Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Warszawska Firma Wydawnicza. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Warszawska Firma Wydawnicza. Pokaż wszystkie posty
Miłość, muzyka i góry – Krzysztof Gdula

Miłość, muzyka i góry – Krzysztof Gdula



"Co ważniejsze? Brud wrastający mi w dłonie czy pasja pisania? Świat zewnętrzny czy wewnętrzny? Proza rzeczywistości czy świat ducha?".


Niecodzienna to była podróż po tytułowych górach, której towarzyszyła miłość i muzyka. Niecodzienna, bo jawiąca się niczym sen, w którym rzeczywistość miesza się z tym, co nierealne, ze swoistą fantazją. Historia ukazana w tej mini powieści, zarówno mogłaby i nie mogłaby się wydarzyć. Zależy, w jakim kierunku podążą nasze myśli i wyobrażenia.


"Polityka i seks" – Marek Żak

"Polityka i seks" – Marek Żak







Tomik wydany pod patronatem medialnym Subiektywnie o książkach




"Co motorem jest faceta?
Wiemy, wiemy. To kobieta.
Bo magiczne jej działanie?
Budzi jego pożądanie".





Polityka i seks to dwie, bardzo pokrewne składowe naszego życia, mające cechy wspólne – upajają, dają władzę nad drugim człowiekiem, prowadzą do uzależnienia, dają przyjemność, są w końcu grą – ciała, słów i gestów. Grę słów, znaczeń i kontekstów zastosował także Marek Żak, którego okładka tomiku poezji już na samym początku wprawia w lekką konsternację.
"Talitha kum" – Łucja Maria Ślisz

"Talitha kum" – Łucja Maria Ślisz
















"Zgoda na życie ma w sobie niesamowitą siłę, nie słucha ludzkich ocen".






Użyta w danej książce stylizacja językowa to bardzo ważna cecha prozy, która może zarówno polepszyć efekt, jaki dany twórca chce wywołać w czytelniku bądź też, wręcz przeciwnie - zniechęcić do lektury, powodując duże niezrozumienie. W przypadku tej książki, efekt wywołany stylizacją językową jest dwojaki.
"Co można znaleźć?" - Beata Galuba-Filipp

"Co można znaleźć?" - Beata Galuba-Filipp



















"Trudno jest znaleźć dobre miejsce na ukrycie sekretu".




Niespełna czterdzieści stron dziecięcej prozy. Niepozorna książeczka, która na półce z literaturą dziecięcą nie będzie się niestety na pierwszy rzut oka niczym wyróżniać. A przecież prostota przekazu, swoisty powiew tego, co ważne, winny zachęcić do zakupu tej właśnie książki, mającej typowo polski wymiar.
"Paniusia" - Lucy Lech

"Paniusia" - Lucy Lech
















"- Paniusiu, nie trza płakać, patrz pani na te robaczki -".






Ludzie to nieodłącznie związana z nimi historia. A historia to dziś, wczoraj i lata, które przeminęły i o których warto, a nawet trzeba opowiadać. Każdy z nas nosi ze sobą bagaż różnorodnych doświadczeń, zupełnie niepodobnych do siebie. Każdy z nas mógłby napisać książkę o własnym życiu, a także opowiedzieć swoje dzieje potomnym. Najlepszy scenariusz barwnych opowieści pisze bowiem samo życie, czasami doprowadzając do iście hollywoodzkiego finału.
"Dziennik pokładowy, czyli wielodzietnik codzienny" - Anna Ignatowska

"Dziennik pokładowy, czyli wielodzietnik codzienny" - Anna Ignatowska










PATRONAT MEDIALNY SUBIEKTYWNIE O KSIĄŻKACH






"Święto, a ja pranie za praniem, wieszam, składam, sru, do szaf, wieszam, składam, sru, warzywo-zupa, karmienie, obiad, gary, podać, sprzątać, przewijanko, cyc, karmienie".


Jedno, dwójka, trójka dzieci w domu to już spora liczba, wokół których niewątpliwie jest co robić. Wyobraźcie więc sobie rodzinę z szóstką dzieciaków, która całkowicie zaprzecza stereotypowi wielodzietności, naznaczonej patologią. Nie potraficie sobie wyobrazić takiego scenariusza? Nie musicie, bowiem na rynku pojawiła się właśnie książka ilustrująca, praktycznie dzień do po dniu życie takiej dość sporej komórki społecznej. Witam na pokładzie życia rodziny Ignatowskich.

"Moje życie z OCD" – Laura Akkot

"Moje życie z OCD" – Laura Akkot
















"Boję się odwiedzać kogokolwiek, bo nie potrafię u kogoś niczego dotknąć, a więc nie potrafię niczego zjeść ani nawet napić się kawy, nawet jeśli naprawdę mam na to ochotę".


OCD, czyli zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne, inaczej nerwica natręctw – jak mało wiemy o tej chorobie! Chorobie wyniszczającej ludzką psychikę. Chorobie, której objawy w postaci przymusowych i obsesyjnych myśli oraz zachowań potrafią zniszczyć codzienne życie. Po lekturze autobiograficznej książki Laury Akkot, uświadomiłam sobie w pełni, jak szczątkowa była moja wiedza na temat OCD. Nie sądziłam bowiem, że nerwica natręctw może w takim stopniu wpływać na każdy aspekt życia osoby dotkniętej tą chorobą.
"Żyjmy wiecznie!" – Adrian Saddler

"Żyjmy wiecznie!" – Adrian Saddler











"Spotykamy na swojej drodze mniejsze i większe przyjemności, doświadczamy bólu i rozczarowań, przepełnia nas miłość i nienawiść, kalkulujemy zyski i straty, tworzymy, niszczymy i zmieniamy a wszystko po to, by nasza podróż miała sens".



