Malarzu nasz, któryś jest w niebie – Dariusz Kunicki

 


"Człowiek musi czuć, że gdzieś przynależy, nawet po śmierci".


Fantastyka religijna, zwana także czasami "klerykal fiction" to podgatunek mało rozpowszechniony na naszej rodzimej scenie literackiej. Mogłabym nawet rzec, że dość niszowy. Z tego względu poznawanie tej historii, odwołującej się stricte do spraw wiary, ale i całej instytucji Kościoła, okazało się dla mnie nie lada atrakcją. Historii ukazującej alternatywną wersję doktryny religijnej, dla niektórych bluźnierczą w swojej wymowie, a dla innych, bardziej frapującą niż teoria Matrixu.

Dariusz Kunicki to tłumacz, który postanowił napisać własną książkę. Zadebiutował w 2014 r. powieścią pt. "Gdy kochają anioły", która zdobyła nagrodę internautów w kategorii najlepszy romans na jesień 2014 w konkursie organizowanym przez serwis Granice.pl. Autor mieszka w Sopocie.

Amelia, studentka malarstwa, poznaje dziwnego chłopaka o imieniu Adam, który przedstawia jej niespotykaną dotąd teorię na temat istnienia naszego świata. Spotkanie w galerii sztuki zapoczątkowuje szereg dziwnych wydarzeń, w jakich bierze udział pewna zakonnica z artystyczną duszą, Antichristos i Samael, a nawet sam Hieronim Bosch.

Dariusz Kunicki poprzez swoją książkę, zabiera czytelnika w podróż po świecie, w jakim koncepcja stworzenia naszej rzeczywistości zostaje całkowicie zburzona na rzecz nowej, śmiałej i jednocześnie nieco przerażającej wizji. Autor połączył fantastyczną konwencję gatunku z płaszczyzną religijną, co okazało się z pewnością dość trudną sztuką, ale w efekcie, posiadającą wielki potencjał, jaki udało się w pełni wykorzystać. To bowiem przecież na lekcjach religii uczymy się o początkach powstania świata, więc czerpanie z tego obszaru pełnymi garściami to w przypadku tej książki trafiony zabieg prozatorski.

Jestem przekonana o tym, że gdyby niecodzienna opowieść o Amelii i jej dość osobliwych spotkaniach powstała kilka wieków wstecz, zostałaby wówczas wpisana na indeks ksiąg zakazanych i spalona na stosie. Na szczęście żyjemy w XXI wieku, a takie niebanalne książki jak "Malarzu nasz, któryś jest w niebie" wywołujące uśmiech na twarzy i czasami konsternację, są dostępne dla każdego. Dariusz Kunicki pod płaszczem barwnej opowiastki, drwi bowiem nieco z zakorzenionych w nas uprzedzeń, odsłania nadal funkcjonujące stereotypy i przywołuje zupełnie inną wersję znanych powszechnie biblijnych opowieści, jak chociażby ta o Ewie i jej grzechu. Nie mówiąc już o tym, że sam stwórca przestaje być dobrym rzemieślnikiem, a staje się prawdziwym artystą ze zmiennymi nastrojami.

Ta literacka zabawa autora podstawami religii wymusza niejako na czytelniku głębsze przemyślenia dotyczące sensu naszego życia i roli wartości chrześcijańskich, a także samego duchowego DNA, będącego spuścizną całej cywilizacji. Dariusz Kunicki z każdym, kolejnym obrazem, będącym rozdziałem tej książki, zbliża odbiorcę do odkrycia techniki malarskiej, według jakiej powstał nasz świat. I co najważniejsze, autorowi udaje się uzyskać na końcu efekt zaskoczenia.

