"W beznadziejnej sprawie tylko Piekielna Palestra pomoże". Fragment książki "Piekielna Palestra"



Zmorak Maurycy Wielowieyski otrzymuje zlecenie wytropienia i schwytania saivy Aleksandra Bartenjewa, carskiego porucznika, który zabił swoją ukochaną – legendę dziewiętnastowiecznej Warszawy ¬– Marię Wisniowską. W realizacji misji pomaga mu Anne Olson, zmoraczka o wybuchowym temperamencie. Wkrótce oboje odkryją, że właśnie uwikłali się w międzywymiarową intrygę, która może zaburzyć Równowagę i niebezpiecznie wpłynąć na losy wszystkich żywych i... zmarłych.

Do lektury "Piekielnej Palestry" zapraszam was razem z jej autorem Adamem Barcikowskim. Dziś możecie przeczytać jej fragment:


– Piękna mowa, panie mecenasie – powiedział stary hrabia de Volaille. Skłonił się dystyngowanie, podchodząc do grupki gości, w której stał adwokat. Przyjęcie dopiero się zaczynało i goście powoli przybywali. – Muszę powiedzieć – kontynuował hrabia – że sam niemal uwierzyłem w samobójstwo ofiary – dodał. – A efekt? Cóż za efekt! Pełne uniewinnienie. Jednak prawdą jest, co mówią – w beznadziejnej sprawie tylko Piekielna Palestra pomoże.
– Ależ panie hrabio – Piekielnik odwzajemnił ukłon – jest pan nazbyt uprzejmy. Ja po prostu wykonuję swoją pracę.
Adwokat był ubrany w czarny smoking zamiast adwokackiej togi, a zielony żabot pod szyją zastąpiła czarna muszka. Jasne blond włosy miał zaczesane na jedną stronę w ten najnowszy, elegancki sposób, który ostatnio coraz częściej spotykano na salonach. Adwokat wiedział, że salony Radovii, to nie byle jakie salony.
– No, proszę nie być takim skromnym – odparł hrabia. Poprawił na sobie elegancki płaszcz reprezentacyjny, obszyty od środka białym futrem i przepasany szarfą w rodowe barwy, po czym skłonił się ponownie. – Jestem zaszczycony, że zechcieli panowie pojawić się na moim balu dobroczynnym. Zarówno ja jestem zaszczycony, jak i moja małżonka. Gdzie moje maniery?! – Hrabia zmartwił się, ale mimo to pociągnął naprzód drobną blondynkę, ubraną w rozłożystą, balową suknię. Kobieta opierała się lekko, uczepiona ramienia hrabiego, ale ostatecznie ustąpiła i dygnęła wdzięcznie. – Panowie może mieli już okazję? Oto moja małżonka, szczęście i zgryzota moja, mój skarb, Wioletta de Volaille.
Kobieta skinęła wdzięcznie głową.
– To zaszczyt móc w końcu panią poznać – powiedział adwokat. Wyciągnął rękę i schylił się, żeby ucałować dłoń hrabiny. – Nazywam się Elliot Mess, do pani usług. – Odsunął się na przepisową odległość od hrabiowskiej pary, z głową wciąż schyloną w półukłonie. Arystokracja lubiła takie drobne akcenty, które pokazywały, że są ponad innymi, a gdy się zniżają do ich poziomu, robią to tylko z własnej, nieprzymuszonej woli. – Pozwolą państwo, że przedstawię im moich współpracowników – dodał Mess, wskazując na stojących za nim dwóch mężczyzn w jednakowych frakach. W odróżnieniu od Messa obaj mieli gęste, rude włosy, zaczesane do tyłu. Jednocześnie wydawali się niemal identycznej postury i wzrostu co on. – Józef Goldszmit i Jonasz Goldfinger.
Rudowłosi skłonili się z szacunkiem. Hrabia odwzajemnił uprzejmy ukłon, po czym dyskretnym gestem przywołał do siebie żonę, która wciąż stała pomiędzy mężczyznami i wyraźnie zaczynała się zastanawiać, co ma zrobić. Nie było to pożądane zachowanie wśród arystokracji. Wyżej urodzeni zawsze wiedzą, co należy robić. Nieporadność jest oznaką słabości. Kobieta, a właściwie bardzo młoda kobieta, a może nawet dziewczyna, choć już raczej nie dziewczynka, uśmiechnęła się wdzięcznie i chwyciła męża pod ramię.
Kolejna, pomyślał piekielnik. Poprzednia miała chociaż osiemnaście lat, a to biedne stworzenie? Przecież to jeszcze dziecko. Zaraz jednak porzucił tę myśl, nie jemu oceniać zwyczaje matrymonialne ludzkiej arystokracji. Pozostawi to znawcom. Departament Grzechów Lekkich w Piekle powinien na bieżąco analizować takie przypadki i przedstawiać kwartalne rozliczenia grzechów Cesarzowi. Ta sprawa znajduje się poza kręgiem zainteresowań adwokata.
– Udanej zabawy życzę – powiedział hrabia. – A teraz, panowie wybaczą, pozostali goście wyraźnie wymagają mojej uwagi – dodał, wskazując na grupkę cesarskich oficerów, zgromadzonych przy stole z zakąskami. Jeden z nich, wysoki, postawny brunet machał do nich bardzo żywiołowo.
– Dziękuję. Zabawa z pewnością będzie udana, jak zawsze na przyjęciach u pana hrabiego – odparł adwokat z uśmiechem.

