"Literatura zawsze sięgała po najtrudniejsze tematy, a ta historia od dawna we mnie „siedziała”..." - wywiad z Katarzyną Misiołek



Myślę, że "Kryształowe motyle" to książka, która może stać się jedną z najmocniejszych premier tej wiosny. Cieszę się więc, że Subiektywnie o książkach patronuje medialnie tej jakże ważnej powieści. Zajrzyjcie najpierw do mojej recenzji tej książki, a następnie zapraszam was do przeczytania rozmowy z jej autorką, Katarzyną Misiołek







Katarzyna Misiołek, znana także jako Olga Haber bądź Daria Orlicz to absolwentka filologii polskiej ukończonej w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Krakowie. Autorka kilka lat swojego życia spędziła w Rzymie, który jest jej szczególnie bliski. Interesuje się turystyką, psychologią, medycyną niekonwencjonalną i tarotem.








Wioleta Sadowska: Kasiu, co było dla Ciebie inspiracją do napisania niezwykle przejmującej książki pt. "Kryształowe motyle"?

Katarzyna Misiołek: Szukając inspiracji myślałam o przełomowych momentach w życiu każdej kobiety. Takim momentem niewątpliwie są narodziny dziecka, ale i (w skrajnych przypadkach) jego odejście. Temat bardzo trudny, bolesny i niestety wciąż bliski wielu z nas. Utrata dziecka jest czymś niewyobrażalnym dla każdego, kto o niej pomyśli. I, na szczęście, większość matek nigdy jej nie doświadcza. Ale jak mają żyć te kobiety, które to spotkało? Pogrążone w bólu, którego świat nie rozumie, osamotnione w rozpaczy… Bo ludzkie współczucie kiedyś się kończy. Wszyscy mówią: „musisz iść do przodu, ból kiedyś minie, będziesz miała kolejne dziecko…” Ale przecież nie da się zastąpić tego, które odeszło, innym. Ludzie czasem nie rozumieją, chociaż bardzo chcą być pomocni i życzliwi. I zachowują się tak, jakby żałoba miała jakieś określone granice czasu. „Przestań ciągle płakać, przecież to już trzy lata…” A ból serca pozostaje na zawsze, wrasta w ciebie jak cierń. Wyobraź sobie zwykły dzień. Świeci słońce, dookoła śmieją się ludzie. Wyszłaś z banku i idziesz ulicą. Nagle widzisz dziewczynkę, która jest łudząco podobna do twojej córki. Córki, która zmarła. I może minąć rok, pięć lat, czy dwadzieścia, ale nagle rozsypujesz się na środku ulicy, kompletnie zwala cię z nóg. I o tym jest moja książka. O bliznach na duszy, które zostają na zawsze… 

Wioleta Sadowska: To prawda, tych blizn nie da się w jakikolwiek sposób usunąć. Kreacje psychologiczne Anny, Izabeli i Elżbiety są bardzo autentyczne. Jak wyglądał Twój research przy budowie tych postaci?

Katarzyna Misiołek: Nie robiłam researchu. Wyobraziłam sobie moje bohaterki i ich reakcje, “utkałam je” z emocji po swojemu, powołałam je do życia, widząc w nich przeciętne matki, jakich pełno dookoła nas. Moje powieści są fikcją, nie mają w sobie nic z dokumentu, dlatego nigdy nie rozmawiam z ludźmi, których podobne tragedie spotkały. Po części dlatego, że wolę opisywać własne wyobrażenia w każdym temacie, ale również przez to, że rozmowy o śmierci dziecka dla wzbogacenia fabuły książki, która jest fikcją wydawałyby mi się zbyt okrutne z mojej strony, za bardzo inwazyjne. Weszłam na kilka internetowych stron dotyczących tego tematu, ale moje bohaterki przeżywają emocje w sposób, w jaki ja czułam, że mogłyby je przeżywać.   

Wioleta Sadowska: Posiadasz w takim razie wielką zdolność kreślenia słowem tego, co  najtrudniejsze. Czy od początku wiedziałaś, jak potoczą się losy każdej z tych bohaterek, czy kobiety żyły sobie własnym życiem?

Katarzyna Misiołek: Ta akurat książka zaskoczyła mnie samą. Zazwyczaj mam plan na moje powieści, nazywam go szkieletem, który zarysowuje przynajmniej najważniejsze zwroty fabuły, ale w „Kryształowych motylach” losy niektórych bohaterek potoczyły się zupełnie inaczej niż wcześniej zakładałam. Jakby faktycznie te moje papierowe kobietki żyły tam sobie gdzieś swoim własnym życiem. Bo czasem mam takie wrażenie, że moi bohaterowie gdzieś tam sobie żyją wśród nas... ;) 

Wioleta Sadowska: W powieści ukazałaś w pełnej krasie
bezradność matki w obliczu straty dziecka. Czy według Ciebie można w takim przypadku podzielić się z kimś swoją rozpaczą?

