"Od dawna prześladują mnie różne słowa" - rozmowa z Januszem Niżyńskim



W przedświątecznej gorączce znajdźcie chwilę na odpoczynek. Zróbcie sobie dobrą kawę, usiądźcie w ulubionym fotelu i przeczytajcie moją niezwykle interesującą rozmowę z Januszem Niżyńskim. Macie niepowtarzalną szansę "zajrzeć" do głowy pisarza.



Janusz Niżyński to z wykształcenia inżynier, a z zamiłowania meloman i publicysta. Autor od ponad dwóch dekad uprawia działalność literacką, której wizytówką jest jedna z najstarszych stron w polskim internecie janusz.nizynski.pl W jego dorobku można znaleźć powieści, netowiska oraz bajki dla dzieci i dorosłych, a także felietony zamieszczane w prasie ogólnopolskiej i korporacyjnej.




Wioleta Sadowska: Jak rodzą się pierwsze zdania Pana nowych książek?

Janusz Niżyński: Ciekawe zagadnienie... Górnolotnie odpowiadając, trochę jak w Biblii twierdzącej, że: „na początku było słowo”. Przecież ja – zanim wezmę się za pisanie, też wcześniej czuję, że prześladują mnie słowa. A prześladują bardzo różne. Chodzą tłumnie i krzyczą: "Wybierz mnie! Jestem najdokładniejsze! A ja jestem najpiękniejsze! A ja jestem najdosadniejsze!” – Pojawia się i jedno małe, niepozorne słowo, które cicho szepcze: „A ja jestem najbardziej właściwe." I bardzo mi trudno odmówić jakiemukolwiek. Dlatego chciałbym wszystkie wziąć w garść i porozdawać ludziom…

Wioleta Sadowska: W pewnym stopniu rozdaje je Pan poprzez swoją twórczość. Czy te słowa żyją własnym życiem?

Janusz Niżyński: O, tak! Mało powiedziane... Czyż one nie żyją w rozległej przestrzeni osobistego wszechświata? – Żyją! Wszak rodzą się, przychodzą, pracują, starzeją się, umierają... Rodzący się zamysł odgrywa rolę magnesu. Podnoszę taki magnes i z zainteresowaniem obserwuję, jak słowo za słowem układa się wzdłuż linii sił pola, tworząc swoisty wzór. I w końcu pojawia się tekst. Mój tekst. Wciąż jest jeszcze młody, taki nadpobudliwy i plastyczny. Mogę go rozciągać, ale i mogę ścisnąć jak harmonijkę. Mogę go przygładzić, przyczesać, ale zawsze delikatnie dotykać, aby nie spowodować zadrapania. Mogę oczywiście i postrzępić, ale najchętniej każde znalezione słowo pielęgnuję. 

Wioleta Sadowska: A co dzieje się, gdy brakuje Panu słów? 

Janusz Niżyński: I na to jest sposób. Wtedy pozwalam sobie na ucieczkę do przodu. One zostają gdzieś z tyłu, a ja, nie marnując jednocześnie czasu, zapędzam się w wir myśli. I dopiero gdy słowa przez dłuższy czas za mną nie nadążają, wzywam je i wołam: „Gdzieżeście? Gdzie wszystkie się podziałyście? Pomóżcie mi nie roztrwaniać myśli!" I podbiegają najsilniejsze, najodważniejsze i zdesperowane. Wiedzą, że to z nich zbudowany będzie fundament, dźwigający ciężar przyszłej opowieści, że bez nich nic nie wytrzyma i nie zadziała, więc przybiegłszy pełne dostojeństwa, rozpłaszczają się na nim całym swym ciałem. 

Wioleta Sadowska: Co w takim razie ze słowami, które nie pasują, nie przydają się w danej chwili?

Janusz Niżyński: Dobrze, że Pani uściśliła: „w danej chwili”... Bo nie ma takich słów, których nie potrzebuje się raz na zawsze. Z czasem na każde przychodzi pora. Z czasem niektóre lgną do mnie tak bardzo, że z trudem odmawiam ich kruchej, delikatnej tkance i każde starannie układam w rządkach. Gdy nadchodzi ich czas, zmiękczam nimi najbardziej skamieniałe czytelnicze serca.
A różne bywają to słowa. Są na przykład słowa-lekarze: łaskawe, albo ostre, delikatne i palące. Leczą już samym faktem przebywania w tekście. Nie zawsze są błyskotliwe, ale zawsze najbardziej potrzebne.
Gdyby zaś spytała mnie Pani o najbardziej niebezpieczne słowa – to wie Pani, o jakich bym wspomniał?

Wioleta Sadowska: Ciekawa jestem…

Janusz Niżyński: o tych majestatycznie przyzwoitych, moralizujących, prawych… Dobrze znają swą moc i pozostają zawsze w zasięgu wzroku. Są dumne i nie wątpią, że zostaną wybrane. I długo nie mogą pogodzić się z faktem, dlaczego je ignoruję, używając słów niepozornych i całkowicie nieprawdziwych.

Wioleta Sadowska: Czy zatem istnieją słowa o silniejszym zabarwieniu niż inne?

Janusz Niżyński: Owszem. Słowa miewają przecież różną konsystencję: są miękkie, są twarde. Ale i miękkie słowa niejeden raz potrafią przebić się przez, na pierwszy rzut oka, nierozerwalną ścianę. I wtedy te twarde wspierają i dodają sił nawet tym najsłabszym.