Okładka tej książki zdecydowanie wskazuje na jeden, określony typ literatury – powieść erotyczną. I tak w istocie jest, to erotyk przez wielkie E, epatujący wulgarnymi i często balansującymi na granicy dobrego smaku - opisami uniesień seksualnych. To jednak również powieść, która zaskoczyła mnie swoją warstwą filozoficzną i po trosze mistyczną. Dawno nie czytałam tak różnorodnego kolażu kilku elementów literackich.
"Gwałt w Nowym Jorku i inne opowiadania" - Marek Żak

"Gwałt w Nowym Jorku i inne opowiadania" - Marek Żak




"Mądra dziewczyna zawsze uprawia seks, żeby wygrać jakiś kontrakt, fajnego faceta, dobre życie, dom, wakacje, finansowy luz. Głupia idzie do łóżka pod wpływem emocji i impulsu z facetem bez perspektyw. Potem jako żona gołodupca, jest zawsze rozczarowana i nieszczęśliwa".



Co rządzi współczesnym światem? Odpowiedź niestety nie jest trudna – pieniądze i seks. Pragnienie władzy i rozkoszy cielesnych determinuje ludzkie zachowania, a po raz kolejny przekonuje o tym swoich czytelników Marek Żak - obnażając w swojej najnowszej książce najgorsze instynkty, jakie drzemią w każdym z nas. Nie zaryzykowałabym jednak stwierdzenia, że w dzisiejszych czasach "Gwałt w Nowym Jorku i inne opowiadania" jest dziełem kontrowersyjnym, bowiem takie kanony zachowania już chyba nikogo nie dziwią.
Jarosław Wojciech Burgieł - "Widzę"

Jarosław Wojciech Burgieł - "Widzę"





"Penetrują myśli
pozorne sensy i bezsensy
które naprawdę mogą być
bezsensem lub sensem".


Mowa niewierszowana, zwana prozą towarzyszy człowiekowi w każdej sekundzie jego egzystencji. Czy to w codziennym życiu pod postacią potocznego języka, czy w towarzyszących nam lekturach z działu epiki. Poezja rzadko gości w naszych myślach, stając się niechętnie wybieranym sposobem na spędzenie wolnego czasu, zaszufladkowanym wyłącznie dla koneserów. Tymczasem, jak udowadnia Jarosław Wojciech Burgieł, za pomocą kilku słów, można przekazać naprawdę wiele treści. To coś, co w poezji podoba mi się najbardziej, a co umie wykorzystać wskazany wyżej poeta.

Jarosław Wojciech Burgieł to urodzony w Krakowie muzyk i pedagog. Zgodnie ze swoim wykształceniem, pracuje jako nauczyciel gry na gitarze w szkole muzycznej. Jest autorem dwóch tomików poetyckich, książki dla dzieci oraz artykułów w prasie ogólnopolskiej i lokalnej, prowadził także audycje radiowe. Burgieł należy również do Formacji Artystycznej Szesnaście w Centrum Kultury "Dworek Białoprądnicki".

Tomik wierszy pt. "Widzę" to utwory wybrane przez poetę, których przedział czasowy jest dość rozpięty. Najstarszy wiersz pochodzi z 1996 r. , a najmłodszy z roku 2012. To okres szesnastu lat, w których poeta z pewnością napisał mnóstwo wierszy, a kilkadziesiąt z nich, przedstawia szerszemu gronu czytelników.

Cechą charakterystyczną całego tomiku jest różnorodność ukazanych w nim wierszy. Podczas lektury utworów kompletnie nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać na kolejnej stronie. Autor w zasadzie nie zastosował żadnego klucza, dzięki któremu można byłoby pogrupować zebrane utwory. Być może klucz taki istnieje, ale znany jest tylko i wyłącznie autorowi. Jakiej tematyki więc dotyczącą poszczególne liryki? W tomiku czytelnicy znajdą utwory nawiązujące do szeroko rozumianej muzyki, oceny postaw ludzkich, nawiązujące do pobytu w szpitalu, czy napisane w nowym mieszkaniu.

Czytając poszczególne wiersze w zbiorze, zauważyć można odniesienia ich autora do twórczości dwóch, powojennych znanych do dzisiaj poetów: Zbigniewa Herberta i Mirona Białoszewskiego. Burgieł stara się polemizować z myślami obu tych postaci świata literackiego, co jest bardzo widoczne. Wiersze zawarte w tomiku to liryki stychiczne, czyli zbudowane z wersów ciągłych, w których nie występują podział na strofy. Utwory te charakteryzują się różną długością, nie można mówić tutaj o jakiejkolwiek systematyce. Trafionym zabiegiem jest załączenie do w całego tomiku kilku zdjęć, szkoda tylko, że są to obrazy czarno-białe, kolorowa przyroda z pewnością lepiej wpasowywałaby się w cały klimat zbioru

Kilka wierszy zrobiło na mnie niesamowite wrażenie. "Irysy w wazonie na żółtym tle", czyli trafiona metafora ludzkiego życia, które zostało przyrównane do kwiatów w wazonie. "Ekspozycja fragmentarycznej śmierci" to z kolei dosadny obraz procesu śmierci, jaki każdego dnia dokonuje się w naszym ciele. "Koniec pisania", wiersz ukazujący wpływ nowoczesności na poezję, bardzo plastyczny obraz ze szczyptą ironii. "Stworzenie do...", po przeczytaniu tego tekstu pojawia się uśmiech na twarzy, krótki, ale treściwy tekst zarazem, poparty kpiną. Najlepszy z całego tomiku i jednocześnie jeden z najkrótszych wierszy to "Drzewo ścięte", liryczny i fascynujący, zazdroszczę poecie umiejętności tak abstrakcyjnego myślenia.

