Wymarzony zwiastun nowego, lepszego roku!

Wymarzony zwiastun nowego, lepszego roku!


Co będzie najlepszym prezentem do podarowania dla mola książkowego. Odpowiedź jest oczywista: KSIĄŻKA! A gdy książka ta jest stara, unikatowa i pięknie wydana? Namiętny wielbiciel literatury będzie wniebowzięty. Drodzy czytelnicy, ogłaszam wszem i wobec – JESTEM W NIEBIE!

W galerii fotografii poniżej zobaczycie coś niewyobrażalnie pięknego. Książkę, która od kilku dni zasila moje zbiory i wyróżnia się na tle innych egzemplarzy jakie posiadam.  Książką tą jest specjalne wydanie "Pana Tadeusza" Adama Mickiewicza z okazji sto pięćdziesiątej rocznicy pierwszej edycji z 1834 roku.


Tak niepozornie "Pan Tadeusz" prezentuje się w specjalnym etui.



Tutaj widzicie grzbiet książki, zwiastujący okazały egzemplarz. Duży format i twarda oprawa. Strony dzieła to białe płótno ze złotymi tłoczeniami.


 Po wyjęciu z etui, zaczyna ujawniać się prawdziwa natura "Pana Tadeusza".



 Dzieło to zostało wydane w 1950 roku nakładem wydawnictwa "Książka i wiedza". Jest to replika pierwszego wydania "Pana Tadeusza", całe 403 strony.


Każda z ksiąg zawiera piękne, podwójnie składane kolorowe ilustracje ukazujące życie Tadeusza.





Ilustracje wykonał Tadeusz Gronowski.







Nie mogę się nacieszyć patrząc na piękne wydanie naszej narodowej romantycznej epopei narodowej, które od kilku dni zdobi moje książkowe półki. Piękniejszego prezentu nie mogłam sobie wymarzyć :)

Do końca roku 2013 pozostało kilka godzin. Nie robię podsumowań, gdyż mojej czytelniczej pasji nie da się odmierzyć w ilości przeczytanych książek czy napisanych recenzji. Rok ten był dla mnie przełomowy pod względem rozwoju bloga i swojego warsztatu językowego. Wierzę, że otrzymana całkiem niespodziewanie kolekcjonerska książka, którą dzisiaj wam przedstawiłam, zwiastować będzie wspaniały kolejny rok czytelniczych wyzwań. Życzę tego również wam. Po prostu czytajcie w nowym 2014 roku!


Andrzej Ziemiański - "Pułapka Tesli"

Andrzej Ziemiański - "Pułapka Tesli"






"W pewnym momencie musisz sobie zadać pytanie: ile siebie jesteś w stanie poświęcić dla ukochanej osoby. Albo ile jesteś w stanie poświęcić dla swojego państwa. Zawsze przychodzi taki moment".


Zbiory opowiadań w wielu przypadkach stanowią wielką niewiadomą. Trudno bowiem stwierdzić jaki pomysł na zamieszczone utwory będzie miał ich autor oraz jakiej konwencji będzie się trzymał. W przypadku "Pułapki Tesli" nie da się tych elementów przewidzieć. Dawno bowiem nie czytałam tak zróżnicowanego zbioru opowiadań jakim jest ta książka.

Andrzej Ziemiański to piszący w nurcie science-fiction i fantasy absolwent architektury. Jest nałogowym gadżeciarzem, lubi fotografować puste miejsca i chwile. Autor oprócz tworzenia oryginalnych historii prowadzi również zajęcia z kreatywnego pisania dla studentów. Ziemiańskiego uhonorowano wieloma nagrodami, między innymi "Nagrodą Fandomu Polskiego im. Janusza A. Zajdla" czy "Nautilusa".

"Pułapka Tesli" to zbiór pięciu opowiadań, z których cztery były już wcześniej znane czytelnikom z różnych antologii. Utwory te różnią się motywem przewodnim i czasem, w którym dzieje się ich akcja. Istnieje jednak coś, co łączy wszystkie opowiadania, a mianowicie miasto Wrocław. Utwory zawarte w zbiorze to połączenie kilku gatunków: horroru, science-fiction czy kryminału. Zapraszam na wędrówkę po czasie i przestrzeni. 

"Polski dom" to utwór otwierający cały zbiór. Nad małżeństwem z dwójką dzieci otwiera się niezbyt ciekawa perspektywa spędzenia nocy na przystanku autobusowym w nieznanej okolicy. Niespodziewanie bohaterowie dostają zaproszenie na nocleg od właściciela pobliskiego dworu. A nocą wszystko może się wydarzyć... Opowiadanie to najkrótsze z całego zbioru, zawiera mroczny klimat, charakterystyczny dla motywu ghost story. Szkoda, że autor nie pokusił się na rozwinięcie tego wątku. Myślę, że dłuższa historia nawiedzonego domu byłaby jeszcze bardziej przemawiająca do czytelnika aurą swojej tajemniczości.

W drugiej historii pod wiele mówiącym tytułem "Wypasacz" czytelnicy odnajdą elementy kryminalne. Młoda policjantka Anita staje się przynętą dla nieuchwytnego dotąd porywacza, za sprawą którego giną kobiety po tak zwanych przejściach. Porwanie policjantki odsłoni nieprawdopodobną tajemnicę. Muszę przyznać, że właśnie to opowiadanie zrobiło na mnie największe wrażenie. Zapytacie czym? Motywem chorej miłości, która jest zdolna dosłownie do wszystkiego. Autor stworzył tak niesamowitą historię, związaną z otyłością i opętańczym uczuciem, z jaką się jeszcze nie spotkałam w literaturze. Do tej pory nurtuje mnie myśl, czy taki scenariusz mógłby wydarzyć się naprawdę. Jest tak nieprawdopodobna, że aż prawdziwa. 

Tytułowa "Pułapka Tesli" przedstawia historię genialnego serbskiego naukowca – Nikoli Tesli, który zafascynowany aurą człowieka pragnie prześcignąć czas. W dojściu do osiągnięcia celu próbują mu przeszkodzić dwaj znani badacze – Edison i Bell. Co ciekawe, akcja tego opowiadania umiejscowiona została w dwóch osiach czasowych, teraźniejszości i przeszłości. Pomysł Ziemiańskiego na osadzenie historycznych postaci naukowców w fabule swojego utworu to zabieg niezwykle ciekawy. Utwór obfituje w nieoczekiwane zwroty akcji i mnóstwo intrygujących teorii dotyczących pola elektromagnetycznego człowieka. Trzeba przyznać, że po przeczytaniu trzeciego opowiadania nabrałam chęci zgłębienia się w życiorys Tesli.

"Chłopaki, wszyscy idziecie do piekła" to bliżej nieokreślona przyszłość. Krzysztof Walicki, jako młody chłopak dowiaduje się o przydzielonej mu osobistej ochronie w postaci rodzeństwa komandosów. Okazuje się, że życie bohatera jest dla niektórych bardzo cenne. To w mojej opinii najsłabszy utwór z całego zbioru. Słabo zarysowane postacie głównych bohaterów i zbyt mała dynamika, wpłynęły na mało pozytywny odbiór tej historii. 

