"Jeśli ktokolwiek odnajdzie kawałek siebie w tej powieści i zadziała mechanizm na zasadzie „uderz w stół, a nożyce się odezwą”, to znaczy, że ma problem". Stach Szulist o swojej powieści "Coś przeminęło"

 

Najnowsza powieść Stacha Szulista pt. "Coś przeminęło" z pewnością wywoła w was wiele emocji, gdyż ukazuje ludzką hipokryzję, jaka nas na każdym kroku otacza. Zapraszam was dzisiaj do przeczytania mojej rozmowy z autorem, który nie boi się mówić prawdy, a w swoich osądach jest bezkompromisowy.


Recenzja książki "Coś przeminęło" - KLIK







Stanisław "Stach" Szulist to nauczyciel historii w szkołach w Trąbkach Wielkich i Sobowidzu. Autor w przeszłości współpracował z wieloma tytułami prasowymi, a swoje opowiadania publikował między innymi w "Tygodniku Kulturalnym" i "Pomeranii". Jest laureatem licznych konkursów prozatorskich oraz dramaturgicznych. W 2018 r. wydał powieść pt. "List z Limbazi", która została nagrodzona na Targach Książki Costerina 2019. W 2020 r. powstała powieść pt. "Larwy".







Wioleta Sadowska: Czy należy dawać ludziom szansę?

Stach Szulist: Jak najbardziej. W końcu nikt z nas nie jest nieomylny i choćby z tego powodu nikomu nie powinno się odmawiać szansy na zmianę. Problem tylko w tym, by ktoś, komu pomoc jest niezbędna, zechciał tę pomoc przyjąć. Jeśli odnieść to do Maksymiliana, dyrektora z powieści, to raczej trudno mu pomóc, bowiem tak zasklepił się w przekonaniu o swojej nieomylności dyrektorskiej, że każda sugestia o błędnych poczynaniach traktowana jest jak wypowiedzenie wojny jedynemu nieomylnemu, niemal geniuszowi. Albowiem Maks traktuje szkołę od pewnego momentu jak własny folwark. Komuś takiemu trudno pomóc, ale na szansę zasługuje, jak każdy człowiek. W ogóle myślę, że władzy należy dać szansę. Tak samo, jak każda władza powinna umieć dawać szansę obywatelom. Bo to, co dzieje się w szkole z mojej powieści, zupełnie dobrze odnieść można do szerszej płaszczyzny społecznej.

Wioleta Sadowska: Ten swoisty uniwersalizm jest widoczny. Mira, główna bohaterka „Coś przeminęło” przekonuje się o tym, jakimi hipokrytami są ludzie wokół niej. Dlaczego ludzki kręgosłup moralny jest często tak elastyczny?

Stach Szulist: Odkąd tylko zacząłem się zastanawiać nad postępowaniem ludzi, motywami nimi kierującymi, staram się znaleźć odpowiedź. Ale niestety, nie znajduję. Dziwię się więc niewyczerpalnym pokładom hipokryzji w nas drzemiącej tym bardziej, że wokół bezustannie słyszymy szlachetnością nasycone przekazy o potrzebie krzewienia dobra, empatii i tolerancji. Jeśli jednak miałbym szukać źródeł hipokryzji i wszelkiego zakłamania, to sięgałbym do dzieciństwa, do początków procesu socjalizacji, gdzie od momentu, kiedy dziecko zaczyna coś robić, często słyszy „to nie wypada”, bądź co gorsza, „co ludzie powiedzą”. Uczymy się więc lawirować, kombinować, dopasowywać do oczekiwań, bo jeśli nie, to wykopią cię na aut. Poza tym giętkość kręgosłupa etycznego w ostatnich dziesięcioleciach kształtuje też rzeczywistość ubrana w szereg bzdurnych procedur, gdzie każdy przypadek wykroczenia poza nie grozi wypadnięciem z gry, zawodu, kariery. Toteż dla utrzymania tego wszystkiego wykonujemy te wszystkie paskudne ćwiczenia akrobatyczne gnące i tnące nasze kręgosłupy moralne. To przykre, tym bardziej, że jest to proces postępujący, a przykład idzie też od władzy i nie wiem, czy da się to chociażby zatrzymać. Zawsze jednak można pomarzyć i próbować, że może będzie lepiej. Jakieś jaskółki w działaniach młodych ludzi się pojawiają.

