Jaką książkę zabierzesz ze sobą na bezludną wyspę? Wyniki konkursu!











Tyle wspaniałych odpowiedzi i tylko trzy, które mogłam nagrodzić. To było dla mnie ciężkie wyzwanie...

Pytanie konkursowe brzmiało:

Napisz, jaką książkę zabrałbyś ze sobą na bezludną wyspę? Krótko uzasadnij swoją odpowiedź.

Oto odpowiedzi trzech szczęśliwców, do których trafią trzy vouchery o wartości 30 zł do wykorzystania w sklepie

Hm... Ja wbrew pozorom zabrałabym Biblię, czyli Stary i Nowy Testament. A dlaczego? Bo w końcu miałabym czas i święty spokój aby dogłębnie je przeczytać. I jest gruba, więc myślę, że nie połknęłabym jej w jeden dzień :)

Ja na bezludną wyspę zabrałabym najgrubszą książkę, której jeszcze nie przeczytałam, czyli "Pretendenta do ręki" Vikrama Setha, gdyż:
- książka ma 1400 stron i jest w trzech tomach, więc miałabym co czytać przez długi czas
- to książka o miłości, a szczypta uczuć przyda się nawet na odludziu
- to powieść o egzotycznym kraju, czyli Indiach, w sam raz na egzotyczną wyspę
- podobno to książka o wielu kulturach, więc gdyby jednak na wyspie byli jacyś tubylcy, na pewno przekonałabym ich, żeby mnie odesłali do domu, albo chociaż posłuchali tej historii przy ognisku, choć pewnie minąłby szmat czasu zanim by mnie zrozumieli.

„Plaża, dzika plaża - morze dookoła…” – chyba raczej ocean, myślę sobie. Miały być drinki z parasolką, leżaki, wyspa na wyłączność, a tu co…? Jakoś tak dziwnie, cicho, samotnie… I nie ma zasięgu. Jak okiem sięgnąć tylko woda.

Może jednak powinnam była zabrać tego Robinsona albo chociaż Beatę Pawlikowską czy Wojciecha Cejrowskiego? A zresztą – co oni by mi tu pomogli? To miały być eleganckie wakacje, a nie survival „Jak przetrwać w dziczy z samym sobą i jedną książką?”

No to siedzę tu teraz z najsłynniejszym francuskim chłopcem na świecie i zastanawiam się, czy dobrze zrobiłam. „Mikołajek” patrzy na mnie z okładki i – daję słowo – podśmiewuje się z mojej niefrasobliwości! Ach… Biorę książkę do ręki, otwieram pierwsze opowiadanie i… sama nie wiem, kiedy zaszło słońce! Przegapiłam pierwszy zachód słońca na wyspie przez małego smyka, który swoimi psotami rozbawia kolejne pokolenia, który w tak uroczy sposób opowiada, że rzeczywistość przestaje istnieć, który sprawia, że odnajdujemy w nim lub jego kolegach dawnego siebie i chcemy zrobić kawał jakiemuś dorosłemu ;-) Możemy na chwilę przenieść się do magicznego świata pełnego francuskiego czaru, usłyszeć akordeonistę przy rogu ulicy, poczuć zapach świeżo wypiekanych croissantów i natknąć się na wybiegające ze szkoły dzieciaki w krótkich portkach. Możemy w wyobraźni dotknąć tego świata przepełnionego dziecięcą radością. Możemy zapomnieć, gdzie jesteśmy i jakie mamy troski…

Wszystko powoli znika, rozmazuje się…
Gdzie ja jestem? W moim łóżku?! To był tylko sen?! No tak… Ale wiecie co? I tak wzięłabym któreś z przygód Mikołajka R. Goscinny’ego i J. J. Sempe’a. No bo co w końcu, kurczę blade!


Pozdrawiam,
Dosia :-)

Gratuluję! Czekam na wasze adresy trzy dni! Dziękuję wszystkim za udział w konkursie.

6 komentarzy:

Dziękuję wszystkim za ślad, który tutaj zostawiacie :)

Copyright © 2016 Subiektywnie o książkach , Blogger