Ja już wiem, jak prezentują się zdumiewające boskie pigmenty i jestem przekonana o tym, że i dla was okażą się one nieszablonowe. "Malarzu nasz, któryś jest w niebie" to bowiem opowieść niecodzienna, zaskakująca koncepcją tego, kim jest Bóg, a dzięki przystępnej formie narracyjnej z wartką akcją, staje się lekturą, jaką można przeczytać w ciągu jednego, dłuższego wieczoru. 


Recenzja została opublikowana w ramach współpracy z autorem.

22 komentarze:

  1. O kurcze - o tym to jeszcze nie słyszałam...

    OdpowiedzUsuń
  2. Póki co psa, ale nie mówię zdecydowanego nie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Lubię takie luźne potraktowanie religii :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Fantastyka religijna? Wow...nie wiedziałam, że jest taki gatunek

    OdpowiedzUsuń
  5. Przyznam , że pierwszy raz spotykam się u Ciebie z terminem fantastyka religijna. Nie miałam pojęcia, że taki gatunek istnieje- sama książka zapowiada się po Twojej recenzji bardzo ciekawie, będę na nia polować w bibliotece :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Na uwadze mieć Wiolu będę, teraz inne lektury . Pozdrawiam :-) .

    OdpowiedzUsuń
  7. Lektura tej książki jeszcze przede mną. Jestem ciekawa tych boskich pigmentów literackich. Tytuł mnie zaintrygował, więć zdecydowałam się na jej poznanie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Tematyka nie zachęca mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ...Nawet gdy Bóg wygląda jak Denzel Washington z "Dnia próby" :)

      Usuń
  9. Ciekawa propozycja. Oryginalna.

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie czytałam jeszcze nic takiego, bardzo ciekawa propozycja. Główna bohaterka jest malarką, to już mnie zachęciło. Sam fakt, że książka zachęca do przemyśleń...tak to, coś, co chętnie przeczytam, bo myślę, że mogę się czegoś nauczyć, poszerzyć horyzonty. Dziękuje za ciekawą propozycję, pozdrawiam serdecznie. :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Hm, nie... nie moje klimaty :(

    OdpowiedzUsuń
  12. Gatunek faktycznie nietypowy i mało popularny, nigdy nie miałam do czynienia z taką książką, ale zaciekawiłaś mnie:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Lubię takie niecodzienne historie.

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie słyszałam wcześniej o tym gatunku. Wiolu jak to mówią robisz dobrą robotę. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  15. Autor stworzył własną wersję wydarzeń Bibilijnych, chociażby połączenie Ewy i Lilith w jedną i tą samą osobę. Świat i Bóg, jakiego mamy wyobrażenie są kompletne różne. Bóg jest malarzem, ekscentrycznym, nieco znudzonym artystą, który ma gdzieś, że jego pomocnik postanowił we śnie nawiedzić i uwieść jedną z sióstr zakonnych. Myślę, że ze względu na specyficzną tematykę jak i styl pisania autora każdy musi sam wyrobić sobie zdanie na temat tej książki. Mi nie przypadła ona niestety do gustu.

    OdpowiedzUsuń
  16. Należy wczytać się dobrze w recenzję Wioli. Autor BAWI się konwencją co oznacza, że może łączyć Ewę z Lilith w jakąś hybrydę, albo zrobić z Adama kowboja jeżeli mu to pasuje do tekstu. Tam jest więcej smaczków. Choćby sam wielopostaciowy, czarnoskóry Bóg pijący piwo z hipisami, a takiego nie znajdziemy w Piśmie Świętym, Antychryst i Samael okazują się...nie będę spojerował, a nawet wstydzę się poszukać w Ewangelii. Nie znajdziesz też w Biblii słów jakie Bóg wypowiedział do Ewy w jednej z końcowych scen. A już znaczenie samego grzechu pierworodnego, w oczach dewota, woła o pomstę do nieba ! Do takiej konwencji, język frywolny pasuje jak ulał.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję wszystkim za ślad, który tutaj zostawiacie :)

Copyright © 2016 Subiektywnie o książkach , Blogger