Ostatni w zbiorze utwór pt. "A jeśli to ja jestem Bogiem?" to historia leczenia zaburzeń snu. Pracownik specjalistycznej kliniki, architekt Różycki jako ceniony specjalista w tej dziedzinie pomaga pacjentom w leczeniu ich problemów ze snem. Trzej nowi pacjenci stanowią nie lada wyzwanie dla bohatera. W utworze tym widać typowy motyw oniryzmu w postaci wymieszania jawy ze snem. Autor kreacjami stworzonych przez siebie bohaterów próbuje ukazać bardzo intrygującą koncepcję powstawania i oddziaływania snów na jawę. W historii tej można również zauważyć szczyptę ironii nawiązującą do działania współczesnej służby zdrowia nastawionej wyłącznie na zysk. Opowiadanie dość tajemnicze i mroczne, nieco zagmatwane.

Andrzej Ziemiański stworzył pięć historii wpływających na odbieraną przez czytelnika percepcję rzeczywistości. Zbiór mocno zróżnicowany pod względem przedstawianych motywów i odniesień. Zawszę twierdzę, że to właśnie przy okazji opowiadań można poznać pióro konkretnego autora i w przypadku Ziemiańskiego krótkie formy prozatorskie zachęcają do sięgnięcia po inne książki autora. Jeśli macie więc ochotę na wyzwanie literackie w postaci zdarzeń, które trudno racjonalnie wyjaśnić, zachęcam do przeczytania "Pułapki Tesli".


Andrzej Ziemiański

Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi Sztukater i Wydawnictwu Fabryka Słów
http://sztukater.pl/


Recenzja bierze udział w WYZWANIU
http://soy-como-el-viento.blogspot.com/p/polacy-nie-gesi-ii.html

Łukasz Henel - "Szkarłatny blask"

Łukasz Henel - "Szkarłatny blask"





"Świat przedmiotów, na pozór martwy, skrywał swoje tajemnice, nosił ślady zdarzeń z przeszłości i ukrywał w sobie potężną energię dobrych emocji, której istnienia nigdy by nie podejrzewał".




Nasza rodzima literatura niestety nie obfituje w dużą ilość pisarzy tworzących w nurcie literatury grozy. To ten segment rynku wydawniczego nadal nie do końca zapełniony. Nie ma więc się czemu dziwić, że potencjalny, polski czytelnik mając ochotę na dobry horror, wybierze książkę poczytnego zagranicznego autora. Nie wszystko jednak stracone, odkryłam bowiem dobrze zapowiadającego się pisarza, tworzącego osadzone w polskich realiach horrory.

Łukasz Henel to absolwent filozofii i informatyk. Autor obecnie pracuje jako nauczyciel oraz copywriter, prowadzi również bloga dotykającego tematyki nauczania filozofii w szkołach. Henel publikował swoje opowiadania na łamach "Nowej Fantastyki", wydał również dwie książki o filozofii przeznaczone dla młodzieży, a także dobrze przyjętą powieść grozy pt. "On". Autor fascynuje się wszystkim co tajemnicze i niewytłumaczalne.

Łukasz Stańczuk, absolwent socjologii z braku możliwości podjęcia innego zajęcia pracuje na stacji benzynowej. Wiadomość o odziedziczeniu po ciotce starego domu w leśnej głuszy Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego, staje się dla niego życiową szansą na odbicie się od przysłowiowego dna. Bohater niezwłocznie porzuca pracę i jedzie obejrzeć starą chatę, którą zamierza z zyskiem sprzedać. W domu swojego wuja znajduje tajemnicze zapiski dotyczące działalności sekretnej, wiekowej organizacji. Tymczasem w okolicznych lasach zaczynają się dziać niewytłumaczalne zjawiska. Bohater wraz z miejscową agentką nieruchomości Martą, oraz przyjacielem Witkiem, pasjonatem zjawisk paranormalnych, próbują rozwikłać zagadkę. Jak się okazuje mroczna strona jest bliżej niż wszyscy do tej pory sądzili.

"Szkarłatny blask" to niewątpliwie współczesna powieść grozy z dodatkiem elementów sensacyjnych i po trosze fantastyki. Autor z bardzo trafionym wyczuciem dobrał miejsce akcji czyli tereny, głównie lasy Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego. To dość specyficzny punkt geograficzny na mapie naszego kraju pełny starych, nie do końca zbadanych wojennych bunkrów i zapomnianych cmentarzy. Łukasz Henel bardzo sugestywnie przedstawia klimat tych miejsc, które pod wpływem plastycznego języka, niemalże ożywają w wyobraźni czytelnika. Wobec tego faktu nie dziwię się, że akurat ten obszar posłużył autorowi do zobrazowania wykreowanej przez siebie historii. Dla ciekawskich warto wspomnieć, iż na stronie autora można również zobaczyć ciekawe zdjęcia tych terenów. Z pewnością osadzenie akcji w miejscu o tak niezwykłej topografii to strzał w dziesiątkę, to bowiem miejsce idealnie nadające się na powieść grozy, którego nie powstydziłby się zapewne sam Stephen King.

Pisząc o horrorze, należałoby napisać jakie motywy połączył w jedną całość autor. A trzeba przyznać, jest ich wiele. Okultyzm, demony, nawiedzenia, złe aury i tajemnicza organizacja, znana pod nazwą Nowa Synagoga to elementy składające się na całość fabuły. Ciekawym wątkiem jest również temat psychometrii oraz historia zakazanej książki Witwickiego, która pomimo braku cenzury została wycofana z powszechnego obiegu wydawniczego. Widać więc, że miłośnicy grozy znajdą w powieści wiele motywów, które pomimo swoistej sztampy są nadal charakterystycznymi wyznacznikami tego rodzaju książek. Autor z pewnością wie jak oddać klimat gatunku jakim jest horror.

Powieść niestety jest dość nierówna. Pierwsza część, praktycznie połowa książki idealnie buduje napięcie i potęguję klimat tajemnicy i niedopowiedzenia. Czytając te partie tekstu późnym wieczorem, można naprawdę usłyszeć niepokojące szmery i niesklasyfikowane dźwięki. Można naprawdę poczuć strach. Niestety druga połowa nie jest już tak ekspresyjna i przemyślana, pomimo wartkiej i dynamicznej akcji. Czytelnik może mieć wrażenie zbyt łatwego rozwiązania zagadki i nieco nienaturalnego zachowania trójki głównych bohaterów. Łukasz Henel nie ustrzegł się również pewnych błędów wynikających z niedopracowania fabularnego. Podczas lektury zauważyć bowiem można dwa główne, nienaturalne zachowania Łukasza. Po raz pierwszy, gdy bohater jadąc do odziedziczonego domu kupuje pod drodze m. in. dwa bochenki chleba, a następnego dnia kupuje kolejną porcję jedzenia. Czy Łukasz podczas jednej nocy zjadł cały zapas pieczywa? Wątpię. Druga nieścisłość uderzająca w oczy to nocna ucieczka trojki bohaterów przed demonami do domu celem ocalenia życia. Ni stąd, ni zowąd nagle Łukasz stwierdza, że pojedzie do sklepu. Mały absurd, którego trudno nie zauważyć. Nie do końca realistycznie została również przedstawiona tajemnicza organizacja, której poczynania są dość nietrafione i po części nieporadne. Nie tak wyobrażam sobie działalność bractwa o kilkusetletniej tradycji.

Pomimo wskazanych wyżej mankamentów książkę "Szkarłatny blask" dzięki płynnemu językowi i wyczuciu autora w stworzeniu klimatu grozy, czyta się w ekspresowym tempie. Na uwagę zasługuje również otwarte zakończenie powieści, które zostawia pole do wyobraźni dla czytelnika. Myślę, że połączenie tak znanych w tym gatunku motywów jak mroczny las, odludzie oraz tajemnicza organizacja, sprawdziło się.

