"Wyobraźnia powinna wkraczać tam, gdzie kończy się nauka i zdrowy rozsądek". Rozmowa z Wojciechem Kulawskim



Uwielbiam odkrywać takie literackie perełki, jak "Poza granicą szaleństwa" Wojciecha Kulawskiego. Dlatego też nie mogłam odmówić sobie porozmawiania z autorem na temat jego najnowszej książki w odniesieniu do kondycji współczesnego kryminału. Zapraszam do przeczytania naszej rozmowy.


Recenzja "Poza granicą szaleństwa" - KLIK



Wojciech Kulawski to mieszkaniec Rzeszowa, który pisanie traktuje jak przygodę życia. Pracuje w korporacji w branży IT, tańczy Tango Argentyńskie, Bachatę i Kizombę. Zadebiutował dwoma opowiadaniami w antologii "Przedświt". Jest laureatem licznych nagród i wyróżnień w konkursach literackich. Autor lubi różnorodność, dlatego eksperymentuje z horrorem, science - fiction, kryminałem oraz literaturą obyczajową, thrillerem i sensacją.



Wioleta Sadowska: Kiedy ostatnio kogoś Pan zamordował? :)


Wojciech Kulawski: Nie dalej niż wczoraj 😉Śmierć ponieśli niemiecki szlachcic i jego dwunastoletni syn. A mordercą okazała się niezrównoważona psychicznie właścicielka dworu umiejscowionego w okolicach obecnego Kłodzka (w dziewiętnastym wieku miasto znajdowało się pod pruskim zaborem). Nie będę opowiadał dalej, bo to dosyć istotny element powieści political-fiction, którą obecnie piszę. Część akcji dzieje się współcześnie, jednak w alternatywnej rzeczywistości. W dobie niewyobrażalnego światowego kryzysu ekonomicznego rządy krajów zmuszone są wprowadzić coś na kształt niewolnictwa z ludzką twarzą. Mój bohater przechodzi rodzaj szkolenia, jednak z powodu różnych zawirowań zaczyna widzieć wydarzenia z przeszłości. Skrywana przez lata tajemnica szlacheckiej posiadłości Rozenbergów nie tylko ujrzy światło dzienne, ale będzie miała znaczący wpływ na współczesność i wydarzenia polityczne rozgrywające się w Polsce. Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się tę powieść wydać, bo to ciekawa mieszanka ghost-story, thrillera politycznego i kryminału.


Wioleta Sadowska: Przyznam, że brzmi bardzo intrygująco. W grudniu miała miejsce premiera Pana kolejnego kryminału pt. „Poza granicą szaleństwa”, gdzie właśnie szaleństwo odgrywa kluczową rolę. Czy według Pana ten stan umysłu można w jakiś sposób zdefiniować?


Wojciech Kulawski: Napisałem jakiś czas temu thriller (dotychczas niewydany), dla którego inspiracją był Eksperyment Rosenhana. Nie będę szczegółowo opisywał, na czym on polega, bo łatwo poczytać o nim choćby na Wikipedii. Zaznaczę jedynie tyle, że polegał on na pewnego rodzaju podstępie zastosowanym w 1973 roku przez amerykańskiego psychologa Davida Rosenhana, który chciał sprawdzić trafności i adekwatności diagnoz medycznych psychiatrów. Asystenci Rosenhana mieli udawać problemy psychiczne i sprawdzić, jak wielu z nich trafi do zakładu zamkniętego. Eksperyment przeszedł oczekiwania wszystkich Amerykanów i znacząco podburzył zaufanie ludzi do lekarskiego orzekania, o tym, czy ktoś jest chory psychicznie i wymaga izolacji. Szaleństwo w wielu przypadkach jest niezwykle trudne do zdiagnozowania. Zbyt mało jeszcze wiemy o naszym mózgu, aby móc coś jednoznacznie stwierdzić. Natomiast dla pisarza to doskonały materiał wyjściowy, podobnie zresztą jak każda tajemnica i niedopowiedzenie. Wyobraźnia powinna wkraczać tam, gdzie kończy się nauka i zdrowy rozsądek. Dlatego pisanie jest takie fascynujące, bo pozwala eksplorować zakazane rewiry. W jednej chwili możesz się stać astronautą przemierzającym kosmos, aby następnie zamienić się w siedemnastowiecznego księdza walczącego z herezją.