Po raz kolejny przekonuje się, że poezja jest wielowymiarowa i niezbadana. Jej kwintesencję może zrozumieć jedynie poeta, gdy czytelnikowi pozostaje jedynie sfera domysłów i subiektywnych interpretacji. Kilka wierszy Jarosława Wojciecha Burgieła wniknęło w głąb mojej głowy i nie chce z niej wyjść. Co więc widzę, patrząc na tomik poety? Widzę interakcję, jaka powstała pomiędzy mną, a jego poezją. I ta zależność w tym wszystkim chyba najbardziej się liczy.

 
Jarosław Wojciech Burgieł
Źródło zdjęcia - KLIK
  

Za możliwość przeczytania tomiku dziękuję autorowi


Recenzja bierze udział w WYZWANIU
http://soy-como-el-viento.blogspot.com/p/polacy-nie-gesi-ii.html

Katarzyna Georgiou - "Czas obietnicy. Macierzyństwo magiczne"

Katarzyna Georgiou - "Czas obietnicy. Macierzyństwo magiczne"





"Kobieta powinna nauczyć się wsłuchiwać w sygnały płynące z jej własnego ciała i psychiki, by być szczęśliwą i spełnioną".


Noszenie pod sercem, przez dziewięć miesięcy wyczekiwanego dziecka to piękny czas dla kobiety. Czas oczekiwania, jak również czas różnorodnych rozmów z rozwijającym się w łonie małym człowiekiem. Taki stan potrafią zrozumieć wyłącznie kobiety i to właśnie dla nich Katarzyna Georgiou stworzyła niecodzienny album. Album, który każda z czytelniczek może zapełnić własnymi, bezcennymi przemyśleniami w okresie ciąży.

Katarzyna Gerogiou to wrocławska poetka, autorka tomików poezji. Jest anglistką, która uczyła w Kanadzie, nauczycielką muzyki i wychowania przedszkolnego. Obecnie pracuje w Niepublicznym Zespole Edukacyjnym "Alis" we Wrocławiu. Autorka uczestniczy również w warsztatach rozwoju osobistego, pasjonuje się ezoteryką i szamanizmem. W internecie możecie znaleźć jej stronę autorską pt. "Wyobraźni świat".

"Czas obietnicy. Macierzyństwo magiczne" to jak wskazuje podtytuł, pamiętnik dni wspomnieniami utkany. Autorka dedykuje tę publikację wszystkim kobietom – matkom i właśnie do nich kieruje tę książkę. Książkę, będącą połączeniem pamiętnika ukazującego okres ciąży autorki, wierszy, wielu fotografii oraz pustego miejsca na zapisy własne czytelniczek. To swoista forma albumu, hybryda, zawierająca wiele elementów artystycznych.

Pisząc o publikacji Katarzyny Georgiou należy rozróżnić jej dwie części. Pierwsza to kilkanaście stron wybranych przez autorkę fragmentów jej pamiętnika z okresu ciąży. Ze wspomnień tych wynurza się wielka wrażliwość i głębia uczuć do swojego nienarodzonego jeszcze syna Ziemowita. Autorka, wręcz poetyckim językiem, nacechowanym wielkim emocjonalizmem rozmawia ze swoim dzieckiem. Pamiętnik ten to teksty dłuższe i krótsze, a kończy się wraz z narodzeniem oczekiwanego chłopca. Katarzyna Georgiou zawarła w tej części swoje najbardziej intymne myśli, od których bije niczym nie przyćmiona prawdziwość. Każda z czytelniczek, która przeczyta te fragmenty z pewnością stwierdzi, że nie są to wymyślone na potrzeby książki teksty. Szkoda jedynie, że część ta jest tak krótka. Myślę, że gdyby autorka zamieściła bardziej obszerne wpisy, byłoby jeszcze bardziej nastrojowo.

Druga część, o wiele bardziej obszerniejsza biorąc po uwagę ilość stron, składa się w zasadzie z trzech elementów. Całość została podzielona na dwanaście kalendarzowych miesięcy, w których przy każdym autorka zostawia kilka pustych kartek do wypełnienia przez czytelniczkę będącą przyszłą matką. Każdy miesiąc poprzedza połączenie zdjęcia z grafiką oraz wiersz. Biorąc pod uwagę całą koncepcję publikacji, która ma na celu stworzyć intymny pamiętnik przyszłej matki, pozostawienie pustych kartek, które mają zostać dopiero wypełnione staje się zasadne. Tym bardziej, że przy każdym miesiącu pozostawiono naprawdę sporo miejsca. Bezzasadne natomiast wydaje mi się zamieszczenie w tej części fotografii z życia syna autorki, połączonych z oryginalnymi grafikami. Część ta powinna być wyłącznie do dyspozycji czytelniczek, dlatego też nie powinny znaleźć się z niej takie zdjęcia. Autorka winna pozostawić puste miejsca na wklejenie własnych zdjęć przyszłych matek przy każdym z miesięcy. Wówczas właśnie koncepcja albumu nie zostałaby zachwiana, a zdjęcia, które obecnie znajdują się w tej części, powinny zostać dołączone do części pierwszej. Warto również zwrócić uwagę na wspaniałe wiersze, które bezsprzecznie przykuwają uwagę, jak na przykład wiersz pt. "Odczynianie Złości".