Jeden późny, wietrzny wieczór pozwoli wam, tak jak mnie poznać całą historię Łukasza i jego tajemniczego domu. Podczas lektury poczujecie lęk i zagęszczającą się mroczną atmosferę wokół was. Emocje gwarantowane. A ja z niecierpliwością czekam na kolejny horror autora pod wiele mówiącym tytułem "Leśniczówka".


Łukasz Henel


Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi Sztukater i Wydawnictwu Zysk i S-ka
http://sztukater.pl


Recenzja bierze udział w WYZWANIU
http://sztukater.pl


Agata Wasilenko - "Dieta horoskopowa"

Agata Wasilenko - "Dieta horoskopowa"





"Książka powstała na podstawie rozmów, wywiadów i ankiet. Opisuje cechy najczęściej przypisywane osobom urodzonym w poszczególnych znakach Zodiaku".

Wierzycie w powiązanie daty waszych urodzin ze znakami zodiaku i w konsekwencji wspólne dla osób urodzonych w konkretnym dniu cechy charakteru? Jeśli zgadzacie się z tezą jakoby wasze mocne i słabe strony po części zależne były od daty urodzenia i znaku zodiaku, a do tego chcielibyście zwyczajnie schudnąć to mam dla was ciekawą lekturę o dużo mówiącym tytule "Dieta horoskopowa".

Agata Wasilenko to absolwentka polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Autorka od dłuższego czasu pisze artykuły o pachnidłach do "Przekroju", "Rzeczpospolitej" i innych tytułów prasowych. Do tej pory wydała trzy książki dotyczące perfum, oraz publikacje dotykające tematu diety horoskopowej i wróżb. Prowadzi również własne Wydawnictwo Grodkowskie.

"Dieta horoskopowa" to publikacja składająca się z dwóch części. Obszerna, pierwsza część, zajmująca praktycznie całą książkę to charakterystyka dwunastu znaków zodiaku pod kątem preferencji kulinarnych i nawyków żywieniowych. Poruszane w niej tematy to między innymi samoakceptacja, pośpiech w jedzeniu czy życie towarzyskie. Druga część to spis gadżetów ułatwiających odchudzanie.

Wróżby, horoskopy i szeroko pojęta astrologia to tematy, które ciekawią ludzi od tysięcy lat. Wpływ daty naszego urodzenia na osobowość i cechy charakteru to niekwestionowany temat numer jeden wśród ludzi zajmujących się zawodowo astrologią. Dlaczego więc nie odnieść pojęcia wpływu gwiazd na nasze zdrowie w postaci tematyki otyłości i przyczyn jej powstawania. Sceptycy za chwilę stwierdzą, że za nadmiar kilogramów w naszej sylwetce odpowiadają wyłącznie geny i określony tryb życia. Owszem, to niezaprzeczalnie główne przyczyny, które odpowiadają za naszą otyłość bądź przeciwnie za niedobór ciała. Jednakże Agata Wasilenko próbuje równolegle z wyżej wymienionymi przyczynami wskazać jeszcze jedną, która być może pozwoli czytelnikowi zrozumieć pewne mechanizmy ludzkich zachowań i meandry psychiki człowieka. Autorka przy każdym z dwunastu znaków wskazuje jak tłumić w sobie skłonność do zbyt obfitych i niezdrowych posiłków, oraz co zrobić by zbędne kilogramy odeszły w przeszłość. Jej porady dotykają najważniejszych sfer naszego życia, co niewątpliwie wpływa na praktyczność omawianych wskazówek. Jak udowadnia, styl życia poszczególnych znaków jest ściśle powiązany z wagą naszego ciała.

Każdy z potencjalnych czytelników poradnika w pierwszej kolejności z pewnością zajrzy na stronę swojego znaku, by sprawdzić czy obserwacje autorki na których opiera swoje wywody, są trafne w ich przypadku. Będąc osobą spod znaku raka nie omieszkałam oczywiście zweryfikować informacji przedstawionych przez Agatę Wasilenko. I wiecie co, coś w tym jednak jest. Wiele informacji dotyczących przykładowo niechęci do ćwiczeń fizycznych czy słabej motywacji do dbania o figurę przedstawionych na łamach książki w moim przypadku po prostu się sprawdziło.

Dobrym zabiegiem zastosowanym w poradniku Agaty Wasilenko jest podział każdego znaku zodiaku na trzy dekady, pod względem daty urodzin. Pozwoliło to jeszcze bardziej uszczegółowić informacje zawarte w publikacji. Ciekawym dodatkiem jest również druga część opisująca gadżety, które mogą pomóc nam w odchudzaniu. Przykładowo autorka proponuje kupno za ciasnych ubrań, mających za zadanie zmotywować do działania.  Jakby nie patrząc jest to jakiś sposób.

Z pewnością "Dieta horoskopowa" nie jest książką skierowaną do sceptyków, którzy omijają szerokim łukiem wszelkie niekonwencjonalne próby pozbycia się ciążących na naszej sylwetce kilogramów. To publikacja dla czytelników czytających od czasu do czasu horoskopy i zastanawiających się nad wpływem gwiazd na nasze życie. Czy autorka przekona was do swoich obserwacji? Z pewnością nie zaszkodzi wam spróbować i zmierzyć się z własnym znakiem zodiaku.



Agata Wasilenko

Za możliwość przeczytania książki dziękuję autorce i Wydawnictwu Grodkowskie
http://grodkowskie.pl/


Recenzja bierze udział w WYZWANIU
http://soy-como-el-viento.blogspot.com/p/polacy-nie-gesi-ii.html

Najnowsze zdobycze książkowe

Najnowsze zdobycze książkowe




W ostatnim czasie listonosz odwiedzał mnie nadzwyczaj często. Z racji tego, że w godzinach porannych najczęściej nie ma mnie w domu, pewnego dnia zebrałam zbiorczo pozostawione mi awiza i wyruszyłam na pocztę.  Możecie wierzyć lub nie, jednak nie byłam w stanie dotrzeć z odebranymi przesyłkami do domu. Zabrakło mi po prostu siły, aby je dźwigać :) Odtąd staram się odbierać książki z urzędu pocztowego na bieżąco, aby nie powtórzyć swojego błędu. Spotkaliście się z podobną sytuacją?

Zobaczcie, jakie łupy w okresie ostatnich kilku tygodni zasiliły moją rozrastającą się biblioteczkę.



Książki wygrane w konkursach:

Nagroda za recenzję tygodnia na portalu Lubimy czytać:
  • Anna Grebieniow – "Żagle nas pustynią"
  • Tony Wheeler – "Przeklęta ziemia"
  • Boris Reitschuster – "Ruski esktrem do kwadratu"   
 Nagroda w konkursie Wydawnictwa Favoryta:
  • Krzysztof Kotiuk – "Hansa Stavanger"
 Nagroda za I miejsce w Wyzwaniu "Polacy nie gęsi, czyli czytajmy polską literaturę!":
  •  Iwona J. Walczak – "Nagie myśli"


Nagroda w konkursie organizowanym na blogu Kasi Roszczenko:
 
  • Larry Winget – "Zamknij się! Przestań narzekać i zacznij żyć!"
  • Larry Winget – "Ludzie to idioci! Czyli jak rujnujemy sobie życie na własne życzenie i jak to zmienić"


 Egzemplarze recenzenckie:

