"Tylko ciężką pracą zrealizujemy swoje marzenia, jakiekolwiek by one były" - wywiad z Samantą Louis




Samanta Louis udowodniła, że warto walczyć o swoje marzenia. Zapraszam was dzisiaj do przeczytania rozmowy z tą debiutującą, młodą autorką, która stawia swoje pierwsze kroki w pisarskim świecie.


Recenzja książki "Chłopak, który pokazał mi jak żyć" - KLIK







Samanta Louis to pseudonim literacki pisarki z pasji i mamy dwójki dzieci, mającej wiele pomysłów i osobowości. Jest członkiem grupy literackiej "Ailes". "Chłopak, który pokazał mi, jak żyć" to jej debiut literacki.





Wioleta Sadowska: Jak to się stało, że postanowiła Pani spróbować swoich sił jako pisarka?

Samanta Louis: Przez czytanie. To było w zeszłym roku. Miałam wtedy okres, gdzie przez dwa miesiące nieustannie czytałam. Byłam oczarowana powieściami jednej z zagranicznych autorek i pomyślałam sobie wtedy: napiszę kiedyś równie dobrą powieść i ją wydam.
Ale nie stało to się tak od razu, jakiś czas biłam się z myślami, zanim zaczęłam swoją pisarką przygodę.

Wioleta Sadowska: Ale w końcu udało się napisać powieść pt. “Chłopak, który pokazał mi, jak żyć”, która opowiada o miłości. Do kogo głównie skierowana jest ta książka?

Samanta Louis: Do osób, które kiedykolwiek przeżyły traumę i w jej wyniku boją się otworzyć na związek z drugim człowiekiem. Boją się zaufać i pokochać.

Wioleta Sadowska: Co jest według Pani myślą przewodnią historii miłości Anastasii i Nathana?

Samanta Louis: Zaufanie. Po tym czego Anastasia była świadkiem w dzieciństwie, bała zaufać się jakiemukolwiek mężczyźnie. Myślała, że spotka ją taki sam los, jeśli złamie się i odda serce w niepowołane ręce. Musiała wpierw zaufać Nathanowi, by mogła zacząć się otwierać przed nim bez paraliżującego strachu. A zaufanie myślę, że jest takim fundamentem w relacjach międzyludzkich. Miłość i przyjaźń buduje się na zaufaniu i właśnie o tym opowiada także moja książka.

Wioleta Sadowska: Jak wyglądała Pani praca nad tą powieścią? Miała Pani jakiś z góry ustalony plan fabularny?

Samanta Louis: Praca nad książką była dość chaotyczna. W lipcu ubiegłego roku, kiedy rozpoczęłam jej pisanie, moje dzieci były bardzo absorbujące. I zbyt małe, aby zrozumieć, że ich mama objęła sobie za plan napisanie i wydanie książki. To był ciężki dla mnie czas, bo zdecydowałam się opublikować pierwsze rozdziały na wattpadzie, gdzie nikt z początku mi nie cukrował. Wytykano mi błędy i musiałam nauczyć się mieć dystans do opinii innych, bo zwyczajnie się załamałam. Ale byłam tak uparta i zdeterminowana, że powtarzałam sobie: ja Wam jeszcze wszystkim pokażę, napiszę do końca i wydam. I choć podczas dalszej pracy mój zapał spadał, powodując, że nie pisałam przez jakiś czas, obiecałam sobie, że się nie poddam. Te wszystkie negatywne i konstruktywne opinie zmotywowały mnie do dalszego pisania i dążenia do tego, by ta powieść była lepsza.
Nie miałam planu jako takiego. Wiedziałam, jak ma rozpoczynać się książka i jak będzie się kończyć. Reszta przyszła w trakcie.

Wioleta Sadowska: Wszystko jak widać wymaga czasu. Jak
długo trwało napisanie i doszlifowanie Pani debiutu?

Samanta Louis: Napisanie zaskakująco krótko, bo cztery miesiące, natomiast doszlifowanie mniej więcej miesiąc, może trochę więcej, biorąc pod uwagę poprawki nanoszone w trakcie pisania.

Wioleta Sadowska: W swojej recenzji napisałam, że mało realistyczne wydaje mi się zakończenie dotyczące matki Any. Czy taki był Pani zamysł od początku?