Nie można również nie wspomnieć o wysokiej jakości wydaniu całej publikacji. Dobry, błyszczący papier oraz dużo różnorodnych kolorów z pewnością umilają lekturę, oraz wpasowują się w tematykę książki, czyli radosnego i szczęśliwego macierzyństwa. "Czas obietnicy. Macierzyństwo magiczne" to publikacja przeznaczona dla kobiet, które planują dziecko, są w trakcie ciąży, czy po prostu pragną poznać kawałek tajemnicy cudu narodzin. Dzieło Katarzyny Georgiou może być również doskonałym prezentem dla przyszłej matki. 


Katarzyna Georgiou


Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi Sztukater oraz Warszawskiej Firmie Wydawniczej
http://sztukater.pl/


Recenzja bierze udział w WYZWANIU
http://soy-como-el-viento.blogspot.com/p/polacy-nie-gesi-ii.html

Jerzy Maria Roszkowski – "Kupiłem dom w Afryce"

Jerzy Maria Roszkowski – "Kupiłem dom w Afryce"





"Poszukiwaczu skarbów, jeśli chcesz poznać prawdziwą historię – udaj się na wieś. Tam pamięć ludzka przechodzi z pokolenia na pokolenie".


Wielu z nas, pod wpływem przeczytanych lektur lub obejrzanych filmów, przechodziło w swoim życiu etap marzenia o odkryciu skarbu. Odnalezienie wiekowej skrzyni, pełnej kosztowności byłoby swoistą bramą do innego, pełnego przepychu życia. Jak pokazuje autor książki "Kupiłem dom w Afryce", świat posiada jeszcze wiele skarbów do odkrycia, również tych, których nie da się w żaden sposób wycenić.

Jerzy Maria Roszkowski to urodzony w Warszawie ekonomista w zakresie handlu zagranicznego. Jest płetwonurkiem i podróżnikiem, pasjonuje się historią starożytnych cywilizacji.

Zbyszek, pięćdziesięcioletni, lekko sfrustrowany poszukiwacz skarbów odnajduje na Księżej Górce kosztowności warte fortunę, które pozwalają mu żyć dostatnio do końca życia. Bohater ucieka z przytłaczającej go szarością Polski na inny kontynent. Kupuje dom w Afryce i tam zaczyna nowe życie. Jego pasja nurkowania i poszukiwania skarbów, zaprowadza go w wiele miejsc na naszym globie. Nawet w miejsce położenia starożytnej Atlantydy.

"Kupiłem dom w Afryce" to książka z pogranicza kilku gatunków literackich. Po przeczytaniu paru początkowych rozdziałów wielu czytelników będzie z pewnością przekonanych, że to utwór mocno biograficzny. Bohater bowiem opowiada o profesji poszukiwacza skarbów w naszym kraju, wtrącając co jakiś czas liczne dygresje dotyczące naszej polityki i historii. To jednak mylne wrażenie, gdyż dalsza budowa świata przedstawionego w książce znacznie odbiega od pojęcia realizmu. Kolejne rozdziały to w dużej mierze elementy podróżnicze wymieszane z fantastyką. W kontekście tym widać wykorzystanie doświadczeń autora w ukazaniu wątków nurkowania i odkrywania starożytnych cywilizacji. Bohater utworu i zarazem jego narrator raczy czytelnika obrazowymi opisami podwodnych eskapad, które w towarzystwie swojego przyjaciela Bolka, często stwarzają zagrażające życiu sytuacje. Trzeba przyznać, że podwodne polowania na płaszczki czy inne stworzenia morskie, wpływają na wyobraźnię. Jednak jeszcze ciekawsza wydaje się płaszczyzna poszukiwania śladów starożytnych cywilizacji w postaci mitycznej Atlantydy czy Hiperborei. Autor w sposób dość jasny i jednocześnie ciekawy przybliża czytelnikowi różnorakie teorie, dotyczące dziejów owianych tajemnicą cywilizacji. W płaszczyźnie tej ewidentnie zastosowano elementy fantastyczne chociażby w postaci odkrycia przez bohatera książki miejsca położenia mitycznej Atlantydy. Podsumowując, można stwierdzić, że książka Roszkowskiego to wielogatunkowa kombinacja beletrystyczna.

Podczas lektury nie sposób nie dostrzec licznych dygresji i komentarzy autora dotyczących kondycji mentalnej Polaków i burzliwej historii naszego kraju. Zbigniew nawiązuje do II wojny światowej, czasów komunizmu czy działalności ubecji. W większości przypadków, jego refleksje mają bardzo gorzki smak, przedstawiając najgorsze ułomności naszego społeczeństwa. Z pewnością nie jest to słodko-gorzki obraz, to obraz gorzki i kwaśny, mocno przytłaczający niestety.

Jerzy Maria Roszkowski w swojej książce zastosował pierwszoosobową narrację głównego bohatera, co okazało się trafionym zabiegiem. W kreacji Zbigniewa zabrakło mi natomiast większych pokładów empatii, czy zwykłego współczucia. Jego postać to bowiem dość szorstkie usposobienie i nieco ironiczne podejście do życia. W książce pojawia się również niezrozumiały dla mnie wątek pozbycia się ciała partnera kochanki Zbigniewa, który w zasadzie nie wnosi niczego nie fabuły. Zastanawia mnie wobec tego fakt, co autor chciał poprzez ten wątek pokazać? Skuteczne pozbycie się ciała poprzez wrzucenie go do oceanu pełnego głodnych rekinów, to w mojej opinii za mało.