  • Łukasz Henel – "Szkarłatny blask" (Portal Sztukater)
  • Andrzej Ziemiański – "Pułapka Tesli" (Portal Sztukater)
  • Unni Lindell – "Miodowa pułapka" (Portal Zaczytaj się!)
  • Katarzyna Mlek – "Na wietrze diabeł przyjechał" (od autorki)
  • Alan Bielecki – "Rówieśnik komputera" (Wydawnictwo Labiryntus)
  • Martyna Ochnik – "Pewnego dnia w grudniu" (Wydawnictwo Zysk i S-ka)
  • Monika A. Oleksa – "Miłość w kasztanie zaklęta" (Wydawnictwo Zysk i S-ka)
  • Piotr Kołodziejczak – "Klępy śpią" (Wydawnictwo Borgis)




Egzemplarze recenzenckie od Wydawnictwa AD REM:
  • Małgorzata Lutowska – "Skarby drzewa"
  • Zbigniew Rzońca – "Plac czarownic"
  • Przemysła Żuchowski – "Droga do domu. Księga II"


Egzemplarze recenzenckie:
  • Dariusz Michalski - "Krzysztof Klenczon który przeszedł do historii" (Wydawnictwo MG)
  • Marcel Proust – "W stronę Swanna" (Wydawnictwo MG)
  • Charlotte Bronte – "Villette" (Wydawnictwo MG)
  • Michael H. Brown – "Duchy wokół nas" (Wydawnictwo M)
  • Dorota Kania, Jerzy Targalski, Maciej Marosz – "Resortowe dzieci. Media" (Wydawnictwo Fronda)
  • Tomasz Szlijan – "Dlaczego" (od autora)
  • Tomasz Szlijan - "Rollercoaster" (od autora)

Jak widzicie w najbliższym czasie mam co czytać i przedstawiać wam na swojej stronie. Obawiam się, że w nowym roku zwyczajnie zabraknie mi czasu na powyższe lektury. Znacie może jakiś magiczny sposób, aby wydłużyć dobę o kilkanaście godzin?


Barbara Delinsky – "Nikt się nie dowie"

Barbara Delinsky – "Nikt się nie dowie"





"Życie traktuje każdego z nas inaczej".


Powieści obyczajowe w większości przypadków posiadają jedną wspólną cechę: odzwierciedlają prawdziwe życie, pełne sprzeczności i niespodziewanych sytuacji, które mogą spotkać każdego z nas. Dlatego też warto od czasu do czasu zajrzeć do takiej lektury, w której pełniąc funkcję swoistego obserwatora opisanych wydarzeń, można pozwolić sobie na własną ocenę ludzkich zachowań. Taką książką niewątpliwie jest "Nikt się nie dowie".

Barbara Delinsky jest absolwentką Newton High School w Newton, posiada licencjat z psychologii oraz tytuł magistra z socjologii. Autorka zajmowała się dziennikarstwem oraz fotoreportażem, a jej książki osiągnęły wielomilionowe nakłady w dwudziestu pięciu językach. Warto również wiedzieć, że pisarka chorowała na raka piersi. W swoim dorobku literackim posiada romanse, jak również powieści science-fiction w których używała pseudonimów – Billie Douglass oraz Bonnie Drake. Powieść obyczajowa "Nikt się nie dowie" została wydana w 2008 r.

Deszczowy i mglisty wieczór. Mieszkająca w małym miasteczku znana lekarka Deborah Monroe odbiera szesnastoletnią córką Grace od jej przyjaciół. Matka, pomimo niesprzyjającej pogody daje córce posiadającej tymczasowe prawo jazdy prowadzić samochód. Niespodziewanie w czasie podróży pod koła samochodu wpada mężczyzna, który okazuje się być nauczycielem historii w klasie nastolatki. Deborah biorąc pod uwagę okoliczności, wysyła córkę do domu, a sama bierze na siebie odpowiedzialność za potrącenie człowieka. Poszkodowany zostaje odwieziony do szpitala z nie zagrażającymi życiu urazami, a Deborah stara się myśleć pozytywnie. Niestety następnego dnia ranny mężczyzna umiera, a spirala kłamstwa którą zapoczątkowała kochająca matka nabiera niekontrolowanego rozpędu. Co więcej, nawarstwione problemy dotyczące odejścia męża oraz zanikania wzroku u młodszego syna sprawiają, że Deborah jest w pułapce. Okazuje się bowiem, że cena za ukrywanie prawdy może być o wiele większa niż z pozoru mogłoby się wydawać.

Książka Barbary Delinsky w pełnej krasie ukazuje wielkość matczynej miłości względem swoich dzieci. Bohaterka jest bowiem w stanie zrobić wszystko by uchronić swoją córkę przed konsekwencją własnego zachowania. Historia skonstruowana przez autorkę ukazuje prostą prawdę dotyczącą odwiecznego problemu winy i kary. Barbary Delinsky zawarła w fabule swojej książki mnóstwo dialogów, dzięki którym czytelnik ma szansę spojrzeć na ten problem z wielu stron. Nie tylko z perspektywy matki, ale i przede wszystkim z perspektywy córki, która powinna mieć możliwość wyboru w zaistniałej sytuacji. Czytelnik wciągnięty przez dynamiczny rozwój wydarzeń, otrzymuje niejaki przywilej oceny postaw głównych bohaterów. Uwierzcie mi to skłania do myślenia. Co byście bowiem zrobili na miejscu Deborah i Grace? Odpowiedź nie jest z pewnością prosta.

Drugą warstwą fabularną jest obraz relacji rodzinnych jakie wiążą Deborah, jej siostrę oraz wymagającego ojca lekarza. Relacji, które rzutują na stosunki bohaterki z jej dziećmi i byłym mężem. To świetny przykład, wręcz podręcznikowy, w którym rodzice przenoszą znienawidzone wzorce wyniesione z dzieciństwa na swoje dzieci. Tym samym schemat się powiela, robiąc krzywdę kolejnym pokoleniom.

Książkę "Nikt się nie dowie" określiłabym jako porządną powieść psychologiczną, zorientowaną na wątek obyczajowy. Bohaterowie wykreowani przez bohaterkę są bardzo wyraziści, relacje jakie ich wiążą również są takie. Narracja stawiająca na dialogi sprawia, że czytelnik staje się mimowolnym uczestnikiem opisywanych wydarzeń, emocjonuje się i pragnie doradzić głównej bohaterce.

Powieść polecam czytelnikom kochającym roztrząsać problemy natury etycznej i moralnej. Przecież nikt się nie dowie co byście zrobili na miejscu głównych bohaterów. Ten sekret będzie tylko wasz.


Barbara Delinsky


Tomasz Szulżycki - "Insygnia nocy"

Tomasz Szulżycki - "Insygnia nocy"







"Miłość, chyba polega na tym, ile prawdy potrafimy znieść (…) Jak bardzo tolerujemy odległość oryginału od doskonałości".


Według starożytnych legend Aryman to bóg zniszczenia, ciemności i wszelakiego zła. Jego przeciwieństwem jest Ormuzd, czyli uosobienie dobra, prawości i mądrości. Odwieczna walka dobra ze złem toczy się od stuleci. Motyw Arymana (znany mi z powieści Philipa K. Dicka pt. "Kosmiczne marionetki") został tym razem zaadoptowany przez naszego rodzimego pisarza. Ciekawi efektu?

Tomasz Szulżycki to niepoprawny purysta, nieprzeciętny wielbiciel literatury oraz rockowej muzyki. Na okładce książki określono go jako "oksymoroniczne połączenie humanisty z informatykiem". "Insygnia nocy" to jego debiut.