Samanta Louis: Nie. Pierwotny zarys fabuły tego nie przewidywał. Nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby w ten sposób zakończyć powieść. Od początku nie przewidywałam napisania epilogu. Chciałam, aby książka kończyła się inaczej niż większość, ale… wyszło niestety inaczej. Czytelnicy z wattpada prosili mnie bym pisała kontynuację książki, ale nie było to możliwe. Dopiero po jakimś czasie wpadłam na pomysł, że mogłabym dopisać epilog, który prawdę mówiąc, został dobrze przyjęty przez czytelników. Ale mimo to nie dołączyłam go do propozycji wydawniczej, gdy starałam się o wydanie powieści w tradycyjnych wydawnictwach. Zrobiłam to przy ponownej próbie.

Wioleta Sadowska: Dlaczego według Pani nie udało wydać się tej książki w tradycyjnym wydawnictwie?

Samanta Louis: Po czasie myślę, że powodem było to, iż wersja tekstu, jaką wysłałam w propozycji do wydawnictw, była zbyt słaba i mało rozwinięta. To, co teraz prezentuje książka, to rozbudowana forma tego, co wysłałam w swojej propozycji.

Wioleta Sadowska: Dlaczego główna bohaterka nazywa się Anastasia? Nie bała się Pani skojarzenia z inną, znaną postacią o tym samym imieniu?

Samanta Louis: Początkowo w ogóle nie brałam pod uwagę, że moja Anastasia może być kojarzona z tą Anastasią. Użyłam tego imienia dlatego, że mi się podobało i kojarzyło z niewinnością, można było użyć zdrobnienia. Dopiero później, kiedy ktoś zwrócił mi uwagę, że moja Ana przywodzi na myśl tę Anastasię i zarzucano mi podróbkę Greya, zdałam sobie sprawę, że powieść może być tak postrzegana. Chciałam zmienić imię, ba, ja to zrobiłam, ale wtedy spotkałam się z dezaprobatą czytelników z wattpada, którzy napisali mi, że to jest moja bohaterka, moja książka i mam napisać ją tak, jak ją widzę, bo poza imieniem nie ma nic wspólnego z tą Aną i jej historią, w której została wykreowana, więc tak zrobiłam. I na całe szczęście, nie przeczytałam jeszcze nigdzie, żeby ktoś zarzucał podobieństwo do tej Anastasii.

Wioleta Sadowska: Podobieństwo to jedynie imię, ale i tak wywołuje wspomniane skojarzenie. Jest Pani członkiem grupy literackiej "Ailes". Co Pani daje taka literacka aktywność?

Samanta Louis: Przede wszystkim kontakt z innymi pisarzami. Poszerzanie horyzontów. Doświadczenie w współpracy z ludźmi, mającymi tę samą pasję, ale różne poglądy szczególnie, gdy opracowujemy nowe projekty do kolejnych antologii. To także pomoc na różnym etapie pisarskim i ogromna satysfakcja, że jestem, działam, daję coś od siebie. Daje mi także możliwość wyjścia do szerszego grona czytelniczego, do zaistnienia w świecie literackim i co najważniejsze, daje mi wsparcie, które jest nieocenione, ale jakże potrzebne.

Wioleta Sadowska: Dlaczego pisze Pani pod pseudonimem?

Samanta Louis: Bo jako Samanta Louis zaczęłam publikować swoje twory na wattpadzie, gdzie zebrałam pierwszych swoich czytelników. Zmiana pseudonimu, czy też publikowanie powieści pod prawdziwym nazwiskiem, wiązałaby się z tym, że byłabym nierozpoznawalna. Nikt ze społeczności wattpada nie skojarzyłby, że daną książkę napisałam ja, a nie ukrywając, to właśnie oni byli pierwszymi, którzy zamówili powieść w formie papierowej i sięgają po ebooka.

Wioleta Sadowska: Czy społeczność wattpada jest przychylnie nastawiona do nowych członków próbujących pisać?