"Kupiłem dom w Afryce" to książka, której pierwsze strony w zupełności nie przygotowują czytelnika na jej dalszą treść. Trudno również sprecyzować jedną, główną płaszczyznę tego utworu. Jerzy Maria Roszkowski nieco ironicznym i zarazem pełnym pasji językiem, być może zachęci was do odkrywania tajemnic starożytnych cywilizacji. Najpierw jednak, podobnie jak bohater jego książki, musicie znaleźć skarb. Skarb, który pozwoli wam być naprawdę wolnymi we współczesnym świecie.


Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi Sztukater i Warszawskiej Firmie Wydawniczej
http://sztukater.pl/


Recenzja bierze udział w WYZWANIU 
http://soy-como-el-viento.blogspot.com/p/polacy-nie-gesi-ii.html
Łukasz A. Zaranek - "Torsje"

Łukasz A. Zaranek - "Torsje"






"Coraz mocniej zaciera się w ludziach umiejętność demaskowania kłamców rzeczywistości. Stajemy się pionkami w grze, do której ani nikt nas nie zapraszał, ani której tym bardziej nie wygramy".


Przywołana na początku książki myśl przewodnia Księgi Koheleta "Vanitas vanitatum et omnia vanitas" czyli "Marność nad marnościami i wszystko marność" zwiastuje jej treść w postaci przemyśleń na tle egzystencjalnym. Przemyślenia odnoszące się do istoty życia i jego marnej, tymczasowej natury. Każdy z nas bowiem w swojej egzystencji przechodzi swoiste, życiowe torsje.

Łukasz A. Zaranek to pisarz, poeta i dziennikarz, absolwent filologii polskiej. Autor udziela się na kilku płaszczyznach: jest działaczem społecznym, kulturalnym i sportowym, pracuje z osobami niepełnosprawnymi, zajmuje się polityką samorządową, a także jest dziennikarzem lokalnej prasy. Lubi również podróżować po krajach basenu Morza Śródziemnego. Zaranek w 2011 r. wydał swoją debiutancką i równocześnie kontrowersyjną książkę pt. "Nadyia". Autor uważa, że w gruncie rzeczy wszyscy ludzie są dobrzy.

Bohaterem i zarazem narratorem książki jest Aleks – autor debiutanckiej książki pt. "Niewolnice", która przysporzyła mu sławy w kraju jak i za granicą. Udany debiut nie pociągnął jednak za sobą dalszej weny twórczej, gdyż bohater od dwóch lat nie napisał żadnej książki. Niespodziewanie na drodze Aleksa staje młoda studentka Gloria, która pragnie przedstawić pisarzowi swoją tajemnicę i tym samym niejako zachęcić Aleksa do napisania kolejnego utworu. Pisarz pod wpływem młodej dziewczyny przywołuje wspomnienia z przeszłości. Przeszłości, której podjęte decyzje uwarunkowały jego obecną egzystencję.

"Torsje" już samym dość trafnie dobranym tytułem, nie zwiastują niestety niczego przyjemnego. Cóż bowiem może być przyjemnego w pojęciu torsji, jeśli jednoznacznie słowo to kojarzy się czytelnikowi z wymiotami, które do przyjemnych niestety nie należą. Oczywiście pojęcie to jest swego rodzaju przenośnią, ukazującą skutki ludzkich nietrafionych decyzji, dla których często jedynym ratunkiem są torsje czyli wyrzucenie z siebie, czy pozbycie się pewnych przeżyć czy nawet uczuć. Trzeba przyznać, że autor samym już tytułem zwraca uwagę swoją książką. Po lekturze tego utworu, znaczenie słowa "torsje" można odbierać dość dwuznacznie.

Łukasz A. Zaranek wykreował dość niejednoznaczną postać głównego bohatera – autora jednej książki, którego dopadła niemoc twórcza. Aleks to bohater dość nierówny, dla którego wielu czytelników nie znajdzie ani grama sympatii. Przewijające się przez jego łóżko kobiety, przedmiotowy stosunek do płci przeciwnej czy egoistyczna postawa z pewnością nie przysporzą mu sympatyków. Równocześnie jednak autor kreacją głównego bohatera obnaża wiele przywar i piętnuje wszechobecne wzorce ludzkich zachowań. W książce znajdziecie bowiem mnóstwo przemyśleń dotyczących natury ludzkiej, a odnoszących się do pojęcia szczęścia, miłości czy odpowiedzialności za własne decyzje. Z pewnymi tezami przedstawionymi na łamach utworu można się nie zgodzić, jednak trzeba przyznać, że autor skłania do polemiki, do własnych wewnętrznych przemyśleń.

Dość ciekawym zabiegiem, którego nie spodziewałabym się w tego typu książce jest włączenie w fabułę mini-opowiadania, będącego jednocześnie swoistą formą przypowieści. Tekst ten całkiem dobrze wkomponowuje się w całą książkę i nie powoduje żadnych rozwarstwień fabularnych. Trafionym zabiegiem okazała się również pierwszoosobowa narracja głównego bohatera, dzięki czemu czytelnik w pewnych fragmentach może utożsamiać się z Aleksem. Warsztat pisarski autora stoi na dość wysokim poziomie, a charakteryzuje go znaczne zacięcie filozoficzne widoczne w "Torsjach".

"Jesteśmy tylko punktami na drodze innych ludzi (…) Każdy kolejny człowiek, wydarzenie, sens i gest, to tylko kolejna szczelina, przez którą płynie nasze życie, które tworzy Skałę".

Widać, że Łukasz A. Zaranek miał przemyślany sposób na przedstawienie historii upadłego pisarza. Świadczy bowiem o tym dość zaskakujące zakończenie, które niejako burzy całą konstrukcję fabularną budowaną kartka po kartce przez czytelnika podczas lektury. Końcowe słowa, które pozwolę sobie przytoczyć, to kwintesencja całej książki. Mocne słowa, mocny utwór.