Rok 1999, trzy dni przed Bożym Narodzeniem, fikcyjne miasto Caladon. Quincy to młody, bezdomny chłopak, który od dłuższego czasu obserwuje każdego dnia swoją ukochaną podczas jej pracy w oknie wystawowym sklepu. Pewnego dnia los uśmiecha się do bohatera. Quincy niespodziewanie otrzymuje od swojego wieloletniego przyjaciela pokaźną sumę pieniędzy, a do tego udaje mu się zaprzyjaźnić ze swoją wybranką serca, delikatną Jane. Bohater nie spodziewa się, że zakup na miejscowym bazarze srebrnego wisiorka dla ukochanej, zapoczątkuje szereg niebezpiecznych zdarzeń, które łączą się z tajemniczymi morderstwami dokonanymi w ostatnim czasie i osobą człowieka, który oficjalnie nie żyje.

W przypadku tej książki w żadnym wypadku nie radziłabym wam sugerować się okładką, która kompletnie nietrafiona, z pewnością może skojarzyć się czytelnikom z motywem wampirów. W "Insygniach nocy" żadnych wampirów nie ma, nie wiadomo więc skąd akurat taki pomysł na właśnie taką grafikę. Z pewnością na linii treść-okładka nie widać żadnej wspólnej płaszczyzny (może z wyjątkiem naszyjnika, ale to też dyskusyjne). Powieść Tomasza Szulżyckiego to niewątpliwie thriller połączony z kryminałem, w którym występuję dość szeroko zaakcentowany wątek romansowy głównych bohaterów. Autor dość nierówno potraktował oba te motywy. O ile wątek kryminalny opiera się na dobrze zbudowanej percepcji rzeczywistości, o tyle historia miłości Quincy'ego i Jane jest aż nazbyt nieprawdopodobna, by czytelnik był w stanie w nią uwierzyć. Aby zrozumieć tę widoczną nieścisłość, należy przywołać część fabuły. Otóż Quincy zbierając się na odwagę wchodzi do sklepu z zabawkami, a tam zostaje zaproszony na kawę przez Jane. Już samo to jest dość dziwaczne, gdyż która młoda dziewczyna zaprosiłaby bezdomnego na zaplecze miejsca w którym pracuje. Idąc dalej, Jane ledwo poznanego chłopaka, jak gdyby nigdy nic zaprasza do siebie do domu na noc. Rozumiem ludzkie miłosierdzie, jednakże stworzony przez autora scenariusz znajomości głównych bohaterów jest aż nazbyt rażący swoim brakiem realizmu. Cały wątek uczucia pomiędzy bezdomnym i sprzedawczynią jest zbyt obficie polany lukrem, a może to niestety prowadzić do niekontrolowanych mdłości. Na szczęście pomijając to niedopracowanie, dalej jest już tylko lepiej.

Tomasz Szulżycki oparł wątek sensacyjny na wplątaniu w fabułę ciekawych starożytnych, a dokładniej staroperskich legend o Arymanie i Ormuzdzie. I to właśnie z nimi związana jest tajemnica tytułu powieści. Trzeba tutaj zaznaczyć, iż autorowi udało się utrzymać w tym temacie napięcie do końca książki. Finał i w konsekwencji rozwiązanie zagadki jest dość nieprzewidywalne, a poprzedzone dość wartką akcją z pewnością zaciekawi miłośników wszelakich tajemnic. Uważam, że w tej kwestii autor wykazał się niemałym wyczuciem, a starożytne legendy związane z biżuterią to udany strzał w dziesiątkę. To wszystko osadzone w amerykańskich realiach daje niezły efekt.

Warsztat pisarski Tomasza Szulżyckiego niewątpliwie wymaga pewnego doszlifowania w kwestii nadmiernych słownych powtórzeń oraz zostawiania niedokończonych wątków. Biorąc jednak pod uwagę, że to debiut można przymknąć oko na te niedopracowania, mając nadzieję, że autor będzie się nadal rozwijał.

"Insygnia nocy" (pomimo wskazanych wyżej mankamentów) to wciągająca historia o niezbadanych obszarach naszego umysłu, którymi łatwo manipulować. To również opowieść o sile miłości, która jest w stanie pokonać wszelkie przeciwności. A wszystko to okraszone przerażającymi legendami, które do dzisiaj znajdują swoich zwolenników i wyznawców. Powieść dająca kilka godzin naprawdę niezłej rozrywki.


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Psychoskok

http://wydawnictwo.psychoskok.pl/

Recenzja bierze udział w WYZWANIU
http://soy-como-el-viento.blogspot.com/p/polacy-nie-gesi-ii.html

Wesołych Świąt!




Pewnie niebawem wraz z rodziną zasiądziecie do wieczerzy wigilijnej.  Życzę wam by w ten wyjątkowy czas Mikołaj przyniósł wam mnóstwo ciekawych prezentów książkowych. By wszystkie wasze plany i marzenia doczekały się realizacji. Wesołych Świąt moi mili!




Elizabeth Gilbert – "Jedz, módl się, kochaj"

Elizabeth Gilbert – "Jedz, módl się, kochaj"






"Jestem lojalna i stała w miłości do podróży, tak jak nie zawsze byłam lojalna i stała w innych miłościach". 

Książka, o której słyszał chyba każdy. Książka, która dla wielu stała się swoistym drogowskazem życiowym. Długo zwlekałam z przeczytaniem tego światowego bestselleru, lektura czekała sobie spokojnie na półce, aż przyjdzie odpowiedni czas na jej zgłębienie. Czasami nasze wyobrażenia o konkretnej książce rozmijają się z rzeczywistością, tak było i w tym przypadku. Nie jest to bowiem historia przyjemnych podróży okraszonych niezwykłymi przygodami. To, co przedstawia autorka to swoista recepta na życie zgodne z własnymi pragnieniami i marzeniami. Czy udana? Trudno stwierdzić, gdyż każdy człowiek kieruje się własnym katalogiem twardych obowiązków i dozwolonych przyjemności.

Elizabeth Gilbert to kobieta, która niespodziewanie dla siebie pisząc historię swojego życia, stała się inspiracją dla wielu kobiet, które postanowiły zrealizować swoje pragnienia. Autorka pracowała jako dziennikarka, a niektóre z jej artykułów zostały nominowane do National Magazine Award. Książka "Jedz, módl się, kochaj" przez ponad 57 tygodni utrzymywała się na pierwszym miejscu bestsellerów New York Timesa. Ciekawostką jest to, że do wiernych czytelników Elizabeth Gilbert należą Jonathan Carroll czy Meg Ryan.

Autorka i równocześnie bohaterka książki, w wieku trzydziestu lat wywraca swoje życia do góry nogami. Rozwodzi się z mężem i traci cały majątek zostając z niczym. Zapytacie dlaczego? Mając kochanego męża, dobrą pracę, świeżo kupiony dom, Elizabeth po prostu nie jest szczęśliwa. Jej obecne życie przytłacza ją do tego stopnia, że postanawia wszystko zmienić. Po rozwodzie przez długie miesiące nie może się pozbierać. Wyrzuty sumienia dotyczące męża doprowadzają ją do silnej depresji, a nieudany romans z młodszym mężczyzną jeszcze bardziej umacnia ją w przeświadczeniu, że musi coś zrobić. Bohaterka postanawia wyruszyć w podróż swojego życia na okres 12 miesięcy. Miesiące te mają być drogą do poszukiwań równowagi życiowej, która zapewni jej stracone od dłuższego czasu szczęście. Powieść obejmuje sto osiem opowieści, które podzielone zostały na trzy części. Kontynuacją "Jedz, módl się, kochaj" jest druga część pt. "I że cię nie opuszczę". 