Katarzyna Misiołek: Myślę, że moje bohaterki zżyły się ze sobą ze względu na to, że miały podobne doświadczenia i przeżyły ten sam dramat – utratę dziecka. Od znajomych, które tego nie doświadczyły trzymają się natomiast z daleka. Albo przynajmniej na dystans. Boli je to, że czasem ludzie bagatelizują ich uczucia, nawet jeśli chcą pomóc. I to, że przyjaciółki wciąż mają dzieci. Bo mogą je kochać, życzyć im dobrze, a jednak czuć rozpacz na sam ich widok. Wyobraź sobie – straciłaś dziecko, a ktoś cię zaprasza do domu, w którym rozbrzmiewa radosny śmiech kilkulatka. A przed wizytą powinnaś wejść do zabawkowego i kupić coś w prezencie, chociaż chce ci się płakać, kiedy tylko bierzesz do ręki pierwszą z brzegu zabawkę.   
Moje bohaterki są zżyte, bo potrafią wyobrazić sobie to, przez co każda z nich przechodzi. Wspierają się, podnoszą na duchu, przyjaźnią i dodają sobie sił.  

Wioleta Sadowska: Czy taka znajomość może więc być swoistą terapią oczyszczającą?

Katarzyna Misiołek: Myślę, że w tym wypadku tak. Moje bohaterki dają sobie wsparcie, jakiego nie otrzymują nawet od swoich bliskich. Kluczowe jest też to, że one się na siebie otwierają emocjonalnie. Bo czasem łatwiej się zwierzyć komuś obcemu, niż bliskiemu. A one na początku są sobie obce. Poznają się w sieci i zupełnie w ciemno umawiają pierwsze spotkanie w tak zwanym realu. A jednak, pomimo, że żyją w zupełnie różnych światach, mają sobie wiele do powiedzenia i, jak zauważyłaś, ta ich znajomość powoli staje się dla nich czymś w rodzaju oczyszczającej terapii.

Wioleta Sadowska: "Kryształowe motyle" to książka, która wzbudziła we mnie wiele emocji. Czy pisanie tej powieści było dla Ciebie wyczerpujące emocjonalnie?

Katarzyna Misiołek: To na pewno jedna z trudniejszych powieści, których napisania się podjęłam. Tak jak opisując historię zaginionej w dramatycznych okolicznościach Moniki mocno przeżywałam losy jej rodziny, tak i teraz było sporo emocji podczas pisania. I, chyba po raz pierwszy, odkąd jestem autorką, miałam wątpliwości, czy w ogóle mam prawo opisywać ten temat, skoro sama tego wszystkiego nie przeżyłam. Bo to trochę tak, jakby się przechadzało w ciężkich buciorach po tych dziecięcych grobach. Z drugiej jednak strony literatura zawsze sięgała po najtrudniejsze tematy, a ta historia od dawna we mnie „siedziała”...

Wioleta Sadowska: Nie dziwię się Twoim dylematom. Dlaczego według Ciebie tak mało mówi się o żałobie ojca po stracie dziecka?

Katarzyna Misiołek: Bo mężczyźni rzadko okazują emocje w sposób tak otwarty, jak kobiety. Poza tym utarło się, że w takich chwilach to matka rozpacza, a ojciec ma być dla niej oparciem. W dobrym małżeństwie pewnie pary rozkładają swój ból, dzieląc się nim po równo. A jednak to matce świat okazuje zazwyczaj większe współczucie. Być może dzieje się tak dlatego, że dziecko jest krwią z jej krwi, żywym organizmem, który wyszedł z jej ciała. Matka rodzi w bólach, karmi, opiekuje się, kiedy ojciec jest w pracy. To szczególna więź, mocna i pierwotna. Co nie znaczy, że ojcowie nie kochają swoich dzieci i nie potrafią ich opłakiwać. Kochają, opłakują i co gorsza, czują się zagubieni w swoich emocjach. Bo wciąż żyjemy w świecie stereotypów, które mówią, że przecież chłopaki nie płaczą. Dlatego ojcowie duszą ból w sobie, podczas gdy matki mogą jawnie go okazywać. I to nazwałabym większym komfortem emocjonalnym, naszym kobiecym przywilejem. Ojciec płacze w samotności. Matka nie wstydzi się łez. Ale to też pewnie tylko stereotyp ;) We wspierających się i kochających rodzinach każdy powinien dostać wsparcie, jakiego potrzebuje. Bez względu na płeć.   

