć trzeba mieć stanowisko i grubaśny portfel. No nie. Tak to nie działa. 

Wioleta Sadowska: Co na koniec chciałabyś przekazać czytelnikom Subiektywnie o książkach?

Anna Sławińska: Przede wszystkim chcę podziękować, jeżeli ktoś kupił „Emigrantkę”, a od siebie chcę tylko powiedzieć, że warto spełniać marzenia, nawet jak trzeba na nie zapracować, nawet jak te marzenia przeminą, To każda decyzja w Waszym życiu będzie miała wpływ na kolejną. A wszystko dzieje się w konkretnym celu. Gdyby nie Paryż, który dał mi po d... nie rozmawiałabym dzisiaj z Tobą. A ta chwila w tym momencie jest piękna. I tego życzę każdemu, aby dostrzegać jak pięknie może być, nawet bez torebki Louisa Vuittona. 


Żaden, nawet najlepszy przewodnik po Paryżu nie zaoferuje wam tyle, co ta, ponad 200-stronicowa książka wydana w formacie idealnie mieszczącym się do torebki, niekoniecznie tej od Louisa Vuittona 😀


Wywiad został opublikowany w ramach współpracy z autorką.

8 komentarzy:

  1. Wywiad przeczytałam z przyjemnością.

    OdpowiedzUsuń
  2. Na pewno życie za granicą nie należy do najtańszych.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawa rozmowa. Ja nadal panikuje z byle powodu i ciężko mi to w sobie zmienić :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawy wywiad. Chętnie bym zajrzała do tej książki. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zarówno wywiad, jak i książka mnie zainteresowały.

    OdpowiedzUsuń
  6. Emigracja w tej chwili wydaje mi się czymś trudnym do zrealizowania. Nie mniej są też takie osoby, które są w stanie z plecakiem tylko ruszyć na podbój np. Ameryki. I co najlepsze udaje im się to.

    Najgorsze jest to, że w Polsce leczenie nowotworów jest podobno o X miesięcy do tyłu względem Unii czy ogólniej świata Zachodu.

    Cóż w jakimś sensie lekarka miała jednak rację, sposób wyrażenia tego nie był dobry. Tylko nikt nie sądził, że wszystko skończy się tak nagle.

    Pozdrawiam!
    https://mozaikarzeczywistosci.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciekawy wywiad, myślę, że mogłaby mi się spodobać ta książka 😊

    OdpowiedzUsuń
  8. Po tej rozmowie widzę, że warto przeczytać tę książkę.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję wszystkim za ślad, który tutaj zostawiacie :)

Copyright © 2016 Subiektywnie o książkach , Blogger