Po lekturze książki, czytelnik spragniony niecodziennych wrażeń z pewnością pozazdrości Elizabeth Gilbert możliwości podróżowania po całym świecie. Wgłębiając się w niektóre fragmenty jej wspomnień, można odczuć wręcz fizyczną potrzebę wyruszenie w nieznany świat. Dobrym zabiegiem, który de facto porządkuje przeżycia bohaterki, jest podział książki na trzy części. Część pierwsza - "Jedz" czyli podróż do słonecznych Włoch. Autorka poświęca się tutaj nauce języka włoskiego oraz zgłębia filozofię życiową Włochów. Jak sam tytuł wskazuje, największe znaczenie w tym przypadku ma dla niej jedzenie. Dla amatorów i smakoszów kuchni, to na pewno źródło ciekawych informacji. Część druga - "Módl się" to z kolei Indie. Elizabeth w aśramie zgłębia tajniki jogi i medytacji. Próbuje napełnić swoja osobę spokojem i pogodą ducha. Poznaje tam przyjaciół, którzy pomagają jej odnaleźć siebie. Ta część została przeznaczona wyłącznie dla sympatyków duchowości, pragnących zgłębić tajniki medytacji. Część ostatnia – "Kochaj" czyli Indonezja. Poszukiwanie przez bohaterkę siły wyższej, boga, jakkolwiek go nazwiemy. To właśnie tutaj autorka próbuje odnaleźć równowagę między przyjemnością, a wewnętrznym spokojem. Tutaj też spotyka niespodziewanie miłość. Miłość, która wzbudzi w niej wiele sprzecznych emocji. Ta część właśnie była dla mnie najbardziej interesująca. Pojawiła się bowiem miłość, ciekawie opowiedziana historia Balijczyków i cudowne krajobrazy.

"Jedz, módl się, kochaj" to książka, która nie znajdzie czytelnika, dla którego wszystkie trzy części będą rewelacyjne. Dotykanie tak wielu różnorodnych płaszczyzn jak kuchnia, duchowość i miłość dla wielu będą w pewnej części nudne bądź niezgodne z przyjętą przez czytelnika filozofią życiową. Równocześnie jednak, pewne partie książki miłośnik kuchni czy sympatyk jogi będzie czytał z zapartym tchem. Nie jest to więc cecha negatywna utworu, swego rodzaju uniwersalność to chyba najlepszy zabieg, każdy bowiem znajdzie w tej powieści coś dla siebie. Jedni mniej, drudzy zaś więcej.

Czytając wynurzenia autorki, trudni uniknąć oceny jej postawy życiowej. Elizabeth Gilbert pomimo faktu bycia wielką egoistką, jest równocześnie bardzo odważną kobietą. Można oczywiście nie pochwalać jej wyborów, jednakowoż czerpana przyjemność z lektury o samotnej podróży, nieznacznie inspiruje. Zapytacie do czego? Odpowiedź jest prosta, do zmian, nawet tych najmniejszych. Zmian, które polepszą nasze życie. Elizabeth Gilbert swoją historia stara się przekazać prostą prawdę: trzeba walczyć o swoje marzenia i o odnalezienie samego siebie.


"Człowiek nie jest ani marionetką bogów, ani jedynym panem samego siebie; jest pierwszym i drugim po trochu".




Jak zapewne większość z was wie w 2010 roku powstał film na podstawie książki Elizabeth Gilbert o tożsamym tytule, w którym rolę bohaterki zagrała znakomita Julia Roberts. Film jest dosyć długi, trwa bowiem prawie dwie i pół godziny ale uwierzcie mi, że czas przy nim płynie bardzo szybko.

Znakomita gra aktorska Julii Roberts i piękne krajobrazy to główne atuty filmu. Podczas oglądania widz ma szansę uczestniczenia w różnorodnych doznaniach bohaterki. Irytację może jedynie wzbudzić pominięcie paru istotnych wątków z książki, niestety ze stratą dla filmu. Warto wspomnieć, że tytuł ten znalazł swoje miejsce na liście lubianych książek przez Oprah Winfrey i gdy dowiedziała się o tym Julia Roberts, natychmiast wykupiła prawa do zekranizowania filmu.

Julia Roberts podczas kręcenia zdjęć we Włoszech, powiedziała do reżysera filmu:


"Nie rozumiesz, za co kobiety kochają tę książkę. Nie chodzi o duchowość, nie chodzi o miłość, ale o to, że można bezkarnie jeść!" 

Myślę, że można odnaleźć w tym zdaniu ziarenko prawdy. Polecam najpierw przeczytać książkę, a potem obejrzeć jej ekranizację.


Elizabeth Gilbert

Piotr Berg - "Astrolog"

Piotr Berg - "Astrolog"





"Zauważcie jak gwiazdy filmowe należące do różnych tajnych struktur i stowarzyszeń dbają o to, żeby nikt nie wiedział, kiedy dokładnie się urodziły ich dzieci".

Astrologia, zwana również nauką o gwiazdach znana jest ludzkości od czasów starożytnych i wbrew pozorom do rangi pseudonauki zepchnięto ją dopiero w XVIII wieku. Pomimo wielu głosów krytyki, miliony ludzi na całym świecie wierzy w siłę oddziaływania ciał niebieskich na naszą przyszłość. Po lekturze "Astrologa" i mój sceptycyzm w tej materii znacznie osłabł.

Piotr Berg to nie kto inny tylko Bożydar Grzebyk, z wykształcenia historyk, z natury idealista, absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego. W swoim życiorysie może pochwalić się podróżami oraz pracą za granicą. Obecnie autor w ciągu dnia pracuje w urzędzie, a nocami zajmuje się swoją pasją czyli pisaniem. Jest ojcem dwóch córek. Dotychczas zostały wydane trzy jego książki: doskonała satyra na naszą polską rzeczywistość pt. "A komu czasem nie odbija?", powieść "Astrolog" oraz zbiór opowiadań.

Walter Knight, twórca specjalnego programu komputerowego o nazwie "Lilith", pozwalającego na podstawie daty i godziny urodzenia konkretnego człowieka scharakteryzować cały jego portret psychologiczny i przewidzieć dalsze losy, zapada na nieuleczalną chorobę. Tymczasem dzieło jego życia zaginęło w tajemniczych okolicznościach. Wiele światowych organizacji żądnych władzy pragnie przechwycić program. Jedyną drogą do osiągnięcia tego celu jest uczeń Knighta, Andy Kozinsky, tytułowy astrolog żyjący z wiedzy o oddziaływaniu gwiazd na ludzkie życie. Jak się okazuje dla tej wiedzy niektórzy potrafią nawet nawet zabić.

Autor znany czytelnikom z doskonałej satyry na naszą polską rzeczywistość stworzył coś zupełnie odmiennego, mianowicie powieść sensacyjną z wątkiem kryminalnym, której akcja dzieje się w Nowym Jorku wraz z epizodem w Polsce. Pomysł na fabułę, oscylujący wokół tajemnic astrologii to strzał w dziesiątkę. Wielu z nas bowiem, czy to z czystej ciekawości czy po prostu wiary w moc planet, codziennie zagląda do horoskopów celem zgłębienia tajemnic nieodgadnionej przyszłości. Autor bardzo realistycznie i wyczerpująco kreacjami bohaterów swojej powieści wskazuje na prawdopodobieństwo możliwości odczytywania ludzkich cech przy uwzględnieniu dokładnej daty i godziny urodzenia. Jak się okazuje nawet w przypadku bliźniaków, kilka minut różnicy przy przyjściu na świat może spowodować wielkie dysonanse charakterologiczne pomiędzy rodzeństwem. Trzeba przyznać, że to naprawdę ciekawy temat, który może wzbudzić zainteresowanie czytelnika. Bożydar Grzebyk nawiązuje również do nieznanego mi bliżej faktu zaginięcia starożytnego traktatu Arystotelesa o astrologii pt. "Sekret sekretów" oraz o przepowiedzeniu holokaustu przed wybuchem II wojny światowej na podstawie wiedzy astrologicznej.