Wioleta Sadowska: Pana wyobraźnia z pewnością funkcjonuje na pełnych obrotach, gdyż akcja książki toczy się dwutorowo. Wydarzenia z przeszłości, z lat dziewięćdziesiątych, przeplatają się fabularnie z prowadzonym aktualnie śledztwem. Czy połączenie dwóch planów czasowych nastręczało jakieś trudności?


Wojciech Kulawski: Konstrukcja powieści to niezwykle ważna sprawa i zawsze staram się zwracać na nią uwagę. Skończyły się czasy linearnych nowelek śledzących przygody bohaterów. Obecnie trzeba się nieźle nagłowić, aby czymś jeszcze zaskoczyć czytelnika. I tak było również w przypadku „Poza granicą szaleństwa”. Miałem napisane długie opowiadanie rozgrywające się w szpitalu psychiatrycznym w latach dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku. Wiedziałem, że to dobry materiał na coś dłuższego. Dodałem do tej historii więcej bohaterów, trochę tajemnic z przeszłości, kogoś na wzór damskiego odpowiednika Dona Corleone z powieści Mario Puzo, do tego jeszcze klasyczne kryminalne śledztwo prowadzone przez policjantów i prokuratora. Połączenie tego w całość nie było jednak proste, rozważałem przynajmniej kilka wariantów, w jaki sposób zaprezentować fabułę czytelnikowi. Istniało spore ryzyko, że powieść okaże się zbyt zagmatwana. Kluczem okazało się takie przeplatanie krótkich rozdziałów, aby naprzemiennie pokazywać najpierw główne śledztwo prowadzone przez kryminalnych, aby potem robić przeskok do innego wątku lub do przeszłości. Dzięki stworzeniu takiego szkieletu czytelnik ma punkt podparcia, rodzaj zaczepienia, do którego zawsze może wrócić. Z pozytywnych reakcji czytelników mniemam, że ten karkołomny projekt udało się zrealizować z sukcesem. Zresztą wszystkie moje powieści kryminalne mają dość zagmatwaną historię, wielu bohaterów i dużo wątków pobocznych. Uważam, że jestem to winien czytelnikowi sięgającemu po moją książkę, bo właśnie w warstwie misternej fabuły powinna się ona odróżniać od filmu czy sztuki teatralnej.


Wioleta Sadowska: Ten zabieg wyszedł Panu rewelacyjnie. Wszystkie sceny w szpitalu psychiatrycznym, wywołują strach, gdyż zostały nasączone psychodelicznym klimatem. A podobno aby przestraszyć czytelnika, najpierw trzeba przestraszyć samego siebie. Zgadza się Pan z tym stwierdzeniem?


Wojciech Kulawski: Jak najbardziej. Lubię kontrolowany strach, z tego też powodu czytam i oglądam kryminały, thrillery czy horrory, bo tam mam tego pod dostatkiem. Zawsze, kiedy mam napisać ważną dla fabuły scenę, która ma wstrząsnąć czytelnikiem, staram się przede wszystkim myśleć o emocjach. Wczuwam się w bohatera i zastanawiam, jak to wszystko odmalować, aby czytelnik poczuł strach i przerażenie. Oczywiście każdy pisarz ma swoje sztuczki, którymi udaje mu się ten cel osiągnąć. Ja używam techniki, którą na własny użytek nazywam przybliżeniem. Chodzi generalnie o to, aby w kluczowych momentach akcja nagle spowolniała. To cudowne narzędzie, które chociażby w filmie jest dużo trudniejsze do wykorzystania, bo ciężko nagle oglądać pięć minut w zwolnionym tempie. A ja mogę sobie na to pozwolić. Opisać krople potu spływające po czole bohatera, jego mimikę twarzy, a nawet nieprzyjemną woń, którą roznosi wokół siebie w momencie strachu. Z tego powodu literatura jest taka wspaniała, bo na to wszystko pozwala. Oczywiście stara zasada, aby pokazywać, a nie opisywać również jest istotna. Nie piszemy zatem, że nasz bohater był przerażony tylko, że przy każdym kroku nerwowo się rozglądał, jego serce biło mocno, a pięści były zaciśnięte. Do tego można użyć jeszcze krótkich zdań, czasem nawet równoważników zdań sprawiających wrażenie, że wszystko dzieje się dużo szybciej i intensywniej. W opisach używamy kolejności światło, ruch a dopiero na końcu kolor i kształt. Niby proste, ale tak właśnie działa nasz mózg. Klimatyczne miejsca, przygaszone światło z kominka i mamy gotowy przepis na emocjonującą scenę. Oczywiście każdy pisarz ma swoje sztuczki, aby dodać od siebie coś jeszcze. Jest to już kwestią instynktu i doświadczenia.