"Było mi niedobrze. Kurrewsko niedobrze. Zwymiotowałem, bo kto by nie rzygnął po tym wszystkim…"

"Torsje" to książka dość niszowa. Nie znajdziecie w niej dynamicznej akcji, taniego sentymentalizmu ani jasnego i klarownego zakończenia. To lektura dość przygnębiająca i równocześnie obnażająca ludzkie życie. Szczęśliwie po przeczytaniu ostatniej strony nie miałam torsji, więc nie macie się czego obawiać. Książka wyłącznie dla sympatyków tego typu klimatów.

Łukasz A. Zaranek

Za możliwość przeczytania książki dziękuję autorowi


Recenzja bierze udział w WYZWANIU
http://soy-como-el-viento.blogspot.com/p/polacy-nie-gesi-ii.html


Sylwia Wójcik - "Brooklińska piątka"

Sylwia Wójcik - "Brooklińska piątka"







"Przyjaciele są od tego, żeby być przyjaciółmi bez względu na wszystko. A jeśli przyjaźń nie przetrwa próby, to po prostu nie była przyjaźń i tyle".


Życie z daleka od ojczyzny nie jest kolorowe. Ameryka, jeszcze do niedawna ziemia obiecana dla wielkiej rzeszy emigrantów, to niełatwy kawałek chleba. Codzienne zmagania z piętrzącymi się trudnościami może jedynie osłodzić trwała przyjaźń. Przyjaźń, w wyniku której wzajemna pomoc pokona każdy problem. Przyjaźń po prostu prawdziwa.

Sylwia Wójcik to urodzona w 1974 r. polonistka. Autorka przez osiem lat mieszkała w Stanach Zjednoczonych, obecnie zaś prowadzi własną firmę i mieszka w Płocku. Autorka interesuje się podróżami oraz tworzy miniaturowe domki dla lalek w skali 1:12. "Brooklińska piątka" to debiut literacki pisarki, którego inspiracją była obserwacja amerykańskiej Polonii podczas jej pobytu w USA.

Współczesny Nowy Jork, na Brooklynie mieszka pięć Polek. Marianna, samotna matka wychowująca małego synka i pracująca w amerykańskich domach jako sprzątaczka. Matylda, singielka i studentka, rozkręcająca własny biznes w postaci wytwarzania miniatur. Grażyna, gosposia w bogatym amerykańskim domu, pałająca uczuciem do brata swojego szefa. Sabina, trwająca w nieudanym małżeństwie, ciągle nieszczęśliwa i samotna. Jest również Michalina, pisarka bojąca się prawdziwych uczuć. Pięć przyjaciółek, którym los nie szczędzi wzlotów i upadków. Nietrafione decyzje, ryzykowne przedsięwzięcia i amerykańska codzienność, tego możecie się spodziewać po książce Sylwii Wójcik.

"Brooklińska piątka" to przede wszystkim powieść o kobietach, skierowana głównie dla kobiet. Piątka przyjaciółek, będących zróżnicowanymi charakterologicznie postaciami posłużyła autorce do przedstawienia odmiennych postaw życiowych współczesnych kobiet w dość niecodziennym środowisku. Obecnie bowiem panuje w polskiej literaturze trend, by losy emigrantów ukazywać na tle takich krajów jak Anglia czy Irlandia, co wydaje się być zrozumiałe w oparciu o wielką emigrację naszych rodaków na Zachód w ostatnich latach. Dlatego też umiejscowienie przez autorkę akcji swojej książki w Stanach Zjednoczonych było dla mnie dość świeżym powiewem. Należy również zaznaczyć, iż Sylwia Wójcik konstruując świat przedstawiony w swojej powieści posługuje się widocznym realizmem. Widać tutaj bowiem znakomitą znajomość tematyki polonijnej rzeczywistości przez autorkę, czemu trudno się dziwić biorąc pod uwagę jej wieloletni pobyt w tym kraju i liczne obserwacje.

Każda z bohaterek dostała od autorki konkretny rys psychologiczny, tym samym każda z przyjaciółek wyróżnia się i nie sposób jej pomylić z inną postacią. To dość istotne, biorąc pod uwagę budowę fabuły w oparciu o większą ilość wprowadzanych postaci, które są kobietami. Każda z piątki dziewczyn boryka się z innymi problemami i każda posiada inny punkt wyjściowy. Każda również musi sobie radzić z innymi przeciwnościami losu, więc czytelnik z pewnością nie będzie miał powodu do narzekań na brak doznań. W powieści praktycznie cały czas coś się dzieje, ale nie tylko wartka akcja może was zachęcić do lektury. Myślę, że książka jest świetnym materiałem na mini serial, który z pewnością zdobyłby rzesze fanów w naszym kraju. Dlaczego tak sądzę? Otóż czytając kolejne rozdziały, moja wyobraźnie kreowała różnorodne sceny filmowe z głównymi bohaterkami w tle.

Powieść oscyluje wokół jednej, stałej wartości w życiu Marianny, Grażyny, Sabiny, Michaliny i Matyldy czyli przyjaźni. Przyjaźni ukazanej w różnych odcieniach i barwach. W książce bowiem przyjaźń przyjaźni nierówna, jak w prawdziwym życiu. Autorce udało się również ukazać meandry kobiecej psychiki, którą często trudno zrozumieć i pojąć. Dlatego też "Brooklińską piątkę" poleciłabym w głównej mierze kobietom, które z pewnością niektóre wzorce swoich zachowań odnajdą na kartach powieści.