Wioleta Sadowska: Czy więc "Kryształowe motyle" to swoiste wyzwanie czytelnicze dla każdej matki?

Katarzyna Misiołek: Myślę, że nie trzeba być matką, żeby ta książka mocno wstrząsnęła, ale matki na pewno będą ją przeżywać podwójnie. Bo zacznie działać wyobraźnia i obudzi się strach. Bo kobiety zadadzą sobie pytanie: „A co, jeśli to spotka moje dziecko? Co, jeśli coś złego stanie się jutro, za tydzień, albo za rok?” Kiedy przychodzi na świat maleństwo, chcemy mu podarować całą miłość i dobroć świata. Ale świat nie jest idealny. Z drugiej jednak strony należy pamiętać, że zamartwianie się do niczego nie prowadzi. Możemy sobie wyobrażać tysiąc ponurych scenariuszy, z których żaden się nie spełni. Albo spełni się tysiąc pierwszy, ten o którym nie pomyśleliśmy... Nie ma sensu żyć w strachu. Pewnych rzeczy nie unikniemy, inne wydarzą się choćbyśmy robili wszystko, żeby się nam nie przytrafiły. Jest też oczywiście taka piękna i optymistyczna opcja, że dożyjemy setki ciesząc się dobrym i bezpiecznym życiem. Nasz los jest jedną wielką niewiadomą. Nie zamartwiajmy się, bo mamy tylko tu i teraz. Po prostu żyjmy, ale pamiętajmy, że obok są ci, którzy wiele stracili i nie bójmy się ocierać ich łez.     

Wioleta Sadowska: Zamartwianie rzeczywiście nic nie daje. Nie mogę nie zapytać o to, jaka główna myśl przyświecała Ci podczas pisania "Kryształowych motyli"? 

Katarzyna Misiołek: Że gdzieś obok mnie naprawdę są kobiety, które straciły dziecko. I że to nie jest fikcja, ale życie. I że musi im być ciężko. I chciałabym je przytulić. I powiedzieć parę ciepłych słów, chociaż wiem, że moje słowa niczego by nie zmieniły. Ale chciałabym też dać im iskierkę nadziei. Ludzie umierają. Jedni staro, inni młodo. Ci, którzy zostają, muszą się nauczyć żyć ze stratą. I to jest najtrudniejsza lekcja, którą muszą przerobić takie osierocone matki.     

Wioleta Sadowska: „Osierocone matki” to bardzo trafne określenie. Od jakiegoś czasu piszesz pod kolejnym pseudonimem jako Daria Orlicz. Dlaczego?

Katarzyna Misiołek: Chciałam napisać kilka książek ukazujących mroki ludzkiej psychiki i naprawdę okrutne oblicze naszego świata. Świata, w którym gdzieś obok może żyć pedofil, który co prawda wygląda jak miły starszy pan i dba o swój ogród regularnie kosząc trawę, ale w komputerze ma ohydne pliki z dziecięcą pornografią. Świata, w którym nadal kwitnie przemoc wobec kobiet i dzieci, a większość z nas udaje, że tego nie widzi. Bo przecież nam się to nie przytrafia, takie rzeczy dotykają tylko patologię - łudzimy się, tymczasem zło jest wszechobecne i bardzo namacalne. Niektórzy twierdzą, że moje kryminały są zbyt brutalne i pełne wyuzdanych scen seksu, przemocy i wszelkich patologii. Co ja na to? Powiem wprost – zazdroszczę im naiwności z jaką patrzą na świat. Otwórzcie oczy. To wszystko się dzieje. W USA ofiarami handlu żywym towarem pada około 50 tysięcy osób rocznie. To już nie są marginalne przypadki. To są ludzie, którym inni zgotowali podły i przerażający los. Nie tylko w patologicznych środowiskach, jak chcą myśleć niektórzy.   

Wioleta Sadowska: Ludzie niestety nie zdają sobie sprawy z ogromu ludzkiego okrucieństwa jakie jest na świecie. 20 marca na rynku pojawią się "Drapieżcy", czyli trzecia część nadmorskiego cyklu kryminalnego "Stracone dusze". Dlaczego to nadmorski cykl?