***

– Dziękuję, dziękuję państwu za przybycie – powiedział stary hrabia de Volaille na środku sali balowej. – Witam szanownych państwa na naszym balu, w imieniu swoim i małżonki. – Młodziutka hrabina dygnęła wdzięcznie, przywołując na twarz niepewny uśmiech. – Witam i życzę niezapomnianej zabawy. – Hrabia skłonił się ponownie. W sali rozległy się brawa. – Orkiestra! – Przez szum braw przebił się jeszcze uradowany okrzyk hrabiego, po czym sala utonęła w dźwiękach walca.
Elliot Mess, adwokat Piekielnej Palestry, rozejrzał się po sali. Pary powoli odrywały się od mniejszych i większych grup gości, a następnie kierowały się na parkiet. Białe i błękitne suknie mieszały się z czarnymi smokingami w wirującym walcu, który pochłaniał, jak rosnąca chmura słodkiego, rozemocjonowanego dymu, coraz większą część sali. Nie oszczędzał pozostałych, nietańczących jeszcze gości, wyrywał najpierw ich uwagę, a następnie również i ciała od stołów z przekąskami i alkoholem.
Adwokat prześlizgnął się wzrokiem po zgromadzonych. Wzrok kobiet, których partnerzy kończyli lub nie byli w stanie skończyć prowadzonej dyskusji, wędrował co jakiś czas tęsknie na parkiet. Pojedyncze westchnienia unosiły ich piersi.
Mess zatrzymał na dłużej wzrok na jednej grupce. Składała się z czterech cesarskich oficerów w galowych mundurach i wypolerowanych butach do końskiej jazdy. Konwersowali wesoło i śmiali się, co jakiś czas stukając się szklankami ze złotawym trunkiem. Towarzyszyła im jedna kobieta i to na niej mecenas Mess skupił niemal całą swoją uwagę. Stała pod rękę z jednym z oficerów, niskim, krępym blondynem o kwadratowej szczęce. Jej wzrok, podobnie jak w przypadku innych kobiet, przyciągały co jakiś czas pary wirujące na środku sali. Inaczej jednak niż w przypadku pozostałych kobiet – spojrzenie partnerki cesarskiego oficera nie wyrażało tęsknoty czy rozczarowania, tłumionego wyraźnie, choć nieskutecznie, przez wpojoną uległość wobec swoich mężczyzn. Nie było to grzeczne spojrzenie ułożonej panny z dobrego domu. Mess dobrze to widział. Ta kobieta badała, analizowała spojrzeniem tańczące pary, a gdy wracała wzrokiem na chwilę do oficerów zagadnięta przez nich, czy po prostu dla urozmaicenia sytuacji, przez jej wyćwiczony uśmiech przeskakiwał ledwie dostrzegalny grymas znudzenia. Trwało to ułamek sekundy, zanim wysyłała kolejny, czarujący uśmiech w stronę panów oficerów, ale Elliot Mess dobrze to widział. Musiał widzieć takie rzeczy. Za to mu płacili jego zleceniodawcy, żeby potrafił umiejętnie odczytać intencję z drgnięć ust, żeby dostrzec prawdę za cieniem powiek, za sztywnością uśmiechu. Elliot Mess był w tym dobry, miał dar, a przynajmniej tak o sobie myślał. Wysokie honoraria i kolejka zleceń tylko utwierdzały go w tym przekonaniu.
– Zabawcie się, chłopaki – powiedział do towarzyszących mu aplikantów. – Nie czekajcie na mnie – dodał i odszedł tanecznym krokiem w kierunku grupki oficerów.
Żołnierze go nie zauważyli. Zatopieni we własnych, imperialnych tematach, w męskich, żołnierskich rozmowach, zdawali się nie dostrzegać nawet pięknej damy, która im towarzyszyła.
Orkiestra skończyła grać walca. Rozległy się brawa. Elliot zatrzymał się i dołączył się do aplauzu.
– Piękny walc, piękny walc – ekscytował się starszy pan, stojący obok adwokata. Elliot nawet na niego nie spojrzał. Wzrok miał utkwiony w oficerskiej towarzyszce.
– Istotnie wyśmienity – odparł machinalnie.
Z zadowoleniem zauważył, że kobieta wyłapała jego wzrok z tłumu i uśmiechała się nieznacznie kącikiem ust. Gęste, czarne włosy opadały na nieco dziewczęcą, bladą twarz. Duże, orzechowe oczy śledziły każdy ruch Elliota, gdy mężczyzna ponownie ruszył w jej stronę. Biała suknia odsłaniała nagie, gładkie jak marmur ramiona.
Orkiestra rozpoczęła kolejny utwór. Adwokat podszedł do oficerów i ukłonił się wytwornie czarnowłosej.
– Szanowna pani, panowie oficerowie – powiedział. Żołnierze spojrzeli na niego, nieco zaskoczeni.
– Ach, to pan mecenas Mess. Dobry wieczór – powiedział jeden z nich. Blondyn, trzymający pod rękę czarnowłosą piękność obrzucił go wrogim spojrzeniem.
– Jestem zaszczycony – powiedział adwokat. – Poruczniku Bartenjew, czy mógłbym być na tyle śmiały, żeby poprosić szanowną panią do tańca? – zapytał.
Blondyn spojrzał na niego, jakby nie mógł uwierzyć w to, co właśnie usłyszał.
– Z przyjemnością – odezwała się kobieta. Blondyn niechętnie puścił jej ramię i odeszła z mecenasem na środek sali.
– Ach, jak dobrze, że pan mnie wyrwał z tego nudnego towarzystwa – powiedziała kobieta, gdy ruszyli w tańcu.
Elliot prowadził ją pewnie, ale delikatnie. Kobieta z ochotą poddawała się jego poleceniom. – Cała przyjemność po mojej stronie – odparł Mess. – Wszak nie co dzień nadarza się okazja do tańca z samą Marią Wisnowską – dodał z uśmiechem i oboje zawirowali przez środek sali.