Autorka zastosowała również sprytny zabieg, w postaci otwartego zakończenia, tym samym dając sobie furtkę do zapowiadanej drugiej części. A jakby tego było mało, wątek Sabiny i jej dziwnego odejścia, długo nie dawał mi spokoju po przeczytaniu ostatniej strony. Przypuszczam, że autorka w następnej części jeszcze zaskoczy czytelnika, wszystko bynajmniej na to wskazuje.

Debiut Sylwii Wójcik jest dość obszerną książką, gdyż to prawie czterysta stron. Jednak gwarantuje wam, że jeśli podejdziecie do tej lektury jak do książki obyczajowej z szeroko wyeksponowanym wątkiem emigracyjnym, to z pewnością nie spotka was zawód. Powieść czyta się błyskawicznie i z niekłamaną przyjemnością. Co prawda nie brooklińska, ale jednak piątka dla autorki za wykonanie i realizm fabuły.


 Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi Sztukater oraz Warszawskiej Firmie Wydawniczej



Recenzja bierze udział w WYZWANIU

Zbigniew Laskowski - "Kajka"

Zbigniew Laskowski - "Kajka"




"No cóż! Luksus kosztuje. Jedni płacą biletami Narodowego Banku Polskiego, a drudzy złudzeniami z domieszką nadziei, niepewności i strachu przed zdemaskowaniem przez znajomych, żony i innych życzliwych, których wszędzie na tym zasranym świecie jest pełno".

Zabierając się za przeczytanie książki o wiele mówiącym tytule i jednoznacznym opisie na okładce byłam przekonana, że czeka mnie lektura o meandrach dość skomplikowanej kobiecej psychiki. Tymczasem zwodniczy tytuł otwiera zupełnie inny temat – świat mężczyzn i ich zróżnicowanych postaw życiowych w dzisiejszym świecie.

Zbigniew Laskowski to rodowity dzierżoniowianin. Autor od sześćdziesięciu siedmiu lat obserwuje zmiany jakie następują w jego mieście. Jego życie to znany wielu schemat: matura, studia, praca, małżeństwo, dzieci i wnuki. Powieść "Kajka" jest jego debiutem literackim.

Kajka pracuje w firmie o wdzięcznej nazwie "Skór Trade". Jest atrakcyjną, młodą i wykształconą kobietą, która na spotkaniu jubileuszowym odmawia swojemu szefowi spędzenia z nim nocy. W konsekwencji bohaterka traci dobrze płatną pracę i jedyne źródło utrzymania. Ciążące na niej kredyty i przyzwyczajenie do wysokiego poziomu życia, wymuszają na Kajce podjęcie decyzji bez której nie ma odwrotu. Kajka zostaje panienką do towarzystwa, mówiąc wprost „dziwką”. Dziwką o imieniu Olga.

Niewątpliwie tytułowa bohaterka jest postacią pierwszoplanową powieści, gdyż to wokół niej oscyluje cała kanwa fabularna. Jednocześnie kreacja Kajki posłużyła autorowi do przedstawienia różnorodnych postaw życiowych współczesnych mężczyzn. Mężczyzn, których odkąd Kajka stała się Olgą, wiele w jej życiu. Nie ma sensu przytaczać tutaj poszczególnych męskich postaci, gdyż jest to naprawdę duża ilość. Warto jednak wspomnieć, że mężczyźni dzięki którym dziewczyna staje się bogata i niezależna stanowią swoisty przekrój światopoglądowy, od oszusta udającego klienta i okradającego kobiety do towarzystwa do księdza, który stracił swoją wiarę i powołanie. Olga w zależności od typu konkretnego osobnika płci męskiej, któremu świadczy usługi, przywdziewa maskę niczym kameleon. I tak naprawdę trudno doszukać się prawdziwej twarzy Kajki vel Olgi. Autor stara się przedstawić czytelnikowi starą prawdę, a mianowicie, że nic nie jest wyłącznie tylko czarne i białe. Istnieją bowiem różne odcienie, które trudno zdefiniować i zaszufladkować.

Zbigniew Laskowski stworzył bohaterkę mocno niedookreśloną. Kajka vel Olga to kobieta pełna sprzeczności, której podejmowane życiowe decyzje trudno poddać jakiejkolwiek ocenie. To bohaterka, której nie mogłam do końca zrozumieć. Jej życiowe wybory okraszone dużą dawką kłamstwa i perfidii i z jednej strony nie pozwalają wzbudzić w czytelniku ani grama sympatii do tej postaci. Z drugiej jednak strony Kajka pokazuje ludzką twarz, z wszelakimi uczuciami od miłości i przywiązania do bezinteresownej przyjaźni i pomocy za wszelka cenę. Okładka powieści (bardzo trafna zresztą) przedstawia podzieloną twarz kobiety – w taki właśnie sposób Kajka dzieli się swoją osobowości z Olgą. Trudno tutaj jednak dociec, której bohaterki jest w niej więcej. Czy pragnącej szczęści i miłości Kajki, czy może poszukującej nowych podniet Olgi? Na to pytanie w moim mniemaniu autor nie odpowiada.

W kreacji fabuły razić mogą dwie powiązane ze sobą rzeczy. Pierwsza to praktycznie kompletny brak znajomości internetu przez bohaterkę powieści i w konsekwencji druga rzecz, czyli dawanie ogłoszenia o świadczeniu usług towarzyskich do gazety. Kto jak kto, ale młoda i wykształcona osoba, którą niewątpliwie jest Kajka w dzisiejszych czasach wie, że dla takowego ogłoszenia internet to podstawa. Trudno mi uwierzyć, by jakikolwiek facet bez możliwości obejrzenia zdjęcia potencjalnej dziewczyny do towarzystwa, wyrażał chęć do spotkania.