Samanta Louis: Bywa różnie. Społeczność wattpada potrafi być wredna i wszystko zależy od tego, kto trafi na nasze opowiadanie. Są czytelnicy, którzy się nie ujawniają, nie ocenią, ani nie napiszą komentarza. Sa również tacy, którzy wyrażają swoje konstruktywne zdanie, doradzają, co można zmienić, dopracować, albo z czego całkowicie zrezygnować. Ale niestety nie brakuje na tej platformie zawistnych użytkowników czy hejterów. Przede wszystkim wattpad rządzi się swoimi prawami. Każdy tam walczy o to, aby jego opowiadanie miało jak najwięcej wyświetleń, gwiazdek i komentarzy. Reklamują się na potęgę, cukrują wszystkim i to tylko po to, żeby zdobyć czytelników. A to oznacza, że taka opinia początkującym członkom nie daje nic, jedynie złudne przekonanie, że to, co dany autor napisał jest dobre. Niestety w rzeczywistości prawda jest taka, że wattpad w swoich czeluściach ma kiepskie opowiadania, które wychodzą z umysłów nawet dziewięciolatków  lub osób w podeszłym wieku. Ale ma też prawdziwe perełki, urzekające oryginalnością i sposobem pisania, czego przykładem jest autorka Monika Joanna Cieluch, debiutująca w czerwcu powieścią „Miłość szeptem mówiona”. Oczywiście wattpad zrzesza także ludzi i to chyba jego najfajniejsza zaleta. Można nawiązać naprawdę fajne wirtualne znajomości, przyjaźnie, które później wychodzą poza tę wirtualną strefę. To także miejsce, gdzie wiele autorów stawiało swoje pierwsze kroki i bez wątpienia społeczność wattpada przyczyniła się do wydania ich książek. Na wattpadzie nawiązujemy pierwszy kontakt ze swoimi czytelnikami, którzy później – jeśli nam się uda – kupią naszą pierwszą i kolejną książkę. Mówiąc w skrócie: wattpad przyjmuje wszystko i wszystkich, ale trzeba pamiętać o tym, by nie odbierać krytyki jak ataku i się nie poddawać. Bo dzięki niej jesteśmy w stanie poprawić swój warsztat i spełnić marzenia.

Wioleta Sadowska: Z pewnością trzeba mieć w tym aspekcie zdrowy dystans. Jakie są Pani dalsze plany literackie?

Samanta Louis: Wszystko zależy od tego czy następną moją powieść wyda tradycyjne wydawnictwo (właśnie jestem w trakcie oczekiwania na odpowiedź). Jeśli tak się stanie będę pracować nad ukończeniem książki, która jest już praktycznie na finiszu, a następnie skupię swoją uwagę nad kolejną powieścią, która liczy już 9 rozdziałów. Jeśli jednak żadne wydawnictwo nie podejmie się wydania mojej kolejnej książki, opublikuję ją z pomocą wydawnictwa e-bookowo.pl. I tak będę wydawać kolejne projekty, licząc na to, że któraś z powieści oczaruje sztab wydawnictwa tradycyjnego.

Wioleta Sadowska: Na pewno w końcu się uda. Rozumiem, że nadal będzie Pani wydawać swoje książki pod pseudonimem?

Samanta Louis: Szczerze mówiąc to będzie – chyba – najlepsze wyjście. Jakiś czas temu zastanawiałam się nad tym, czy nie wydać kolejnej książki pod swoim nazwiskiem, ale jakoś mi nie pasuje. Ponadto Samanta Louis jest coraz bardziej znana i nie chciałabym wprowadzać zamętu wśród czytelników.

Wioleta Sadowska: Co czyta Pani na co dzień?

Samanta Louis: Do niedawna były to głównie powieści z wątkiem miłosnym. Teraz sięgam także po thrillery, kryminały i literaturę młodzieżową, która opowiada nie tylko o złym chłopcu i namiętnej miłości. Od kilku tygodniu recenzuje powieści dla wydawnictw, więc czytam różne książki, nawet te o zabarwieniu fantasy lub typowo fantasy.

Wioleta Sadowska: Jakich rad udzieliłaby Pani osobom chcącym wydać swoją pierwszą książkę?