Wioleta Sadowska: W swojej najnowszej powieści ukazałeś środowisko szkolne. Nie mogę więc nie zapytać cię o to, czy do jej fabuły przeniosłeś swoje własne doświadczenia z pracy pedagoga?

Stach Szulist: Fabuła powieści stanowi kompilację zdarzeń z różnych miejsc. Tak się składa, że w swej pracy zawodowej – nie tylko w szkołach – trochę tych miejsc „zwiedziłem”, więc niejedno świństwo czynione człowiekowi przez człowieka widziałem, niejednego też i doświadczyłem. Mam sygnały od czytających „Coś przeminęło”, że opisana w książce sytuacja jest dość drastyczna, ale mam też i takie, że w szkołach na prowincji i nie tylko, nawet gorsze rzeczy się dzieją. Pisząc tę książkę zainteresowałem się problemem ilości spraw toczonych w sądach pracy z tytułu sporu nauczyciela z pracodawcą, dyrektorem. Podobnie ze skargami w kuratoriach. Ci z pracowników szkół, którzy sądzą się z dyrektorami, nie czynią tego dla zabicia czasu, ale walczą o siebie, swoje prawa, godność. Chwilami nie jest dobrze. Nauczyliśmy się patrzeć na szkołę z zewnątrz w taki sposób, że wychodzi nam laurka, sielanka, a ja znam taki przypadek z mojego powiatu, gdzie rozsierdzone grono pedagogów chciało na taczce, w obecności uczniów, wywozić dyrektorkę ze szkoły. Prawie czterysta stron prozy osnutej na kanwie tego wydarzenia mam w gotowości do wydania, tylko czy ktoś się odważy to wydać? Bo to jest dopiero hardcore! Aspekt wychowawczy takiego przedsięwzięcia niech każdy oceni sam.

Wioleta Sadowska: Czy zatem konstruując taki obraz szkolnej rzeczywistości, nie bałeś się oburzenia ze strony znajomych nauczycieli?

Stach Szulist: Bynajmniej. Podchodzę do tego tak, że jeśli ktokolwiek odnajdzie kawałek siebie w tej powieści i zadziała mechanizm na zasadzie „uderz w stół, a nożyce się odezwą”, to znaczy, że ma problem. Nie sądzę zatem, by ktoś chciał w ten sposób udowodnić, że jest jednym z tych skrzywionych etycznie, jakich kilku w tej książce pomieściłem. Aczkolwiek, gdy tylko pojawiły się pierwsze informacje o ukazaniu się powieści, kilka osób telefonowało z pytaniami, czy to aby nie o nich, albo czy wypada szkalować środowisko, w którym tyle lat się tkwiło? Kto nie ma sobie niczego podłego do zarzucenia, nie ma się czego obawiać. Tym samym i ja się niczego nie obawiam. Bo, że jest w tych naszych grajdołach tak źle jak jest, to też z powodu naszego braku odwagi mówienia i pisania o tym.


Wioleta Sadowska: Może teraz ta odwaga się pojawi. Intryguje mnie to, czy losy Miry i Maksa inspirowane są jakimiś prawdziwymi wydarzeniami?

Stach Szulist: Dla uatrakcyjnienia fabuły stworzyłem dość pokręcony związek uczuciowy między Mirą a Maksem. W każdym z tych życiorysów pomieściłem epizody z życia różnych osób z różnych miejsc, ale każdy z tych epizodów wydarzył się naprawdę, tylko komu innemu i gdzie indziej. Zgadza się, co do prawdziwych wydarzeń, tylko jedno – ogólny wizerunek świata przedstawionego w powieści, który wymaga głębokiej renowacji.