Piekielna palestra to wielowątkowa opowieść o alternatywnym świecie, zamieszkiwanym przez najrozmaitsze indywidualności: gnomy, krasnoludy, demony i cienników. To szalona podróż przez kilka różnych wymiarów rzeczywistości, w których granica między życiem a śmiercią wydaje się bardzo cienka. A może... w ogóle jej nie ma? Już niebawem poznacie moje wrażenia z lektury tej książki!


Wpis powstał w ramach współpracy z autorem

28 komentarzy:

  1. Lubie książki, które kreują własny świat :) lubię poznawać wraz z bohaterem nowe stworzenia, tradycje itp :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapowiada się obiecująco:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie moja kategoria książek, ale ten fragment brzmi ciekawie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Niby nie moja kategoria, ale recenzja bardzo ciekawa i wciąga mnie ten klimat jednak :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie słyszałam jeszcze o tej książce, warta uwagi :)

    codziennyuzytek.pl

    OdpowiedzUsuń
  6. Zapowiada się naprawdę ciekawie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Na taką szaloną podróż to bym się wybrała. Nie słyszałam wcześniej o tej książce. Musi być bardzo ciekawa.

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie powinnam czytać fragmentów rozdziałów, bo później żałuję, że mam mało czasu na je wszystko.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
  9. Ta książka jest wprost dla mnie !

    OdpowiedzUsuń
  10. ooo mam na to ochotę czytelniczą;D

    OdpowiedzUsuń
  11. Okładka po prostu śliczna, ale po fragmencie wydaje mi się, że to nie mój typ literatury :< Zobaczymy, może przyjdzie dzień, kiedy dam mu szansę :)

    OdpowiedzUsuń
  12. fragment zachęcający do poznania tej książki;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Już czekam na Twoją recenzję. :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Okładka przyciąga wzrok, ale to nie moje klimaty czytelnicze. 😊

    OdpowiedzUsuń
  15. Myślę, że to będzie dobra książka dla osób, które lubią ten typ literatury.

    OdpowiedzUsuń
  16. Okładka mi się podoba, ale zawartość to nie do końca moje klimaty .

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  17. Jedna z lepszych jakie miałem okazję czytać :) mega polecam

    OdpowiedzUsuń
  18. Bardzo ciekawy tytuł - oryginalny ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Takie fragmenty zawsze wyostrzają mi apetyt na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Gnomy, krasnoludy, demony - to jednak nie moja ''bajka'' :)

    OdpowiedzUsuń
  21. już chyba pisałam, że czuję się zainteresowana

    OdpowiedzUsuń
  22. Wspaniała recenzja, naprawdę bardzo zachęcająca.
    Jestem zainteresowana, jak najbardziej :)
    Pozdrawiam ciepło ♡

    OdpowiedzUsuń
  23. Ta książka ma w sobie coś fajnego

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję wszystkim za ślad, który tutaj zostawiacie :)

Copyright © 2016 Subiektywnie o książkach , Blogger