Wioleta Sadowska: Przytoczył Pan gotową receptę na dobrą książkę. Czy według Pana każdy ma w sobie pierwiastek zabójcy?


Wojciech Kulawski: Oczywiście tak i historia ludzkości wielokrotnie to udowodniła. Nie znamy siebie w sytuacjach ekstremalnych. W każdym z nas drzemie zabójca i dzikie zwierzę. Jest tylko kwestią dramatycznych wydarzeń i okoliczności, aby ta gorsza ludzka natura się w nas objawiła. Na szczęście żyjemy w cywilizowanych warunkach i z zasady możemy czuć się bezpieczni.


Uwielbiam stawiać moich bohaterów w trudnych sytuacjach, kiedy muszą wybrać z dwóch negatywnych wariantów. Wydaje im się, że decydują się na mniejsze zło, które ostatecznie okazuje się większym złem. Takie właśnie jest życie, nieprzewidywalne. Pytanie jak sami byśmy się zachowali w podobnych sytuacjach? W zaciszach domów, z lekturą w ręce i czując się bezpieczni, możemy obserwować te dramatyczne rozterki bohaterów. I za to kocham literaturę. Aż chciałoby się powtórzyć po słynnej noblistce, że czytanie książek to najlepsza zabawa, jaką sobie ludzkość wymyśliła.


Wioleta Sadowska: „Poza granicą szaleństwa” to czwarta część serii. Czy trzeba czytać te książki chronologicznie?


Wojciech Kulawski: Moje cztery dotychczasowe kryminały napisane są w taki sposób, aby można było je czytać w dowolnej konfiguracji. Oczywiście jest kilka wątków, które ciągną się przez całą serię, staram się wówczas w skrócie zrelacjonować, co działo się wcześniej, aby nowy czytelnik się nie pogubił. Zresztą każdy z kryminałów jest zupełnie inny, ponieważ nie chciałem się powtarzać i powielać schematu. „Lista sześciu” jest rodzajem poradnika i ma sporo filozoficznych przemyśleń, co niestety nie wszystkim się podobało. Bo skoro miał to być kryminał, to czytelnik miał prawo oczekiwać elementów rządzących tego typu literaturą gatunkową. Niemniej jednak była to dla mnie ważna książka. „Między udręką miłości a rozkoszą nienawiści” jest już klasycznym kryminałem, gdzie do końca nie wiemy, kto zabił, jesteśmy wodzeni za nos i brniemy w ślepe zaułki. W „Zamkniętych” morderca jest znany niemal od samego początku książki. Zadaniem czytelnika jest tylko podążanie za śledztwem. Jest to również najbardziej krwawa część, bo brak tajemnicy musiałem czymś zrekompensować. I „Poza granicą szaleństwa”, w której postanowiłem sięgnąć do archiwum X, aby odgrzebać sprawy sprzed lat. Ważny był również zabieg, aby równolegle z prowadzonym śledztwem pokazać tragedię antagonisty, który zyskuje tym samym ludzką twarz. Nie chcąc zdradzać szczegółów, znowu okaże się, że zło najczęściej z czegoś wynika i nie jest tylko ślepą furią.


Wioleta Sadowska: Archiwum X to bardzo istotny wątek w powieści. Czy na potrzeby książki zgłębiał Pan działalność i efekty pracy śledczych z tego wydziału?