Wioleta Sadowska: Czy słowa w Pana prozie konkurują ze sobą i jakie wybierałby Pan najchętniej do swoich książek?

Janusz Niżyński: Niektóre słowa cicho i skromnie tłoczą się w swych towarzyskich grupkach. Nigdy żadne z nich nie wyskakuje przed szereg, nigdy niczego nie dowodzi i zawsze z szacunkiem osądza ludzi, dla których słowo to srebro, a milczeniem złoto. Czyż nie one same najbardziej zasługiwałyby na miano złotych?
A jakie wybierałbym najchętniej słowa? Najchętniej wybierałbym słowa zdrowe i żarliwe, różowiutkie i cieliste, aby obdarowywały swoim zdrowiem wszystkich, aby wytrzymywały próbę czasu, nie stając się przestarzałymi, aby żyły wieki. Nie lubię zepsutych słów. Ich życie jest krótkie, gdy zaś nadchodzi kres, duch opuszcza je z niesmakiem. Niektóre słowa pokornie przyjmują swój los odrzuconych, ale niektóre się buntują: chcą zająć nieprzysługujące im miejsce w myślach, a po wygnaniu zawsze uporczywie wracają, mącąc w głowie, uniemożliwiając precyzyjne spisywanie fraz.

Wioleta Sadowska:  Jak według Pana można zaskoczyć swojego czytelnika mocą słów?

Janusz Niżyński: Ha! Można by na przykład zaryć w różnych miejscach miny z opóźnionym zapłonem i spokojnie czekać aż przy którymś wybuchną. Albo wszystko od razu zdetonować samemu, robiąc wielkie fajerwerki! Niech lśnią jasnymi światłami. Niech oślepiają. W ten sposób można otumanić czytelnika, obezwładnić go, by zbałamuconego po cichu pogładzić po głowie, zaczarować go i przekonać do pięknego opakowania... pozbawionego jednak treści. 

Wioleta Sadowska: Ciekawi mnie w tym kontekście, jakie są Pana ulubione rodzaje słów?

Janusz Niżyński: Moje najbardziej ulubione to: dobre słowa, dobre – ponieważ poprawiają skład atmosfery, takie, dzięki którym oddychanie staje się łatwiejsze. Dobre słowa są nieśmiertelne i wszechmocne. I każdy z nas tęskni za WIELKIMI słowami, które wykonują swoje wielkie posłannicze dzieło. Szkoda tylko, że na ogół bywają nimi słowa... wyświechtane.

Wioleta Sadowska:  Do czego porównałby Pan rolę i znaczenie słów w swojej twórczości?

Janusz Niżyński: Słowa, a nawet cale uskrzydlone z nich wyrażenia – to czasem także latające istoty. Można je łowić jak motyle, ale można i pozwolić im wzlecieć. Jednak „uskrzydlanie słów” nie jest dane każdemu. Ta umiejętność to specjalny dar. Ale nawet, gdy słowu nie przydaje atrybutów latania, to i tak można mu nadać znaczną rangę i wagę. W naszym świecie słowa mające wagę, wciąż są wartością samą w sobie. I dlatego nie warto rzucać słów na wiatr – od takiej czynności tracą cenę. „Dać komuś słowo", brzmi jak przekaz wysokiej wartości, bo taka jest w słowie i siła, i znaczenie.

Zachęcam was do poznania bogatej twórczości Janusza Niżyńskiego. Wszystkie utwory autora kupicie w jego autorskim sklepiku - KLIK

Wpis powstał w ramach współpracy z autorem.

22 komentarze:

  1. Gratuluję świetnego wywiadu ! A z twórczością Autora chętnie się zapoznam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. I'm so happy to know you, your blog work is wonderful
    kisses

    OdpowiedzUsuń
  3. Kolejna interesująca rozmowa. 😊

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawy wywiad, ale jeszcze nie wiem, czy zapoznam się z twórczością autora :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo interesujący wywiad, wiele można się z niego dowiedzieć o autorze.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie znam twórczości tego pisarza, jaką jego książkę polecasz najbardziej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na początek polecam książkę "Master Stengraf i synowie".

      Usuń
  7. Cześć! Mam specyficzną prośbę - jakiś czas temu publikowałaś recenzję książki "Taniec z psychopatą" Elżbiety Śnieżkowskiej-Bielak. Potrzebuję zdjęcia strony redakcyjnej tej książki, a bardzo trudno trafić na nią stacjonarnie. Czy mogłabyś zrobić takie zdjęcie i wysłać je na adres uglysavage@gmail.com ? Byłabym bardzo wdzięczna! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Cóż za ciekawy wykład na temat słów :) Nie znam prozy autora, ale może kiedyś będę miała okazję przyjrzeć się jej bliżej. Na pewno bym chciała.

    OdpowiedzUsuń
  9. Znakomity wywiad Wiolu, czuć magię słów.:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny wywiad, ciekawa twórczość :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Dużo dowiedziałam się o słowach :) Ciekawa rozmowa. :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Zabawa ze słowami to ciekawy sposób na przywołanie weny:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Bardzo interesujący człowiek.

    OdpowiedzUsuń
  14. Gratuluję ciekawej rozmowy :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję wszystkim za ślad, który tutaj zostawiacie :)

Copyright © 2016 Subiektywnie o książkach , Blogger