Wioleta Sadowska: W książce "wgryzasz się" dogłębnie w umysł kobiety będącej przy pięćdziesiątce, która dokonuje w swoim życiu dość znaczących zmian. Czy było to dla ciebie dużym wyzwaniem?

Stach Szulist: Już po raz drugi prowadzę w ten sposób narrację, to znaczy z kobiecego punktu widzenia przedstawiam pewien fragment świata. Ponieważ tutaj rzecz dotyczy szkoły, a to sfeminizowane środowisko, więc taki zabieg narracyjny wydał mi się czymś naturalnym. Poza tym pracując z kobietami, słuchając ich, często fascynując się ich umysłami, nie widziałem szczególnego problemu w „wkręceniu się” w umysłowość kobiety. Pomyślałem sobie w pewnym momencie, że przecież w dobie równości przejawem głupoty i hipokryzji jest uważać, jakoby kobiety inaczej myślały od mężczyzn. A skoro tak, to kobiety myślą tak samo jak mężczyźni i odwrotnie, tylko mężczyźni z różnych powodów nie chcą, bądź nie potrafią się do tego przyznać. Zatem nie było to dla mnie jakieś szczególne wyzwanie. A to, że kobiety potrafią być niejednokrotnie odważniejsze od facetów, pokazuje współczesna polska ulica.

Wioleta Sadowska: Czy było zatem coś, co okazało się trudne w uchwyceniu kobiecego toku myślenia?

Stach Szulist: W zasadzie nic, wystarczyło tylko wczuć się w kobietę.

Wioleta Sadowska: Podziwiam zatem twoje „wczucie się”. Ukazujesz obraz kondycji polskiej prowincji pod postacią różnego rodzaju układów i zależności. Tak wygląda Polska małomiasteczkowa?

Stach Szulist: Od lat drażni mnie przekaz płynący z mediów rządowych o szukaniu jakichś niebezpiecznych związków i układów na najwyższych szczeblach polityki, ale głównie u opozycji. To też czysta hipokryzja. Wystarczy, co pokazały taśmy z Wałbrzycha, zejść poziom niżej, albo dwa i trzy, dotrzeć do małomiasteczkowych i wiejskich gmin, żeby naocznie przekonać się, jak te układy, zależności, koterie i koteryjki funkcjonują. W tym wszystkim też tkwią lokalni przedstawiciele Kościoła. Niejednokrotnie obserwuję, z jaką atencją, służalczością, witani bywają przy byle okazji duchowni. Władza lokalna, podobno świecka, kłania im się w pas, spełnia kaprysy, idzie na układy. Weźmy chociaż spędy okolicznościowe w postaci słania uczniów ze szkół całymi klasami na msze z okazji uroczystości religijnych, wszystko pod płaszczykiem wychowania w duchu wartości chrześcijańskich (wciąż nie wiem, czym one się różnią od powszechnego kodeksu etycznego), a tak naprawdę chodzi o tworzenie wrażenia, jakim to religijnym społeczeństwem jesteśmy. Ludzie w gminach się nie buntują, bo tu każdy, w każdym razie wielu, od władzy w jakimś stopniu jest uzależniony. Wystarczy, że nauczyciel w szkole skrytykuje wójta na zebraniu wiejskim, a po chwili ktoś od wójta da nauczycielowi znać, że powinien uważać, bo przecież jego żona jest w urzędzie gminy zatrudniona, a nie musi, bo na jej miejsce jest wielu chętnych. Ponadto w tym wszystkim gdzieś zaginęła odwaga. Niby są prawa mające nas chronić w przypadku okazywania odwagi – tego w końcu ma tez uczyć szkoła – a z drugiej strony jak się odwagą wykażesz, zderzenie z machiną systemu wypchnie cię na boczny tor, manowce zawodowe i towarzyską banicję. Stołek dyrektorki w szkole też można stracić za to, że jest się nie dość religijnym, ale w tej konkretnej – NASZEJ – wierze. Smutne, ale trzeba się temu przyglądać, rejestrować i podejmować walkę.