Wojciech Kulawski: Zanim zabrałem się za pisanie pierwszego kryminału „Lista sześciu” zrobiłem całkiem poważny research. Mam znajomą policjantkę, którą przemaglowałem na wszystkie możliwe sposoby. Oczywiście nie mogła mi o wszystkim opowiedzieć, ale i tak wiele się od niej dowiedziałem. Zresztą sporo tych historii zamieściłem na kartach powieści. Oczywiście na tapet poszła ustawa o Policji, którą musiałem w miarę opanować, aby orientować się jak to wszystko funkcjonuje. Potem były różnego rodzaju strony i lektury związane z kryminalistyką i technikami pracy lekarzy medycyny sądowej, czy techników kryminalistyki. Istotne były również warsztaty w których uczestniczyłem jako laureat Międzynarodowego Festiwalu Kryminału, gdzie prawdziwy lekarz medycyny sądowej opowiadał nam o swojej pracy. Mieliśmy we Wrocławiu również spotkania z tajniakami pracującymi dla policji, którzy siedzieli do nas tyłem w kominiarkach, aby nikt nie poznał ich twarzy. I dopiero uzbrojony w taką wiedzę zacząłem pisać. Mam nadzieję, że w moich tekstach widać odrobioną pracę domową związaną z researchem. Zresztą dochodzą mnie takie sygnały, że w przeciwieństwie do innych autorów nigdy w moich powieściach nie pada słowo patolog, bo jest to zupełnie inna rola niż lekarz medycyny sądowej badający miejsca zbrodni.


Wioleta Sadowska: Dobry research to podstawa i dobrze, że przyłożył się Pan do tej części swojej pracy. Co dalej, czy będzie kolejna część serii?


Wojciech Kulawski: Na razie robię sobie przerwę od kryminałów. Chodzi głównie o to, aby nie odcinać kuponów od poprzednich części i zastanowić się, co nowego jeszcze można byłoby zaproponować czytelnikowi. Mam kilka pomysłów, które muszą we mnie dojrzeć. Na razie przerzucam się na literaturę sensacyjno-przygodową. O ile wydawca dotrzyma obietnicy (mamy już podpisaną umowę) w czerwcu 2020 ukaże się pierwsza część cyklu o szwajcarskich archeologach przemierzających świat w poszukiwaniu tajemnic przeszłości. Akcja będzie się rozgrywała trochę w Szwajcarii, Argentynie i przede wszystkim w Syrii przed wybuchem wojny domowej. Wielka szkoda, że ten kraj jest obecnie kompletnie niedostępny dla turystów, bo posiada niezliczone bogactwa natury jak pustynie, morza czy góry. Stracone zostały również przepiękne obiekty architektoniczne, które odegrały istotny element w dziejach ludzkości. Staram się ocalić to wszystko chociaż na kartach powieści. I mam nadzieję, że będzie to na tyle smakowicie podane, że czytelnik zakocha się w tej nowej serii. Mam w szufladzie napisaną również drugą powieść z cyklu, która dzieje się w opanowanym przez gangi narkotykowe Meksyku. Tam również nie zabraknie pięknych miejsc, starożytnych miast, intryg i tarć między bohaterami. W planach również trzecia część, która będzie się działa w Ameryce Łacińskiej i na mroźnym Spitsbergenie na archipelagu Svalbard, gdzie znajduje się bank nasion.


Mam w szufladzie jeszcze kilka innych niewydanych powieści z gatunku science-fiction, horror i thriller. Może uda się je kiedyś pokazać szerszej publiczności.


Wioleta Sadowska: Mam nadzieję, że uda się wydać wszystkie te książki. Ale wracając do ostatnio wydanej powieści, jaką prawdę o naszym świecie można zapisywać poprzez kryminały?


Wojciech Kulawski: Niektórzy uważają literaturę gatunkową za gorszą. Jeśli tak jest, to ja również jestem pisarzem gorszego sortu 😉 Może kiedyś, jak będę starcem, zacznę pisać powieści głównego nurtu, gdzie opowiadana historia nie jest aż tak bardzo istotna. Dużo ważniejsze są subiektywne spostrzeżenia pisarza, wyciąganie wniosków i stawiania pytań dotyczących różnych aspektów życia. Jestem chyba jeszcze zbyt młody, bo w pisaniu najbardziej pociąga mnie właśnie opowiadanie historii. Jeśli nie mam czegoś ciekawego do przekazania, to nie siadam do komputera. Fabuła musi być głównym nośnikiem książki i dopiero na nią można nakładać kolejne warstwy.