Język jakim posługuje się autor to dość rozbudowane dialogi i oszczędna ilość słów. Warsztat pisarski Zbigniewa Laskowskiego pomimo niewielkich zgrzytów, reprezentuje dość dobry poziom językowy.

Historia Kajki skłoniła mnie do szerokiej refleksji nad sensem budowania wzajemnych relacji damsko-męskich i kondycji współczesnych mężczyzn. Wbrew pozorom nie jest to bowiem wyłącznie historia o manipulacji i zepsuciu dzisiejszego świata. To historia o zagubieniu i niewłaściwych wyborach w jakie niektórzy z nas się wplątują, zatracając tę dobrą cząstkę siebie. To historia odnosząca się zarówno do kobiet jak i mężczyzn. Dla sympatyków powieści psychologiczno-obyczajowych to lektura godna uwagi.



Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi Sztukater oraz Warszawskiej Firmie Wydawniczej
 

Recenzja bierze udział w WYZWANIU


Joanna Bura – "Inni..."

Joanna Bura – "Inni..."





"Chciałoby się zatrzymać czas, kiedy jest dobrze i otacza nas piękno, a złym dniom powiedzieć: przemijajcie szybko i bezpowrotnie."




Sądząc po opisie na okładce, lektura "Innych..." miała stać się dobrze zarysowanym portretem młodych ludzi, którzy w polskich realiach próbują odnaleźć swoją drogę życiową. Po przeczytaniu tej krótkiej książeczki, opowiastki, przypowieści, stwierdziłam, że żadni "inni" nie powinni jej czytać. Dawno nie miałam w ręku tak źle przygotowanej warsztatowo książki.

Joanna Bura to urodzona w Jarosławiu, absolwentka Wydziału Pielęgniarstwa i Nauk o Zdrowiu Akademii Medycznej w Lublinie. "Inni..." to jej druga książka, pierwsza pt. "Wymarzona praca" oscylowała w temacie wyboru zawodu. Autorka napisała również kilka artykułów związanych stricte z medycyną, publikowanych w "Magazynie Pielęgniarki i Położnej" czy w "Biuletynie Informacyjnym Podkarpackiej Okręgowej Izby Pielęgniarek i Położnych".

Ania, prowincjonalna nauczycielka po trzydziestce, poznaje w księgarni czterdziestoletniego Marka. Mężczyzna przypada bohaterce do gustu, co owocuje coraz częstszymi spotkaniami. Ich randki nie są jednak typowymi spotkaniami zakochanych w sobie osób, bowiem Marek jest seksualnym abstynentem, uzależnionym od chorej matki, którą się opiekuje. Ania zauważa również, że jej przyjaciel jest nad wyraz skąpy i tajemniczy, mało mówi o sobie. Jedynie wycieczki, które są ich udziałem, zbliżają parę do siebie. Z czasem bohaterka zaczyna poznawać prawdę o Marku, która ostatecznie prowadzi do nieuchronnej tragedii. 

Trudno pisać o książce, której czytanie staje się niewyobrażalną męczarnią. Nawet nie wiadomo od czego zacząć, gdy tyle negatywnych myśli plącze się po głowie czytelnika. Główny zarzut jaki zauważy każdy amator, to słabe przygotowanie warsztatowe autorki. Czytając fragmenty jej opowieści, a praktycznie cały tekst, można wysnuć wniosek, że utwór został napisany przez dziecko. Nieskładne zdania, mnóstwo powtórzeń, niekonsekwencja, brak logiki w wielu wydarzeniach to tylko wierzchołek góry lodowej. Styl Joanny Bury nie posiada w sobie żadnej świeżości, jest po prostu zły i niedopracowany. Czytelnik męczy się podczas czytania tego tekstu, będącego swoistym obszerniejszym notatnikiem.

Autorce nie udała się również kreacja głównych bohaterów. Zarówno Ania jak i Marek są postaciami mdłymi, bez widocznych cech charakteru, w zasadzie są bezpłciowi. Pokusiłabym się nawet o stwierdzenie infantylizmu w ich zachowaniu. Ania jest niekonsekwentna i irytująca, widać w niej brak jakiejkolwiek dojrzałości emocjonalnej. Marek za to posiada jeszcze mniej cech, którymi mogłabym go określić. Widać w nim sprzeczność, autorka chyba nie miała na tę postać żadnego pomysłu.

We wstępie Joanna Bura napisała, iż inspiracją do napisania historii Ani i Marka, były prawdziwe wydarzenia. Rozumiem, że autorka zaczerpnęła pomysł na fabułę z samego życia, wielu autorów tak robi. Jednakże wykonanie jej utworu jest fatalne pod każdym względem. Historię dziwnego związku minimalnie ratują opisy krajobrazów okolic Jarosławia i ich zabytków. Mam wrażenie, że autorka chciała przybliżyć swoim czytelnikom klimat Polski południowo-wschodniej, jednakże często opisy umieszczone w poszczególnych partiach tekstu były wplatane sztucznie, co jeszcze bardziej pogarsza odbiór książki jako całości. 

Jestem osobą, która stara się w każdej książce znaleźć jakiś pozytywną cechę. W utworze Joanny Bury tymczasem to ja poczułam się inna. Szkoda, że nie zakończyłam swojego spotkania z książką wyłącznie na okładce, gdyż ta jest jedyną pozytywną rzeczą, jaką mimo usilnych starań udało mi się dostrzec.



Za możliwość przeczytania książki dziękuję Warszawskiej Firmie Wydawniczej


Recenzja bierze udział w WYZWANIU

Copyright © 2016 Subiektywnie o książkach , Blogger