Wioleta Sadowska: To dość zatrważająca konkluzja... Czy Maksa można nazwać karierowiczem?

Stach Szulist: Nie tylko, choć jak najbardziej. Bo poza tym, że Maks w pewnym momencie doszedł do wniosku, że poza byciem dyrektorem już nic innego mu nie przystoi, bo to by mogło zostać uznane za degradację zawodową, doszedł do tego poziomu utożsamiania się ze stołkiem, iż popadł w niebezpieczne przekonanie o byciu panem czyjegoś być albo nie być. Ponadto fakt, że dla wskoczenia na jakiś sobie tylko rozumiany wyższy poziom kariery – bez znaczenia, politycznej, czy zawodowej – daje sobą manipulować do granicy nieprzyzwoitości, wyraźnie sugeruje, że to karierowicz, taki typ „bmw”, które to typy władza uwielbia.

Wioleta Sadowska: Mówisz o władzy. Dlaczego według ciebie tak bardzo się nią upajamy?

Stach Szulist: Trudne pytanie i chyba nie ma na nie jednoznacznej odpowiedzi. Nie pasuje tu żadna definicja. Jednak jak spojrzeć w głąb dziejów ludzkości, to w każdej epoce znajdujemy tłumy takich, którym wciąż się zdaje, że los – najczęściej nazywają to darem od Boga, ze szkodą dla wizerunku tegoż, jeśli istnieje – stworzył ich właśnie po to, by zarządzali ludźmi (w języku korporacyjnym nazywa się to zasobem ludzkim, fatalne określenie) i przez to upojenie tym przekonaniem tracą w pewnym momencie kontrolę nad sobą, tym co robią, aż w końcu odbierani są jako tyrani, despoci, nieludzccy. Ale wtedy zazwyczaj jest już tak późno na odwrót, że nie są w stanie pojąć, w którym momencie się zatracili, relacje interpersonalne roztrwonili w oparach uzależniania innych od siebie i manipulowania nimi. W tym miejscu na moment odniosę się do czasu likwidowania gimnazjów. Nie przypominam sobie, by wtedy przeciwko tej decyzji szczególnie głośno protestowali dyrektorzy. Przeciwnie, wielu z nich zamiast walczyć o los młodych (a frazes o dobru dziecka przecież obowiązywał wtedy i na niejednym sztandarze widniał), nauczycieli, zaczęło gorączkowe rozglądanie się, jakby tu urządzić się po dyrektorsku w nowej rzeczywistości oświatowej. A dlaczego dziś dyrektorzy nie protestują gremialnie, gdy kuratorzy piszą do nich listy zakazujące rozmawiania z młodzieżą o Strajku Kobiet? Myślę, że ze strachu przed utratą tego upojenia, jakie daje podobno władza. Oj, długo by można na ten temat dywagować, aż do skrajnego wkur…..a się.

Wioleta Sadowska: Ten temat jak widać wywołuje wiele emocji. Jaka jest geneza tytułu powieści?


Stach Szulist: Prosta i straszna zarazem. Prosta, bo w którymś momencie bohaterka ma tak dość dotychczasowego tkwienia w tym miejscu i zawodzie, że nagle postanawia powiedzieć sobie MAM DOŚĆ. Straszna, bo gdy sobie uzmysłowimy, że to proste „mam dość” odnosi się do kilkudziesięciu lat praktyki zawodowej i dekady miłości przegranej w zderzeniu z siłą hipokryzji i lokalnych układów tronu z kościołem, to można się zasmucić, wręcz wkurzyć, żeby nie określić tego dosadniej. Ostatecznie Mira mówiąc swoim prawie pięćdziesięciu latom „coś przeminęło”, bo nic innego jej nie zostało, tym samym dała impuls do nadania takiego, a nie innego tytułu powieści.

Wioleta Sadowska: Do kogo kierujesz lekturę „Coś przeminęło”?