Katarzyna Misiołek: Bo wyobraziłam sobie targane sztormowym wiatrem wysokie trawy na wydmach niewielkiego nadmorskiego miasteczka i od razu miałam pomysł na umiejscowienie tej historii właśnie w takim miejscu. Bo zimą bywa tam ponuro, mrocznie i pusto. A latem z kolei, w samym środku sezonu, zjeżdża w takie miejsce mnóstwo osób, które mogą się stać ofiarami, bądź sprawcami zbrodni. Poza tym ja kocham morze, a nadmorskie miasteczka mają wiele uroku i są pięknym tłem dla akcji mojego kryminalnego cyklu. 

Wioleta Sadowska: Przebywasz obecnie nad morzem. Czy tam pisze Ci się najlepiej?

Katarzyna Misiołek: Cudownie się tu pracuje, a zima w miejscu gdzie można na oścież otworzyć okno nie czując smrodu powietrza, jak w Krakowie, jest po prostu bajkowa. Spaceruję wzdłuż brzegu, kręcę się po Gdańsku i Gdyni, podziwiam zjawiskowe sopockie wille i cieszę się nowym otoczeniem. Życie pisarza bywa monotonne. Może właśnie dlatego polubiłam ostatnio życie na walizkach i częste przeprowadzki? 

Wioleta Sadowska: Wiem, że siedzisz i obmyślasz fabułę kolejnej powieści obyczajowej. Uchylisz nam na ten temat rąbka tajemnicy?

Katarzyna Misiołek: W tym momencie mam w głowie całe mnóstwo pomysłów, których na tym etapie nie chciałabym zdradzać. Powiem tylko, że mam problem od której historii zacząć. Ale z nim będę się musiała na dniach uporać. Czas leci. Trzeba coś wybrać i pisać ;)  

Wioleta Sadowska: Będziemy zatem czekać na kolejne mroczne i przejmujące historie wychodzące spod Twojej ręki. Co na koniec chciałabyś przekazać czytelnikom Subiektywnie o książkach?

Katarzyna Misiołek: Czytelniczkom Twojego bloga chciałabym przede wszystkim podziękować za to, że zawsze tak ciepło przyjmują moje książki, które im polecasz. Fantastycznie mieć w Tobie ambasadorkę, Wiolu! Dodam jeszcze jedno – czytajcie polskie autorki. Piszemy dla Was, piszemy o Was i piszemy naprawdę świetnie! Księgarskie półki wręcz uginają się od przereklamowanych bestsellerów autorstwa zagranicznych pisarek. Niektóre z nich są naprawdę mierne i wręcz beznadziejnie napisane, a jednak polski Czytelnik ma jakąś dziwną słabość do sięgania po to, co obce, zamiast po to, co nasze, swojskie. Czytajcie polskich autorów. Dziękuję za tę rozmowę i serdecznie wszystkich pozdrawiam! Katarzyna Misiołek   

Premiera "Kryształowych motyli" już jutro. Koniecznie przeczytajcie tę książkę! A w dniu premiery zajrzyjcie na mój fanpage, gdyż ogłoszę patronacki konkurs, w którym będziecie mogli wygrać najnowszą powieść Katarzyny Misiołek.





Wpis powstał w ramach współpracy z Wydawnictwem Książnica.

18 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawy wywiad, gratuluję !

    OdpowiedzUsuń
  2. Książka właśnie dziś do mnie dotarła i z przejęciem czekam na moment, kiedy będę mogła po nią sięgnąć. 😊

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajny wywiad. Czytałam z zainteresowaniem. Byłam ciekawa, czy autorka sama to przeżyła.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak zwykle interesujący wywiad. :) Nie czytałam jeszcze "Kryształowych motyli", ale ten wywiad mnie do tego zachęcił. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. O jacie, ja także kocham morze! Mamy z autorką coś wspólnego. Bardzo ciekawy wywiad. Pani Misiołek jak zawsze nie zawodzi.

    OdpowiedzUsuń
  6. Gratuluję świetnego wywiadu, bardzo ujmujący i wyczerpujący. Książka mnie zainteresowała, muszę się rozejrzeć za nią.

    OdpowiedzUsuń
  7. To ciekawe jak wiele emocji, a także ich wyczerpanie może przyniesć przenoszenie słowa na papier.

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny wywiad, moje gratulacje.

    OdpowiedzUsuń
  9. Po takim wywiadzie od razu rośnie apetyt na książkę :)

    OdpowiedzUsuń
  10. woooow mega mnie zaintereswałąś :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Jak dobrze że książka już u mnie, po tym wywiadzie mam ogromną ochotę rzucić wszystko i zacząć ją czytać

    OdpowiedzUsuń
  12. Zaintrygował mnie nadmorski cykl kryminalny.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję wszystkim za ślad, który tutaj zostawiacie :)

Copyright © 2016 Subiektywnie o książkach , Blogger