A kryminał jest równie dobrym nośnikiem do opowiadania prawdy o świecie, jak każdy inny gatunek literacki. Zresztą w moich tekstach jest wiele pobocznych wątków obyczajowych i swoistego rodzaju mrugnięć do czytelnika. Nikt dotychczas nie zwrócił na to uwagi, że w każdym z kryminałów pojawia się jakiś taniec, czyli kolejna moja pasja. Podobnych smaczków w moich książkach jest dużo więcej. I choć zdaję sobie sprawę, że być może niewiele osób je zauważy, to mam podwójną satysfakcję, jeśli komuś się uda. Poza tym ja wiem, że te wisienki tam są i czekają na zjedzenie.



Wioleta Sadowska: A czy zgodzi się Pan ze stwierdzeniem, że podstawowy przepis na kryminał jest niezmienny od lat, czyli musi posiadać w fabule atmosferę, trupa i człowieka?


Wojciech Kulawski: Oczywiście tak, choć dawno temu odeszliśmy od słynnych 20 przykazań stworzonych dla powieści detektywistycznych i opisanych w 1928 przez S.S van Dine. Jako pierwsza odchodziła od tych zasad niedościgniona Agata Christie. Przez kolejne lata wielu pisarzy na wszelkie możliwe sposoby łamało sobie głowy, aby zaskoczyć czytelnika. Natomiast jedna reguła nie zmieniła się od samego początku literatury. Na pierwszym planie musi stać człowiek, jego emocje i problemy. Mistrzem w opisywaniu międzyludzkich relacji był William Shakespeare. Mawia się, że wszyscy pisarze, którzy pojawili się po nim, idą wytyczoną przez niego ścieżką. Oczywiście w kryminałach dokłada się do tego tajemnicę i możliwość obcowania ze śmiercią. Tematy tabu, do których należą wszelkiego rodzaju zawody posiadające kontakt ze zmarłym, od zawsze ludzi fascynowały. No i nie należy zapominać, że kryminał jest literaturą realistyczną. Ważne jest takie opisanie wydarzeń, aby czytelnik mógł uwierzyć, że to się mogło wydarzyć naprawdę. Sądzę, że te właśnie powody sprawiają, że powieści z trupem od lat cieszą się niesłabnącą popularnością.


Wioleta Sadowska: W naszym kraju kryminał ma się bardzo dobrze. Im spokojniejsze czasy, tym więcej czytamy kryminałów?


Wojciech Kulawski: Pewnie jest w tym sporo prawdy, bo Skandynawia, gdzie wydaje się i czyta najwięcej kryminałów, uchodzi za niezwykle bezpieczną. Morderstwo zdarza się tam niezwykle rzadko, zupełnie przeciwnie niż krwawe historie rozgrywające się na kartach ich powieści. Polska również była dość mocna, jeśli chodzi o literaturę kryminalną. I to zarówno w czasach PRL-u, jak i obecnie. Ja zawdzięczam kryminałowi bardzo wiele, bo dzięki niemu udało mi się zaistnieć na rynku wydawniczym. Wcześniejsze moje próby związane z fantastyką nie przyniosły oczekiwanych rezultatów, choć kilkukrotnie było naprawdę blisko. I mam wrażenie, że nie wynikało to z faktu, że moje wcześniejsze książki były złe, bo pierwsza niewydana powieść science-fiction Tehisterio jaką napisałem zdobyła trzecie miejsce w ogólnopolskim konkursie literackim, gdzie pokonała prawie pięciuset konkurentów.


Wioleta Sadowska: Lubi Pan różnorodność, dlatego eksperymentuje z horrorem, science - fiction, kryminałem oraz literaturą obyczajową, thrillerem i sensacją. A czego by Pan nigdy nie napisał?


Wojciech Kulawski: Różnorodność to moim zdaniem podstawa rozwoju. Po czwartym kryminale czuję się najnormalniej w świecie wyzuty z pomysłów. Współczuję pełnoetatowym pisarzom, którzy muszą wyżywić rodziny i wydawca oczekuje od nich stworzenia trzydziestej piątej powieści kryminalnej. Takie podejście zabija pasję, choć zdaję sobie sprawę, że po dwudziestu latach pisania książek (obym dożył 😉) pewnie również poczuję się znudzony. Na razie bardzo sobie chwalę możliwość przeskakiwania między gatunkami. Wydawca również daje mi wyjątkową swobodę. Z gatunków, których nigdy nie próbowałem, chodzi mi po głowie komedia sytuacyjna i romans. Nie ma chyba takiego rodzaju literatury, od której stanowczo bym się odżegnywał, choć zapewne trudno byłoby mi pisać na przykład reportaż. Najważniejszy dla mnie jest rozwój i eksplorowanie nowych terenów, dlatego z góry przepraszam moich czytelników, którzy już zaszufladkowali mnie jako rasowego kryminalistę i oczekiwaliby kolejnych tekstów z trupem w roli głównej 😉


Wioleta Sadowska: Przyszłość z pewnością wszystko pokaże. Jest Pan bardzo zdyscyplinowanym autorem? Pisze systematycznie, czy raczej spontanicznie?