Stach Szulist: Ponieważ w lokalnych społecznościach stykamy się z przedstawionymi w powieści historyjkami niemal każdego dnia, w każdym razie dość często, nawet za często – bo tu wszystko powinno być etyczne i transparentne, szczególnie gdy rzecz dotyczy poletka szkolnego – to do tych wszystkich, którzy z problemami naszych „małych ojczyzn” stykają się bezustannie i rodzi to ich bunt. Poza tym kieruję ja do wszystkich lubiących czytać, a także tych, którzy mają dość odwagi, by zburzyć w sobie konstrukcję wyobrażeń na temat relacji mogących w szkole panować (i – niestety – panują). Generalizując – wszyscy mogą „Coś przeminęło” czytać, bo jest tu sporo różnych wątków, od lokalnej polityki, przez barwy miłości, aż do sporego obszaru ludzkiej podłości.

Wioleta Sadowska: Premiera „Coś przeminęło” za nami. Jakie są więc twoje dalsze plany literackie?

Stach Szulist: Niebawem powinien ukazać się tom „Opowieści dni naszych”, gdzie znajdzie się jedno z moich opowiadań. O dalszych planach wolę na razie milczeć (chociaż są). Mogę tylko zdradzić, że są i będą to kryminały. Ciężkiego kalibru tematy społeczne – a takich wciąż bez liku – zostawiam na później, chociaż nie zarzucam.

Wioleta Sadowska: Co na koniec chciałbyś przekazać czytelnikom Subiektywnie o książkach?

Stach Szulist: Odkąd przekonałem się, że Subiektywnie o Książkach to najlepszy blog recenzencki, to pragnę powiedzieć Wam (i sobie też), że skoro już taka przyjemność czytelnicza nas dotknęła (I NIE JEST TO ŻADNE PODLIZYWANIE SIĘ!), to trwajmy przy tym. Ponieważ mnie od niepamiętnych czasów wielką radością napawa świadomość, że czytelnicy wciąż istnieją i mają się dobrze, więc takiej samej radości odczuwania z powodu możliwości czytania wszystkim życzę. A na bieżąco odwiedzających SUBIEKTYWNIE O KSIĄŻKACH zachęcam do czynienia tego do końca świata – jak mawia Jurek Owsiak, nasz skarb ludzki – i jeden dzień dłużej. Wszystkich Was pozdrawiam, trzymajmy i nie dajmy się.


"Coś przeminęło" to kolejna powieść w dorobku pisarskim autora, tak mocno punktująca naszą rzeczywistość. Musicie koniecznie przeczytać tę książkę!



Wpis powstał w ramach współpracy z autorem

13 komentarzy:

  1. Świetny wywiad Wiolu. Będę mieć tytuł i Autora na uwadze. Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  2. Lektura tej książki jeszcze przede mną, dlatego z zainteresowaniem przeczytałam rozmowę z autorem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo lubię Twoje wywiady. Świetna robota

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny wywiad! Prawdę mówiąc pierwszy raz słyszę o tym autorze, jednak szczerze przyznam się, że zaciekawiła mnie ta pozycja.
    Pozdrawiam, Piotrek
    www.muzykanakolkach.pl

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo interesujący wywiad, a autor widać, że wie, co mówi. Nie znam jeszcze żadnych książek Szulista, ale chętnie poznam. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Już po samym tytule tego posta człowiek jest tak zaintrygowany, że ma ochotę po książkę sięgnąć. To się nazywa marketing :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Koniecznie będę musiała tą książkę przeczytać :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Kurczę, w sumie nie miałam zamiaru sięgać po tą książkę, ale im dłużej o niej u Ciebie czytam, to tym bliższa jestem dania jej szansy.

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo ciekawa rozmowa. Mam w planach przeczytać książkę. 😊

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie znałam Pana wcześniej, a widzę, że bardzo blisko mnie pracuje :)
    Mam do Sobowidza rzut beretem ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Kolejny ciekawy wywiad, a książka jeszcze przede mną.

    OdpowiedzUsuń
  12. Twoje wywiady to klasa sama w sobie:). Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję wszystkim za ślad, który tutaj zostawiacie :)

Copyright © 2016 Subiektywnie o książkach , Blogger