Pomimo faktu, iż większość akcji dzieje się w Stanach Zjednoczonych, czytelnicy odnajdą w powieści również wątek polski. Jeden z głównych bohaterów, na postaci którego osnuta jest cała historia to Walter Knight, potomek żydowskiego aptekarza spod Lwowa, który parał się astrologią. To właśnie z tą postacią autor łączy kilka wątków, w tym przepowiednie o nadchodzącym holokauście przed wybuchem II wojny światowej czy zaginioną księgę Arystotelesa. Takie połączenie pozwoliło autorowi wykreować dynamiczną historię, która co chwilę odsłania swoje nowe karty. Do mitycznej astrologii dochodzą kartele narkotykowe czy tajne rządowe instytucje rywalizujące ze sobą na wielu polach. Trzeba przyznać, że wszystkie te wątki wrzucone do jednego worka, okraszone wartką akcją pozwoliły autorowi stworzyć naprawdę dobrą powieść sensacyjną

Styl Bożydara Grzebyka to płynny język, z wieloma nawiązaniami do różnych obszarów życia, jakie można łatwo wychwycić podczas lektury powieści. To, co może potencjalnemu odbiorcy utrudniać czytanie to problem natury czysto technicznej, a mianowicie zbyt mała czcionka tekstu. Z pewnością przy większej czcionce komfort z lektury książki byłby o wiele większy.

Po lekturze "Astrologa" z pełną odpowiedzialnością można stwierdzić, iż autor miał trafiony pomysł na swoją książkę. Pomysł, który do tego wszystkiego potrafił w naprawdę dobry sposób zaadoptować na ciekawą powieść sensacyjną. Szkoda tylko, że tak wartościowe książki giną w masie innych i nie są w stanie przebić się na naszym rynku, by iść dalej w świat. "Astrolog" dorównuje bowiem wielu światowym bestsellerom z pogranicza gatunkowego sensacji i thrillera z motywem teorii spiskowych. Mogę tylko napisać jedno: polecam.


Za możliwość przeczytania książki dziękuje portalowi Sztukater oraz Wydawnictwu Grodkowskie
http://sztukater.pl/



Rekomendacja recenzji na portalu Zaczytaj się!
http://zaczytajsie.pl/2014/01/09/piotr-berg-astrolog/



Recenzja bierze udział w WYZWANIU

Wyniki konkursu z "Parabellum. Prędkość ucieczki"

Wyniki konkursu z "Parabellum. Prędkość ucieczki"



Nie będę was dłużej trzymać w niepewności. Dzisiaj 21 grudnia, więc nadszedł czas ogłoszenia wyników konkursu z książką Remigiusza Mroza pt. "Parabellum. Prędkość ucieczki".




Pytanie konkursowe brzmiało:

Co oznaczają słowa składowe tytułu książki Remigiusza Mroza, czyli "parabellum" oraz "prędkość ucieczki"?

Odpowiedź mogliście znaleźć na stronie autora. Oto i ona:

Parabellum jest zlepkiem dwóch łacińskich słów, które wykradłem z lubianej przez dyktatorów, starej maksymy: „Si vis pacem, para bellum”, oznaczającej mniej więcej tyle: „chcesz pokoju, gotuj się do wojny„.

Co zaś tyczy się „Prędkości ucieczki” – od początku miałem w zamyśle, by tytuły kolejnych tomów związane były z terminologią czarnej dziury (i rzeczywiście są). We wrześniu ’39 znajdujemy się na jej obrzeżach, jednak prędkość z jaką się poruszamy nie pozwala już wyrwać się z pola grawitacyjnego. A dalej? Jak jest dalej, każdy wie. Metafora może nie jest zbyt zawoalowana, ale wydaje mi się, że oddaje sedno sprawy.


Do konkursu przystąpiło 70 osób. Dwie osoby nie wezmą udziału w losowaniu ze względu na brak poprawnej odpowiedzi oraz niemożność dotarcia do adresu e-mail. Lista osób, które spełniły wszystkie warunki kształtuje się następująco (numer porządkowy według daty dodania komentarza):








A oto wyniki:


 
 

Wylosowane liczby to 22 i 32, czyli osoby z adresami e-mail:

magdad999@gmail.com
dzz14@interia.pl

Szczęśliwcom gratuluję! Za chwilę wyślę do was wiadomość z prośbą o podanie adresu do wysyłki nagrody. Osobom, którym tym razem się nie udało dziękuję za wzięcie udziału w konkursie. 

Podziękowania składam także autorowi książki oraz wydawnictwu Erica. Zachęcam również do polubienia fanpage Remigiusza Mroza na facebooku - KLIK.

Już teraz mogę wam zapowiedzieć przyszłotygodniowy kolejny konkurs, także zaglądajcie na moją stronę.

Adrian Atamańczuk - "Arlin"

Adrian Atamańczuk - "Arlin"




"Jesteśmy tylko aktorami na wielkiej scenie, marionetkami w sztuce, którą napisał ktoś inny. Możemy grać dobrze bądź źle, ale samego scenariusza nie zmienimy".


Wielka bitwa, w której ścierają się odwieczni wrogowie czyli dobro i zło, to niemalże punkt obowiązkowy dla pisarza tworzącego w nurcie fantasy. Przy tworzeniu efektownej bitwy, stanowiącej niejako punkt kulminacyjny powieści osadzonej w tym gatunku, należy pamiętać o wielu szczegółach składających się na cały obraz fabuły. Autor mało znanego dzieła, o którym dzisiaj wam opowiem, z pewnością wie jak zaplanować i przenieść na papier własne myśli, by zaspokoić wygórowaną wyobraźnię czytelnika.

Adrian Atamańczuk, zwany również "Lancanem" to urodzony w Krakowie, a mieszkający obecnie w Wiedniu miłośnik przyrody. Uwielbia wędkowanie, akwarystykę i ogrodnictwo, nazywa siebie włóczykijem i przebiegaczem lasów i torfowisk, zafascynowany podróżami i obcymi kulturami, marzyciel. Autor obraca się w nurcie fantasy, jednakowoż napisał także opowiadanie sensacyjne oraz tworzył felietony z podróży.

"Arlin" to książka na którą składają się dwa opowiadania: "Książę Cienia" oraz "Płomień i mrok". "Książę Cienia" opowiada o odważnej, tytułowej bohaterce o imieniu Arlin. Dziewczynka nie mogąc znieść zniewolenia tajemniczej czarodziejki nazywanej przez ludzi wiedźmą, uwalnia ją. Piękna Szeramis w podzięce za wolność obdarza bohaterkę magicznym pierścieniem Dallili. Pierścieniem, który w przyszłości na zawsze odmieni życie Arlin. "Płomień i mrok" to natomiast późniejsze losy bohaterki. Armia ciemności opanowuje świat, niszcząc wszystko co dobre na Ziemi. Arlin i jej przyjaciele muszą stawić czoła demonowi, którego moc wydaje się nie do pokonania.