Samanta Louis: Przede wszystkim, żeby mieli dystans do siebie i do swojego projektu. Każdy początkujący pisarz – albo większość – jest przekonany, że jego książka jest fantastyczna i zbierze grono czytelników (ja też byłam o tym przekonana), że niesie jakieś przesłanie i nie bierze pod uwagę faktu, że wydawnictwo nie wyda jego tekstu. W rzeczywistości jest tak, że rynek wydawniczy jest brutalny. Debiutantom jest trudniej się wypromować, a jeśli proponowana książka nie jest “strzałem w dziesiątkę”, to jednocześnie wydawnictwo ma obawy, czy dana propozycja się sprzeda w wymaganej ilości. Bo niestety jest tak, że w dzisiejszych czasach liczy się fejm, bo on równa się z nakładem sprzedanych książek. Ale dzieje się też tak, że dobrze napisania, spójna i logiczna powieść – w dodatku dla niektórych wydawnictw – napisania w polskich realiach, okaże się pozycją wartą zainwestowania. Wszystko tak naprawdę zależy od tego, jaka jest książka. Czy porusza jakikolwiek temat, ciekawi, zmusza do refleksji. W jaki sposób została napisania, jakim stylem. Jeśli mam udzielić typowych rad, to na pewno proponuję skorzystać z pomocy "beta" czytelników. Osób, które siedzą w literaturze od jakiegoś czasu, mają wyrobiony gust, potrafią zwrócić uwagę na błędy i nielogiczne wzmianki. Pomogą debiutantowi doszlifować tekst, wypełnić dziury. Proponuję także unikać typowych schematów, bo coś co się kiedyś przeczytało, niekoniecznie musi ponownie zostać dobrze odebrane. Czytelnik potrzebuje nowych wrażeń, doznań, przemyśleń. Warto wziąć to pod uwagę. Ważną częścią jest także napisanie dobrej propozycji wydawniczej. Trzeba zareklamować siebie i swoją powieść w ciekawy sposób, tak, aby wydawnictwo zechciało “rzucić okiem” na tekst proponowanej książki. W mailu poza wzmianką: w załącznikach przesyłam potrzebne pliki, warto napisać swoje osiągnięcia w konkursach, jeśli brało się w nich udział. Wspomnieć o pisaniu bloga, artykułów różnej maści, które były kiedyś publikowane. I na koniec podziękować za poświęcony czas.

Wioleta Sadowska: Co na koniec chciałaby Pani przekazać czytelnikom mojej strony?

Samanta Louis: Byście nigdy nie rezygnowali z marzeń, szczególnie tych, które jesteście w stanie zrealizować. Czasem – albo i często – wydaje nam się, że nie warto nawet próbować, bo to i tak się nie uda. Ale z doświadczenia wiem, że samozaparcie i wola walki sprawia, że małymi krokami jesteśmy w stanie sięgnąć gwiazd. Tylko ciężką pracą zrealizujemy swoje marzenia, jakiekolwiek by one nie były. Wystarczy chcieć i się nie poddawać, zrobić pierwszy krok i uparcie dążyć do celu.


Życzę Samancie dużej ilości czytelników, gdyż wytrwałości z pewnością jej nie brakuje. A wam polecam przeczytać debiut autorki.


22 komentarze:

  1. Bardzo ciekawy wywiad :)
    Zapraszam na nowy post :)
    http://www.stylishmegg.pl/2018/09/summer-vibes.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytam z chęcią, lubię debiuty :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawy wywiad. Przeczytałam z ogromną przyjemnością. 😊

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie czytałam debiutu, ale wywiad ciekawy.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem bardzo ciekawa książki autorki :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo przyjemny wywiad. Życzę autorce coraz szerszego grona czytelników.:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Zaciekawiła mnie ta młoda osoba.

    OdpowiedzUsuń
  8. Również trzymam kciuki, by udało się jej przyciągnąć czytelników :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo interesująca i obszerna recenzja. Gratuluję pisarce, wydania książki i 3>mam kciuki :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny wywiad. Nie słyszałam o tej autorce ani jej książce. Teraz się rozejrzę.

    OdpowiedzUsuń
  11. wygląda tak młodziutko, jak licealistka:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetny wywiad, super się go czyta. Nie znam tej pisarki, ale chętnie przeczytam jej książkę, bo to zdecydowanie tematyka którą lubię.

    OdpowiedzUsuń
  13. Gratuluję świetnego wywiadu !

    OdpowiedzUsuń
  14. kolejny udany wywiad. milo sie cyztało

    OdpowiedzUsuń
  15. Bardzo ciekawy wywiad. Pani Louis pokazała, że chcieć to naprawdę móc. Bardzo chętnie sięgnę po jej książkę, jeśli natrafi mi się taka okazja!

    OdpowiedzUsuń
  16. Widać pokorę u autorki, nie zrzuca winy za niewydaną książkę na wydawnictwa, tylko swoje błędy, nie do końca rozwinięty tekst. Świetny wywiad, a książkę chętnie przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  17. Bardzo motywująca rozmowa - życzę autrce wielu sukcesów

    OdpowiedzUsuń
  18. trzymam kciuki, by udało się autorce przyciągnąć czytelników

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję wszystkim za ślad, który tutaj zostawiacie :)

Copyright © 2016 Subiektywnie o książkach , Blogger