Wojciech Kulawski: Staram się pisać systematycznie, choć czasem przychodzi mi to z trudnością. Głownie dlatego, że nie jestem pełnoetatowym pisarzem. Wyrobiłem sobie na szczęście pewien rodzaj rutyny i schematu pracy, do którego przywykłem przez te wszystkie lata. Jestem w stanie wygospodarować z dnia dwie godziny, które staram się skrupulatnie wykorzystywać. Nie ma mowy o żadnych przestojach, czy siedzeniu nad pustą kartką. Jeśli już piszę, to mam wcześniej wszystko przemyślane. Niestety nie da cię być pisarzem dwie godziny dziennie, bo te wszystkie historie i pomysły siedzą w mojej głowie i dopominają się o atencję. Chodzę wówczas z głową w chmurach i jestem nieobecny, zastanawiając się nad jakimś rozwiązaniem fabularnym. Stało się to częścią mojej osobowości i nie wyobrażam sobie życia bez tego. Pewnie czasami cierpi na tym moja rodzina, czy najbliższe osoby w moim otoczeniu. Dlatego tym bardziej jestem im wdzięczny, że znoszą te moje dziwactwa.


Wioleta Sadowska: Co na koniec chciałby Pan przekazać czytelnikom Subiektywnie o książkach?


Wojciech Kulawski: Zachęcam do sięgnięcia po moje książki, bo wierzę, że są wartościowe. Tworzę takie powieści, jakie sam chciałbym przeczytać i wkładam w nie całe swoje serce. Nie mają one dużej promocji i nie leżą na półkach w Empiku, wierzę jednak, że mimo wszystko znajdą one wrażliwego czytelnika, który szuka ciekawie opowiedzianej historii. I korzystając z okazji chciałem w tym miejscu podziękować ludziom blogosfery i wielu osobom z mediów społecznościowych, którzy wykonują nieocenioną pracę, aby mimo skromnych środków finansowych te moje powieści trafiły do odbiorcy.


Polecam wam bardzo mocno powieści autora. Jestem pewna, że w niedalekiej przyszłości nazwisko Kulawski będzie bardzo dobrze znane sympatykom kryminalnych klimatów i nie tylko.



Wpis powstał w ramach współpracy z autorem

17 komentarzy:

  1. Świetne słowa i świetna rozmowa :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Interesująca osobowość. Nie czytałam jeszcze książek tego autora, więc będę musiała to nadrobić.

    OdpowiedzUsuń
  3. Chętnie przeczytam, bo lubię kryminalne klimaty. Świetna rozmowa :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeszcze nie miałam okazji poznać twórczości tego autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Lubię czytać Twoje wywiady, interesujący człowiek.

    OdpowiedzUsuń
  6. Interesujący wywiad. Gdy nieco ochłonę po trylogii kryminalnej Miłoszewskiego poszukam książki tego autora :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Gdyby ktoś zapragnął zadać jeszcze jakieś pytanie to jestem do dyspozycji.
    Wojciech Kulawski

    OdpowiedzUsuń
  8. Winszuję Wiolu ciekawego wywiadu !

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo rzetelny i ciekawy wywiad. Nie miałam okazji czytać jeszcze książek autora, ale w przyszłości na pewno się to zmieni.

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie czytałam żadnej książki tego autora. Ciekawy wywiad.

    OdpowiedzUsuń
  11. Bardzo ciekawy wywiad :)
    „Zapraszam także do siebie na nowy post - KLIK

    OdpowiedzUsuń
  12. Wywiad przeczytałam z ogromną ciekawością. 😊

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie znałam tego Autora, ale wydaje się być bardzo interesującym człowiekiem
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję wszystkim za ślad, który tutaj zostawiacie :)

Copyright © 2016 Subiektywnie o książkach , Blogger