Adrian Atamańczuk stworzył dwa opowiadania, które można niewątpliwie traktować jako jedną całość. Warto podkreślić, iż "Książę Cienia" można zakwalifikować jako powieść, gdyż jest dość obszerną historią. Opowieść o Arlin to klasyczne fantasy, w którym świat przedstawiony w wielu punktach przypominał będzie czytelnikowi epokę średniowiecza. Autor zadbał o szeroko wyeksponowane motywy magiczne, stające się pierwszorzędnym składnikiem fabuły, miejsca akcji i czasu. W temacie tym na uwagę zasługują przede wszystkim barwne opisy fauny i flory, które z pewnością rozbudzają wyobraźnię czytelnika. Ważnym jest również fakt, iż autor przedstawia fantastyczny świat widziany oczami kobiety, co niewątpliwie nie jest łatwą rzeczą. Adrian Atamańczuk w moim przekonaniu sprostał temu zadaniu.

W "Arlin" nie spodziewajcie się rozbudowanego wątku miłosnego, gdyż jest on jedynie tłem do przedstawienia odwiecznej walki dobra ze złem. Walki, która piórem autora przeistacza się w dobrze zaplanowaną bitwę, którą cechuje dbałość o szczegóły i dynamika. Miłośnicy spektakularnych bitew osadzonych w nurcie fantasy na pewno nie odczują rozczarowania w tym aspekcie. W bitewnych i wyczerpujących opisach bowiem znajdziecie rozmach, a morze szczegółów na pewno was nie przytłoczy. Adrian Atamańczuk zadbał również o przedstawienie różnych punktów widzenia w scenach batalistycznych, dzięki czemu czytelnik ma szansę ujrzeć cały obraz, z wielu różnych perspektyw. Biorąc to wszystko pod uwagę, mogę stwierdzić, że epicki rozmach nie jest autorowi obcy. Dobrym zabiegiem w tego typu literaturze są załączone na końcu książki mapki oraz symbole krain i plemion. Dodatkowo dwa opowiadania oddzielają ciekawe szkice.

Książkę Adriana Atamańczuka poleciłabym głównie miłośnikom powieści fantasy, którzy kochają wszelakie bitwy i pojedynki w świecie, w którym wszystko jest możliwe. Czytelnikom, dla których wątek miłosny nie jest priorytetem w tego typu lekturze. Dbałość o szczegóły, żywe dialogi i język pozwalają zatopić się w historii Arlin na kilka ładnych godzin. Polecam.


Adrian Atamańczuk


Za możliwość przeczytania książki dziękuję autorowi


Recenzja bierze udział w WYZWANIU


Sławomir Zatwardnicki - "Ateizm urojony"

Sławomir Zatwardnicki - "Ateizm urojony"




"W oczach niewierzącego Bóg jawi się więc jako – delikatnie mówiąc – pozostawiający wiele do życzenia; podobnie jak wiele do życzenia pozostawia jeszcze mniej ludzka pustka powstała po Jego odrzuceniu".


W XXI wieku obok znanego wszystkim od starożytności pojęcia ateizmu, pojawił się również całkiem świeży nurt zwany "nowym ateizmem". Nurt ten opierający swoją idee o mniejszą tolerancję w kwestii religii i w konsekwencji przeciwdziałanie jej i krytykowanie. Niezaprzeczalnie prekursorami nowego ateizmu są okrzyknięci "Czterema Jeźdźcami" autorzy, wśród których wyróżnić można Richarda Dawkinsa oraz Christophera Hitchensa. I to właśnie z poglądami tych panów polemizuje autor "Ateizmu urojonego".

Sławomir Zatwardnicki to absolwent teologii na Papieskim Wydziale Teologicznym we Wrocławiu. Redaktor naczelny serwisu rodzinnego Opoki oraz współpracownik portalu "Opoka". Jest publicystą oraz autorem licznych artykułów i książek. Zatwardnicki mocno angażuje się w działalność ewangelizacyjno-formacyjną. Autor szczęśliwie żonaty, posiada trójkę dzieci, mieszka wraz z rodziną w Zabrzu.

"Ateizm urojony" to w głównej mierze polemika ze znaną książką Richarda Dawkinsa pt. "Bóg urojony". Publikacja składa się z sześciu rozdziałów, w których Sławomir Zatwardnicki ukazuje niebezpieczeństwa związane z rozwijającym się na całym świecie nowym ateizmem, oraz dotyka wielu kwestii jak chociażby materializmu, odrzucenia Jezusa czy ewangelizacji i służby Bogu.

Książka Sławomira Zatwardnickiego z pewnością w głównej mierze skierowana została dla czytelników, którzy mają za sobą lekturę "Boga urojonego" Dawkinsa. Autor bowiem wielokrotnie cytując wyżej wymienionego autora, polemizuje z jego poglądami, starając się je obalić i nadać im nutę bezsensowności. Z tego też względu czytelnikom, którzy mają książką Richarda Dawkinsa za sobą, będzie o wiele łatwiej przyswoić pewne przemyślenia i liczne polemiki. Nie jest to oczywiście niezbędne, jednakowoż mocno przeze mnie zalecane. Trzeba również podkreślić, iż nie tylko Dawkins znalazł się pod ostrzałem Zatwardnickiego. Christopher Hitchens to bowiem druga postać, której poglądy autor punktuje i wykazuje ich słabe strony w sposób bardzo dosadny.

Podczas lektury poszczególnych rozdziałów przebija się mocno odczuwalna dawka kpiny i żartu dla wyżej wymienionych przedstawicieli nowego ateizmu. Duet Dawkins-Hitchens na potrzeby książki został zaadoptowany na "Rysia-Krzysia", co niezaprzeczalnie potwierdza cięty język autora. Trzeba przyznać, że to dość niecodzienny zabieg, mający z pewnością na celu rozluźnienie czytelnika i danie mu poczucia swojskości przy lekturze. Osobom mającym w planach tę publikację radziłabym czytać ją z przerwami, gdyż niektóre fragmenty należy sobie dokładnie przeanalizować i po prostu przyswoić. Zbyt pobieżna lektura książki może wzmóc odczucia niejasności i zbytniego zagmatwania przez autor niektórych poruszanych przez niego tematów.

Czytelnik nie powinien spodziewać się odpowiedzi na pytanie czy istnieje Bóg i jakie dowody za tym przemawiają, bowiem rozprawa Zatwardnickiego to swoista polemika z poglądami "Rysia-Krzysia", mająca na celu ukazanie bezsensowności nowego ateizmu. Autor wskazuje błędne w jego przekonaniu tezy, na których opierają się dwaj wymienieni wyżej przedstawiciele tegoż nurtu. Wielokrotnie można wyczuć pewną dozę złośliwości, która celowo użyta obnaża słabe podstawy nowego ateizmu.

Z pewnością "Ateizm urojony" to rozprawa skierowana głównie do czytelników mających chociażby minimalną wiedzę w temacie nowego ateizmu. Autor posługując się wieloma rozważaniami teologicznymi, może nieobeznanego czytelnika w tym obszarze nieco przytłoczyć. Polecam osobom, które mają za sobą lekturę książki "Boga urojonego" Dawkinsa, chcącym zweryfikować przedstawione tam tezy i interpretacje.



Sławomir Zatwardnicki

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu M
http://www.mwydawnictwo.pl/


Recenzja bierze udział w WYZWANIU
http://soy-como-el-viento.blogspot.com/p/polacy-nie-gesi-ii.html

Copyright © 2016 Subiektywnie o książkach , Blogger